piątek, 22 maja 2015

Rozdział XII

Siedzę w pociągu wraz z Peetą, Annie i jej synem, Johanną, Enobarią, Beeteem, Haymitchem i Effie, która koniecznie chciała z nami jechać.
Nie rozmawiamy, bo jesteśmy chyba za bardzo przejęci przyszłością.
Obserwuję rozmaite kapitolińskie budowle. Przeszywa mnie dreszcz, bo przypominają mi się podróże na arenę, ale na szczęście mam u boku osobę, która nie ma zamiaru mnie opuścić. Ponieważ nie mogę znieść ciszy mówię:
-Długo jeszcze?
Beetee spogląda na zegarek, po czym odwraca głowę w kierunku okna.
-Jakieś dziesięć minut.
-Kiedy się zaczyna losowanie?
-Za dwadzieścia minut.
-Jak to? Przecież nie zdążymy!
Krzyczy zdenerwowana Effie. Widzę, że jej entuzjazm nie zanikł w całości.
-Katniss, Peeta, musicie się pięknie prezentować.
-Effie, my już nie jesteśmy trybutami.
Mówi zniesmaczony Peeta.
-Co z tego? Trybuci muszą was polubić. Już, już wstawać!
Wszyscy pasażerowie jak na komendę podnoszą się, a Effie zaczęła oceniać ubiór każdego z nas. Po jej minie wywnioskowałam, że spodziewała się czegoś lepszego, ale chowa to dla siebie. Teraz ja patrzę na przyszłych mentorów. Annie w jasno niebieskiej sukience, Beetee, Haymitch i Peeta w garniturach. Johanna i Enobaria jak widać nie przejęły się wyglądem bo stoją przede mną w spodniach i zwykłych koszulkach, a ja mam na sobie sukienkę od Peety, która mu się tak bardzo podobała i namawiał mnie, żebym założyła właśnie ją. Jedyne co mnie zaszokowało to Effie z krótkimi brązowymi włosami, zgrabnie upiętymi w kok i sukienką w kolorze purpury.
-Dobrze, wyglądacie przepięknie!
Udaje jej się wydusić z siebie choć jeden fałszywy komplement. Wszyscy to zauważają, ale tylko Johanna reaguje.
-Nie słódź nam tak, bo zwymiotuję.
Effie otwiera usta, zapewne by coś powiedzieć, ale w tym samym czasie pociąg gwałtownie hamuje, a my przewracamy się na podłogę. Po chwili słychać przeprosiny ze strony konduktora. Peeta pomaga się podnieść mnie i Annie, która od samego początku trzyma się blisko nas. Lubię ją. Nie jest ani gadatliwa, ani małomówna. Jest normalna, za to ją cenię. Teraz jest odpowiedni czas na spytanie się jej co sądzi o kupnie naszego domu. Właściwie kupno to tylko formalności, jesteśmy w stanie bardzo zniżyć dla niej cenę. Szturcham Peetę, bo to on zawsze był lepszym rozmówcą, a on rozumiejąc o co mi chodzi podchodzi do niej.
Nie wsłuchiwałam się w ich rozmowę, ale Annie radośnie pokiwała głową na koniec, wiec można się spodziewać, że się zgodziła. Na wszelki wypadek pytam:
-No i co?
-Przeprowadzi się do dwunastki. Podobno ma dość czwórki, bo za bardzo kojarzy jej się z Finnickiem, a po drugie jest tam bardzo samotna.
Cieszę się, że czasem będę miała z kim porozmawiać gdy Peety nie będzie. Annie ogólnie jest typem samotnika, więc nie sądzę, że będzie u nas przesiadywać całymi dniami.
Nasz środek transportu powoli zaczyna zwalniać, aż w końcu całkowicie staje. W głośnikach słyszymy ponowne przeprosiny wraz z pożegnaniem.
Stoimy na peronie, każdy oprócz mnie z walizką w ręce, bo ja i Peeta spakowaliśmy się do jednej. W końcu to tylko cztery dni. Effie pogania nas, bo cały czas uważa, że nie zdążymy dojść do kwatery, która jest niecałe sto metrów dalej. Z jej opowiadań wynika, że to skandal przydzielać nam jeden pokój. Dla mnie to dobrze, nie chciałabym mieć daleko do Peety, a tak to będziemy razem, nawet tutaj.
Po wejściu do pałacu od razu przekierowują nas do mieszkania, ale ponieważ nie mamy czasu się rozejrzeć, po prostu rzucamy walizki i idziemy na ceremonię. Schodzimy, a właściwie zbiegliśmy po schodach i zajmujemy miejsca na platformie.
Patrzę na wielki, pusty plac. To jest prawda, że w Kapitolu było mało prawdziwie kapitolińskich osób. Większość zbiegła tutaj przy okazji, by nie brać udziału w Dożynkach.
Nasza prezydent wchodzi na mównicę, po czym zaczyna swoją przemowę. Wbijam wzrok w podłogę i jej nie słucham. Moją uwagę przyciągają dopiero jedne z ostatnich słów ceremonii.
-Tego rocznym organizatorem Głodowych Igrzysk jest...
Zatrzymuje się by zbudować napięcie, ale każdy raczej bardziej martwi się sobą, niż osobą, która zbudowała dla nich cmentarz. Paylor otwiera usta, a ja patrzę na drzwi, przez które wejdzie organizator.
-Gale Hawthorne!
Spoglądam przerażona na Peetę i wtulam się w niego, żeby całe Panem nie widziało, że płaczę. Transmisja nadawana na żywo, to najgorsza rzecz jaka mogła powstać. Gale całuje naszą prezydent w dłoń a następnie wita się z każdym z nas. Gdy przychodzi kolej na Johanne, ta depcze go po stopie, ale on nie reaguje.
Organizator podchodzi do nas, ściska rękę Peety, a następnie nachyla się nade mną i mówi:
-Nie przywitasz się z przyjacielem, Kotna?
Mówi słodkim głosem. Robi się niedobrze na samą myśl, że był moim przyjacielem. Wstaję, kładę Gale'owi ręce na ramionach, przekręcam głowę, uśmiecham się. Ogólnie sprawiam wrażenie uprzejmej.
-Nie jesteś moim przyjacielem, mam tylko paru przyjaciół i Ciebie do nich zaliczam.
Z tego co wiem, rozmowy nie są nagrywane, wiec to wyglądało jak przyjacielski gest. Mój były przyjaciel gwałtownie prostuje się i odchodzi na swoje miejsce, jakbym go bardzo zraniła. Paylor przygląda nam się bardzo uważnie, najwyraźniej usłyszała co do niego powiedziałam, jednak nie zważając na to sięga do puli. O dziwo jest tylko jedna. Prezydent wyciąga sześć karteczek na raz. Imiona i nazwiska tych dzieci są nadzwyczaj dziwne. W pewnym momencie słyszę nazwisko ,,Snow" i gwałtownie podnoszę głowę.
-Snow, Mellow Snow.
Wymieniam porozumiewawcze spojrzenie z Peetą- już wiem kogo wybiorę na ucznia. Nie chcemy jej śmierci. Wręcz przeciwnie, chcemy, żeby przeżyła. Jej rodzina i tak miała zapewne okrutne życie.
Nikt z wyczytanych osób nie wchodzi na scenę, więc nazwiska zostają odczytane jeszcze raz.
Patrzę jak po kolei, rządkiem na platformę wchodzi sześcioro dzieci w tym dwie dziewczynki. Wszyscy w wieku około od czternastu do osiemnastu lat.
Wstajemy i zaczynamy się naradzać.
-Może Annie, Katniss i Peeta wezmą dwie dziewczyny, a my jakoś rozdzielimy chłopaków między siebie?
Proponuje Beetee. Wszyscy kiwamy głowami, odchodzimy i stajemy za wybranymi trybutami.
Mellow spogląda na Peetę. Widzę błysk w jej oku. W momencie gdy Peeta również na nią spojrzał, ta spłonęła rumieńcem. Pewnie połowa kapitolińskich dziewcząt potajemnie się w nim kocha. Nie będzie mi to przeszkadzać do póki pod naszym domem nie zjawią się tłumy fanek. Teraz wnuczka Snowa patrzy się na mnie i szepcze:
-Wiem, że będziecie chcieli mnie zabić.
Łzy napływają jej do oczu, a Peeta schyla się, zagarniając jej włosy za ucho.
-Jesteśmy Twoimi mentorami. Nie pozwolimy Ci zginąć.
Patrzy na niego z niedowierzaniem, ale w Peecie jest coś takiego, że nie da mu się nie uwierzyć, więc mała prostuje się i podnosi głowę. Po omacku szukam ręki współmentora. Gdy nasze dłonie się napotykają, od razu mocno je zaciskamy.
Do dzieci podchodzą strażnicy i prowadzą ich do pokoi, zaś po nas przychodzi Gale i ręką wskazuje drzwi, za które wszyscy wchodzimy. Słyszę, że Paylor zaprasza rodziny trybutów na pożegnanie z dziećmi, ale nie wiem co dzieje się dalej, bo wchodzimy do windy, która podobnie jak w trzynastce jeździ we wszystkie strony.
Gdy znajdujemy się w lesie, domyślam się, co organizator chce nam pokazać. Wypruwam na przód, ale Gale łapie mnie za rękę i gwałtownie ciągnie do tyłu, przez co upadam.
-Odbiło Ci?!
Peeta podbiega do mnie przy czym spogląda na niego z wyrzutem, a tamten bierze kamień, rzuca przed siebie i przesuwa się w bok. Przedmiot odbija się.
Beetee zdejmuje okulary.
-Pole siłowe? Znowu?
-Tylko w tym miejscu. Reszta pokryta jest szkłem odpornym na uderzenia.
Otrzepuję sukienkę.
-Czemu tutaj?
-Bo tutaj jest jeden z dwóch ocalałych kokonów, który wypuszcza zmiecha. a chyba nie chcemy porysować szyby?
-Bezduszny!
Chcę się na niego rzucić, ale Johanna staje mi na drodze.
-Drugi wypuszcza kule ognia. Od razu mówię, że żeby aktywować ostatni, trzeba na prawdę się postarać, bo jest zamontowany na drzewie, właśnie a co do drzew, to nie są ognioodporne.
-Chcesz ich spalić żywcem?
Tym razem Haymitch wtrąca się do rozmowy.
-Czy ktokolwiek z nich umie się wspinać?
Gale uśmiecha się szyderczo. Zmienił się i to bardzo, nie wierzę, że kiedyś łączyło nas tak silne uczucie jakim jest przyjaźń.
-Dobrze, skoro już omówiliście sprawę areny, to proszę powiedz mi dokładne godziny rozpoczęcia różnych uroczystości.
Odzywa się prawie niewidoczna dotąd Effie i dostaje rozpiskę.
-Jak to, nie będzie ich na ceremonii, na której są przedstawiani trybuci?
Wygląda na naprawdę oburzoną, a ja podchodzę do niej i przyglądam się notce. Widnieją na niej napisy, jednak nie mam ochoty się im przyglądać
-Ceremonia trwa pół godziny, nie jesteście tam potrzebni.
Warczy Gale.
Oddaję kartkę osobie, której bardziej przyda się rozpiska.
-Strażnicy zaprowadzą was do mieszkania.
Mówi i lekko chwyta mnie za nadgarstek.
-Ale Ty na chwilę zostaniesz.
-Nie bez Peety.
-Chciałem z Tobą porozmawiać w cztery oczy, Katniss.
-To chyba nie porozmawiamy.
Momentalnie odwracam się i dołączam do reszty.
-Czego chciał?
Pyta się cicho Peeta.
-Porozmawiać.
Ironizuję.
-Nie tylko on. Katniss, powiedz mi co sądzisz o ponownych igrzyskach?
-To będzie okropne. Nie umieją walczyć, więc, za nim się pozabijają prędzej zginą z głodu. Boję się momentu, w którym dojdzie do starcia, ponieważ jedyne co mogli by w tej sytuacji zrobić, to pozarzynać się nożami. Nie chcę ponownie oglądać krwawych walk.
-Czegoś się nauczą, to pewne, ale nie sądzę, żeby umieli umiejętnie walczyć, więc Twoje obawy mogą niestety stać się prawdziwe.
Chcę mu powiedzieć o Gale'u, ale akurat dochodzimy do miejsca zakwaterowania.
Wszyscy biorą walizki i stawiają je koło łóżek.
Rozglądam się po pokoju. Jest mały i kwadratowy z jedną łazienką. Znajdują się w nim dwie komody z czteroma szufladami i siedem łóżek. Podchodzę do tego, przy którym Peeta położył torbę. Po lewej stronie miejsce zajęła Effie, a po prawej Annie, która poza swoim synkiem świata nie widzi. Leży wpatrzona w niego. Siadam obok niej- kątem oka widzę, że wszyscy wyszli na taras. Ponieważ jesteśmy same pytam:
-Jak to jest mieć dziecko?
Uśmiecha się, ale nadal nie odrywa wzroku od syna
-Cudownie.
Spoglądam na nią pytająco.
-Katniss, to nic strasznego, naprawdę, proszę, tylko uważaj, bo Feen zasnął.
Przynajmniej wiem jak ma imię. Podaje mi dziecko na ręce, a ja przerażona patrzę na nie, bo nigdy nie trzymałam niemowlęcia. Annie pokazuje mi jak go trzymać. Posłusznie wykonuję jej polecenia.
-I jak?
-No cóż... nie tak źle.
-Oprzyj się.
Poprawia poduszkę i zajmuję miejsce obok niej.
Nic nie mówimy, ale muszę przyznać to przyjemne trzymać Feena na rękach. Sama raczej nie chciałabym mieć dzieci. Wiem, że teraz jest zupełnie inaczej, ale  i tak uważam, że to za duża odpowiedzialność. Przede wszystkim musiałabym porozmawiać z Peetą, jeśli w ogóle bym się zdecydowała. To wszystko jest trudne. Nie wiem, kiedy będziemy mieć oficjalny ślub, ale raczej nie będę mu tego narzucać, bo czuję, że sam to powie. Peeta taki jest, zawsze chciał robić wszystko, żeby być przy mnie. Może uważa, że jeszcze za wcześnie, może chce żebym ochłonęła po śmierci Prim?
Teraz widzę, że Peeta stoi oparty o framugę i wpatruje się we mnie. Wygląda jakby coś sobie wyobrażał, bo sprawia wrażenie szczęśliwego. Annie chyba też to zauważyła, ponieważ macha do niego ręką, żeby do nas przyszedł. Siada na skraju łóżka najprawdopodobniej dlatego, że nie ma tu miejsca na trzecią osobę. Podkurczam nogi, by mógł normalnie usiąść. Jest taki wpatrzony w Feena, że wymieniam porozumiewawcze spojrzenia z Annie i podaję mu go. Ochoczo bierze dziecko na ręce, lecz w tym samym momencie do mieszkania wchodzi strażnik i ją woła, więc ta zabiera niemowlę ze sobą. Przez chwilę wydawało mi się, że Peeta nie chciał go oddać, bo zrobił bardzo smutną minę. Annie rzuca przez ramię:
-Peeta, nie martw się. Jak będę potrzebować niańki to pójdę po Ciebie.
Zostawiam go samego. Nie mam pojęcia czy chce mieć dziecko, ale wygląda, że tak. To byłoby możliwe, gdyby nie fakt, iż ja nie jestem gotowa.
Otwieram drzwi balkonowe, ale ciemność panująca na zewnątrz i bardzo zimne powiewy wiatru sprawiają, że od razu je zamykam. Wyciągam z walizki koszulę.
-Katniss, idziesz spać?
-Tak, a Ty?
-Chyba też, jest dwudziesta trzecia.
Szokuje mnie to, ale nie odzywam się, bo jest prawdopodobne, że przysnęłam z Feenem na rękach. Wchodzę do łazienki, szybko zrzucam z siebie ubrania.
Przekręcam korbkę w prysznicu. Ciepła woda oblewa moje ciało. Odprężam się, chociaż wiem co czeka niedawno wybranych trybutów. Zakręcam wodę, po czym zakładam piżamę.
Chcę właśnie wyjść, ale przypominam sobie o sukience, którą zostawiłam na podłodze. Wieszam ja na wieszaku i wychodzę. Przed łazienką zgromadziła się kolejka, co mnie dziwi, lecz nie przejmując się za bardzo tym, że zablokowałam dostęp do pomieszczenia na około dwadzieścia minut kładę się pod kołdrą. To te same kapitolińskie kołdry, które okrywały nas przed pierwszymi głodowymi igrzyskami. Po chwili zjawia się Peeta. Gdy Johanna gasi światło mocno się do niego przytulam. Nie ważne co by mi się śniło, bo wiem, że on odpędzi najgorsze koszmary.
-Peeta, powiem Ci coś, ale nikomu nie mów.
Mówię i patrzę na jego reakcje. Lekko kiwa głową, więc przysuwam się, by nikt nie usłyszał co mówię.
-Może to co Tobie teraz powiem będzie idiotyczne i pomyślisz, że zwariowałam, ale wierzę, że zachowasz tą informację dla siebie
-Katniss, powoli zaczynam się bać.
Uśmiecha się.
-Czasem Haymitch wydaje się być jak ojciec, Effie niemalże jak ciocia, a Annie i Johanna jak siostry, tam w trzynastce, gdy Ty byłeś...
Przełykam ślinę. I tak wystarczająco dużo problemu sprawia mi wyznanie uczuć do innych Peecie.
-Byłeś pod wpływem osaczenia bardzo się zżyłyśmy, Enobarii nie znam, więc jest mi obojętna.
Opieram się na łokciu. Wygląda jakby analizował moją wypowiedź.
Po dłuższej chwili odzywa się:
-A ja?
Nie wiem co powiedzieć, zaskakuje mnie tym i to bardzo. Nigdy do nikogo nie mówiłam co do niego czuje, ale wiedziałam, że kiedyś nadejdzie ten dzień.
-Jak osoba którą kocham, której mogę zaufać.
-Jak przyjaciel?
-Nie, to coś więcej.
Widzę w jego oczach coś w rodzaju szczęścia.
-Czyli?
-Nie ma takiego określenia. Jesteś dla mnie przyjacielem, ale przyjaciela nie kocha się tak mocno, a ja...
Zawieszam głos.
-Ty?
Ponagla.
-Kocham.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wiem, że Wam się nie chce komentować moich postów, ale tylko i wyłącznie dzięki temu mogę się dowiedzieć co o nich sądzicie, proszę poświęćcie tę chwilę.
Doceniam to, iż w ogóle to jesteś, jednak proszę zastosuj się do poniższych reguł:
**Czytasz- komentujesz, :D
**Jeżeli chcesz coś skrytykować, to podaj argumenty,
**Nie maskuj głupoty wulgaryzmami,
**Baw się dobrze!