piątek, 1 maja 2015

Rozdział X

Odkąd ja i Peeta mieszkamy razem nasz dom zupełnie się zmienił. Po całym mieszkaniu roznosi się zapach chleba, na ścianach pojawiły się nowe obrazy i ogólnie jest milej. Co raz rzadziej chodzę na polowania, bo wszystko to zastępują wypieki Peety. Nie ma jeszcze chętnych na kupno jego domu, aczkolwiek planujemy sprowadzić tutaj Annie, o ile nie zakorzeniła się w swoim dystrykcie na stałe. Póki co, w dwunastce jest spokojnie.
Któregoś dnia Peeta zawiązał mi oczy i gdzieś mnie zaprowadził.
- Gdzie idziemy?- pytam zaciekawiona, chociaż wiem, że i tak mi nie odpowie.
- Powiem ci tylko tyle, że znasz to miejsce bardzo dobrze.
Na początku myślałam, że idziemy do lasu, ale to by za długo trwało. Po chwili zdejmuje mi chustkę. Właśnie stoję przed sztalugą, w dawnym biurze.
- Peeta, po co zawiązałeś mi oczy i oprowadzałeś po wszystkich pokojach, by przyprowadzić mnie tutaj?
- Żeby zbudować napięcie.- śmieje się.
- Napięcie?
- Tak, mam zamiar nauczyć Cię malować.
- Co?!- krzyczę przerażona. Nigdy nie nadawałabym się nawet na kucharkę, a co dopiero malarkę.
- Spokojnie, to proste.
- Czy ty naprawdę myślisz, że coś z tego będzie?
- Coś na pewno.- Peeta nadal się śmieje, a ja do niego dołączam.
- To co namalujemy?
- Ja prostej kreski nie umiem narysować!
- Z wielką chęcią cię nauczę.
- Muszę?- mówię cicho.
-Tak, Katniss, musisz, ostatnio nie mam się z czego śmiać- udaję naburmuszoną, ale Peeta obraca mnie i mówi:
- Będzie ci szkoda tej bluzki, czy nie?
- Czemu pytasz?
- Znając ciebie będziesz cała w farbie.
- Raczej nie będzie mi jej szkoda, mam ją od paru lat.
- W takim razie zacznijmy- daje mi ołówek do ręki, a ja patrzę na przybór otępiało.
- Katniss, to jest ołówek.
- Wiem, tylko nie wiem co z nim zrobić- zaczynam się śmiać. Peeta ustawia mi go w ręce.
- Czemu trzymasz ten biedny ołówek tak mocno?
- Bo cały czas nie wiem, co z nim zrobić.- Powtarzam, a Peeta lekko kładzie swoją rękę na mojej i od razu ją rozluźniam.
Drugą ręką obejmuje  mnie w talii, przez co w ogóle nie mogę się skupić.
Obserwuję jak ja, a właściwie Peeta szkicuje jakiś budynek, który dopiero po chwili przypomina nasz dom. Nagle odskakuje i wygląda jakby właśnie coś sobie uświadomił.
- Katniss, zapomniałem.
- O czym?- ołówek znów ląduje w mojej ręce.
- Ale ja nie umiem.
- Zaufaj mi.- poprawia mi ołówek.
- Pamiętaj, delikatnie.
- Co mam zrobić?
- Dokończyć rysować okno.
- Spróbuję.- Peeta przygląda się uważnie temu co robię i czuję presję.
- Peeta, mógłbyś się odwrócić póki nie skończę rysować?
- Dlaczego?- na jego ustach pojawia się figlarny uśmiech.
- Bo mnie stresujesz.
- Czyli rozpraszam cię?- przysuwa się do mnie.
- Tak!- przez chwilę patrzy mi się w oczy, ale odwraca się.
Po jakimś czasie udaje mi się narysować coś, co przypomina okno. Jestem z siebie zadowolona, bo to chyba najlepsza rzecz jaką udało mi się narysować. Najlepsza i jedyna.
- Już.- Mówię, a Peeta się obraca.
- Wiesz...- zaczyna, jakby zaraz miał mi powiedzieć, że nic nie narysowałam.- Naprawdę ładnie, tylko, Katniss, powiedz mi: od kiedy mamy okno na dachu?- kończy, a ja odsuwam się od sztalugi, by zobaczyć, co nabazgroliłam. Na płótnie widzę dom, który wygląda całkiem normalnie, więc protestuję:
- Przecież jest dobrze.
- Wiem, żartowałem.
- Bardzo śmieszne.
- Katniss, skoro już umiesz narysować okno, to może spróbujesz naszkicować drzwi?- zastanawiam się przez chwilę nad tą propozycją, ale odpowiadam:
- Naucz mnie.- Podtykam mu ołówek pod nos, a on układa go w mojej ręce, którą trzyma, dokładnie tak, jak przedtem. Całą uwagę skupiłam na Peecie, a nie na obrazie, co chyba zauważa, bo co chwilę na mnie spogląda.
- Zazwyczaj tego nie mówię, ale aż tak ci się podobam?- zawstydzam się i spuszczam głowę, żeby nie widział mojej twarzy.
- Zazwyczaj gdy maluję, to staram się patrzeć na płótno, bo w podłodze raczej nic się nie zobaczy- nadal tkwię w tej samej pozycji, czuję, że policzki mnie pieką.
- Katniss...
- Hm?- nie jestem w stanie wydobyć z siebie nic więcej, ale podnoszę głowę.
- Dziękuję.
- Za co?- naprawdę nie wiem, o czym mówi.
- Że się zgodziłaś.
- Mów jaśniej.
- Za to, że wykazałaś chęć na namalowanie czegokolwiek.
- Przecież każdy by tak zrobił- oznajmiam wymijającym tonem. Mnie wydaję się to oczywiste.
- Nie. Zrobiłaś to, bo wiedziałaś, że to dla mnie ważne- przytakuję, ponieważ chyba naprawdę tak było.
- Chcesz coś zjeść?- kiwam głową.- To chodź.
W tym momencie robi coś, czego się nie spodziewałam, ale nie protestuję. Wziął mnie na ręce i zaniósł do kuchni.
- Wiesz, że jeszcze umiem sama chodzić?- mówię, ale nie da się ukryć, że się cieszę.
- Tak, ale cię kocham i chcę cię mieć cały czas przy sobie.
Kładzie na stole świeży chleb, dżem i herbatę. Od razu zabieram się za jedzenie. Gdyby nie Peeta, pewnie jadłabym teraz mięso z upolowanego królika, lub wiewiórki. Zauważam, że jest bardzo zamyślony, więc przerywam ciszę:
- Peeta, może jutro pójdziemy do lasu? Nauczę cię strzelać.
- Ja i strzelanie?- mówi z niedowierzaniem w głosie.
- Wiesz, jeśli nauczyłeś mnie cokolwiek narysować, to nie widzę przeszkód.
- Katniss, to co innego, ja nie umiem chodzić niezauważony po lesie.
- Nie umiałeś- kładę nacisk na ostatnie słowo. Wstaję, chwytam Peetę za rękaw i prowadzę do drzwi.
- Co robisz?- pyta zaskoczony.
- Zmieniam plany. Idziemy dzisiaj.
- Katniss...- Peeta robi taką minę, jakbym kazała mu iść na tortury.
- To nic strasznego, zobaczysz- zakładam kurtkę, buty i idę po łuk. Peeta idzie za mną jak cień, przy czym uważnie przygląda się kołczanowi.
- Katniss, proszę, ja nie chce.- Jęczy.
- Ja się zgodziłam, to teraz pora na ciebie- patrzy się przez chwilę na broń, lecz widzę na jego twarzy uśmiech.
- Nauczysz mnie?- wyobrażam sobie wspólne chwile spędzone z Peetą.
Oceniam jego budowę- ma mięśnie, co wiedziałam od dawna, więc raczej nie będzie miał problemu napiąć łuku, ale to nie na tym polega. Trzeba umieć dobrze wycelować.
- O ile się da.- Mówię zadziornie i ruchem głowy wskazuję schody.
Drogę przeszliśmy w ciszy. W lesie czuję się zupełnie inaczej. Tu czuję się wolna i wiem, że mogę robić co tylko zechcę, bo i tak nikt mi nie zabroni.
- Sprawa jest prosta.- Zaczynam, jakbym miała mu objaśnić bardzo trudny plan.- Na sam początek musimy się dowiedzieć, które oko pierwsze reaguje na to, w co chcesz strzelić i dzięki któremu strzelisz celniej.- Peeta wygląda na załamanego.- Nie martw się tak, to bardzo proste.- Pocieszam go.
- Weź ręce przed siebie i uformuj z dłoni trójkąt, następnie wybierz jakiś punkt na drzewie i zrób tak, by był mniej więcej na środku.- Patrzę na niego i trochę wyprostowuję mu ręce bo trzymał je kurczowo przy sobie.- Teraz zamknij lewe oko, a następnie prawe i zobacz, którym okiem zobaczysz punkt po środku trójkąta.
Mija parę minut, a Peeta nadal tkwi w tej samej pozycji.
- Więc?- pytam zniecierpliwiona.
- Co?
- Które oko?
- Czekałem na dalsze instrukcje. Lewe.
- To dobrze, teraz weź łuk.- Wręczam mu broń. Podchodzę do niego, staję za nim i kładę mu dłonie na rękach, tak jakbym to ja trzymała łuk. Widzę, że nie może się skupić, tak samo jak ja, gdy malował.
Gdy już dobrze go ustawiłam, odchodzę na parę metrów i od razu widzę, że łuk nie jest dopasowany do jego postury.
- To nie wyjdzie.
- Wiem to już od dawna- zaczyna się śmiać.
- Nie o to chodzi. Łuk jest za mały.
- To wracajmy, ściemnia się.
- Może chodźmy nad jezioro.- Proponuję, bo nie mam ochoty wracać. Lubię spędzać czas z Peetą w takich miejscach.- Peeta, teraz mamy czas, możesz mi na spokojnie wyjaśnić sprawę z twoją próbą samobójstwa?- poruszam temat, który mnie dręczył i który nie powinien być poruszony.
- Tuż po naszej kłótni wydawało mi się, że mnie nie kochasz i nie kochałaś, że byłaś ze mną tylko ze względu na to co przeszliśmy. To przez Snowa i ten cholerny Kapitol.- Kopie kamień, a ja obejmuję go, by się uspokoił.
- Dokończ.
- Katniss, nie wiem, co myślałem, ale żałuję. Jeśli bym cię zostawił, to nie darowałbym sobie tego.
Pierwszy raz od dłuższego czasu widzę jak Peeta zaczyna płakać. Siadam mu na kolanach lekko całuję go w policzek niech wie, że jestem przy nim.
- Spokojnie, rozumiem cię.
- Nie, Katniss, nie rozumiesz, sam nie rozumiem.- Wstaje i patrzy się w wodę.
To chyba dla niego za dużo, zresztą dla mnie też.
- Wracamy?
Nie odpowiada, więc biorę go za rękę i wręcz zmuszam, żeby się odwrócił.
- Katniss, wybacz.
- Peeta, zawsze, gdy coś cię będzie męczyć przyjdź do mnie. Nie zwracaj uwagi czy się na ciebie denerwuję czy nie, bo ja i tak ci pomogę, nawet gdybym miała do zrobienia na pozór o wiele ważniejszą rzecz. Nie ma nic ważniejszego od ciebie. Nigdy nie będzie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wiem, że Wam się nie chce komentować moich postów, ale tylko i wyłącznie dzięki temu mogę się dowiedzieć co o nich sądzicie, proszę poświęćcie tę chwilę.
Doceniam to, iż w ogóle to jesteś, jednak proszę zastosuj się do poniższych reguł:
**Czytasz- komentujesz, :D
**Jeżeli chcesz coś skrytykować, to podaj argumenty,
**Nie maskuj głupoty wulgaryzmami,
**Baw się dobrze!