piątek, 29 maja 2015

Rozdział XIII

Po tym co powiedziałam Peeta nie chciał przestać mnie całować. Od razu gdy skończyłam mówić przyciągnął mnie do siebie. Lewą ręką podpierałam się by nie upaść prosto na niego, chociaż wiem, że raczej nie miał by nic przeciwko, a prawą lekko przyłożyłam do jego policzka. Zawsze gdy mnie całuje czuję się bezpieczna. Nie mam pojęcia co to ma wspólnego z pocałunkami, ale być może to nie chodzi o moje bezpieczeństwo, tylko bezpieczeństwo Peety. Po tym co przeżyliśmy raczej trudno nie martwić się o drugą osobę. Odrywamy się od siebie dopiero wtedy gdy na korytarzu słyszę płacz dziecka, a następnie skrzypnięcie drzwi.
Spoglądam na Peetę. Wygląda na bardzo zmartwionego, więc staram się go uspokoić.
-Annie.
Mówię i mam nadzieję, że rozumie o co mi chodzi. Kładę się obok niego, podkurczam nogę w kolanie i kładę ją na jego brzuchu. To jedyny sposób, żebym nie spadła z łóżka, bo nie dość, że jest bardzo małe, to do tego rzucam się w nocy, gdy śnią mi się koszmary. Peeta lekko mnie za nią chwyta i przyciąga do siebie, tak jakby nie chciał, żebym zostawiła go chociaż na chwilę.
-Nieszczęśliwi kochankowie...
Słyszymy syk dobiegający z drugiego kąta pokoju. Przez chwile patrzymy się na siebie. Nie możemy zrozumieć co wydało ten przeraźliwy dźwięk i przypomniało nam wszystko co się do tej pory zdarzyło. Podnoszę się. W ciemności dostrzegam Johannę, która chyba postanowiła gapić się na nas.
-Coś nie tak?
Pytam zgryźliwie.
-Moglibyście mi oszczędzić tych widoków.
-Przestań, to romantyczne, połóż się i śpij, bo obudzisz Feena.
Wtrąca się Annie.
-Dobra, dobra, żartowałam.
-Katniss.
Szepcze Peeta.
-Co?
-Fajna ta ,,siostra"?
Rzucam mu wymowne spojrzenie. Wiem, że żartuję, ale to się nazywa ironia losu. Lubię taką Johannę. Może jest trochę zgryźliwa, ale właśnie taką ją poznałam.
Chyba od razu usypiam, bo gdy się budzę jest już jasno, a pokój wydaje się opustoszały.
-Peeta?
Ponieważ nie słyszę odzewu wstaję, po czym idę do łazienki. Ściągam z wieszaka sukienkę, którą zakładam na siebie. Peeta miał rację, jest naprawdę śliczna. Niemalże widzę w niej rękę Cinny. Jego sukienki zawsze pasowały na mnie idealnie, co samo w sobie było dziwne, bo nie należę do najbardziej atrakcyjnych kobiet. Rozczesuję włosy i spinam w kok. Myję zęby, a ponieważ nie umiem nakładać makijażu, zakładam baletki i schodzę na dół w takim stanie, w jakim jestem. Właściwie nie wiem gdzie wszyscy są. Mam nadzieję, że się dowiem za nim to będzie konieczne. Zaglądam do niektórych pokoi, jednak nigdzie nie widzę moich współlokatorów. W pewnym momencie słyszę znajome trajkotanie po drugiej stronie korytarza, odwracam się. Okazuje się, że podczas mojej wędrówki ominęłam jeden pokój, w którym mentorzy spędzali czas, zapewne na jedzeniu śniadania. Peeta jest pochłonięty rozmową z Haymitchem, ale gdy tylko na chwilę odrywa wzrok od rozmówcy zauważa mnie, przepycha się przez wszystkich i podbiega tłumacząc się.
-Katniss, wybacz, strażnicy kazali nam natychmiast zejść na posiłek, mówiłem im, żeby Cię obudzić, ale oni nie chcieli słuchać, przepraszam.
Zaczynam się śmiać.
-Peeta, spokojnie. Wybaczę Ci, jeśli pójdziesz ze mną na śniadanie.
Ponieważ wygląda jakby się przejął zaistniałą sytuacją próbuję rozluźnić atmosferę.
-Oczywiście, że pójdę.
Uśmiecha się, ale widzę, że nadal jest zmartwiony. Po drodze współlokatorzy witają się ze mną, a Haymitch łapie Peetę za ramię i rzuca krótko:
-Potem dokończymy.
Siadam na krześle i przysuwam się do Peety. Widać, że na śniadaniu nie było tylko parę osób, bo jest tylko jeden mały stolik z zastawą. Strasznie ściska mnie w żołądku, pewnie przez nerwy, więc jedyne co udało mi się przełknąć to bułka z masłem. Peeta patrzy na mnie pytająco, a ja kiwam głową na znak, że już skończyłam. Odnoszę talerz razem z kubkiem i wracamy na górę.
-Wiesz która godzina?
-Po dwunastej, według rozpiski Effie o piętnastej musimy być gotowi.
-Gotowi na co?
-Na spotkanie z Mellow.
Kompletnie wypadło mi to z głowy. Przez chwilę nawet zapomniałam o tym, że jesteśmy w Kapitolu.
-Peeta, czy nie możemy pójść do Mellow wcześniej i mieć to z głowy?
-Nie mam pojęcia, ale zaraz możemy się dowiedzieć.
Mówi, a następnie podbiega do Gale'a, który właśnie przechodził obok, a ten patrzy się na niego jak na największego wroga.
-Jestem zajęty. Nie widać?
-Katniss chciała się dowiedzieć, czy możemy się spotkać z trybutem trochę wcześniej.
Na słowo ,,Katniss" Gale wyraźnie się rozpogadza. Co raz bardziej ta sytuacja zaczyna mi się nie podobać.
-Jeśli chcecie. Wszyscy trybuci będą czekać w głównej sali od trzynastej, strażnicy was zaprowadzą do pomieszczenia gdzie będziecie mogli z nimi porozmawiać.
Gdy odchodzi chwytam Peetę za nadgarstek, który bardzo mocno ściskam.
-Nie podoba mi się to, zaczynam się martwić.
-Wiem, mi też nie. Myślisz, że on coś do Ciebie czuje?
Przygryzam wargę, ale odpowiadam.
-Nie mam pojęcia, myślałam, że mu przeszło.
Mówię za nim zdążam ugryźć się w język.
-Przeszło?
-Peeta, przecież on zawsze coś do mnie czuł.
-Teraz ja zaczynam się martwić.
-Czym?
Pytam jak gdyby nigdy nic.
-Katniss!
Obraca mnie.
-Co jeśli on przysłał Cię tu specjalnie?
-O czym Ty mówisz?
Ruchem głowy wskazuje korytarz, który znajduje się za nami. Posłusznie idę za nim i wtedy zaczyna opowiadać o swoich obawach.
-Katniss, martwię się, że Gale coś uknuł.
-Nie sądzę.
Przerywam mu. Wiem do czego zmierza, ale nie chcę o tym słyszeć. Na szczęście korytarz, którym idziemy zaprowadził nas do pokoju 318, czyli miejsca zakwaterowania. Gdy otwieram drzwi natychmiast podchodzi do nas Annie.
-Peeta, mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia.
Widzę błysk w jego oku gdy widzi Feena, a ona podchodzi, po czym daje mu dziecko na ręce.
-Quince, czyli dziewczyna, której jestem mentorką pilnie chciała się ze mną spotkać, ale nie mogę pójść z synem, zajmiesz się nim?
-Tak, z wielką chęcią.
Zanim Annie wyszła powiedziała mi cicho:
-Patrz jak to robi, musisz się uczyć.
Przez ułamek sekundy myślałam, że właśnie zasugerowała mi, że Peeta chciałby mieć dzieci. Odrzucam tą myśl i panicznie zaczynam szukać jakiegoś innego rozwiązania. Może chodziło jej o bycie mentorem, albo o coś zupełnie nie powiązanego z pobytem tutaj. Nie chcę mieć dziecka. Boję się, że to może zmienić to co jest pomiędzy nami.
Siadam na łóżku tuż obok niego. Jest tak samo zapatrzony w Feena jak Annie. Zachowuje się tak, jakby to było jego dziecko. Nie mam nic przeciwko temu, może po prostu lubi dzieci? Niestety Peeta porusza temat, który miał zostać nieporuszony.
-Katniss, mam do Ciebie pytanie.
-Tak?
-Czy w przyszłości, znaczy kiedykolwiek, czy chciałabyś, oczywiście nie teraz, ale czy chciałabyś mieć dzieci?
-Nie zastanawiałam się nad tym. Być może, ale nie sądzę.
Kłamię, a on na chwilę zamyka oczy jakby powstrzymując łzy, lecz za chwilę je otwiera i wbija wzrok w Feena.
-Katniss możesz potrzymać?
Podaje niemowlę na ręce.
-Tak, a coś się stało?
Nie odpowiada tylko wstaje i chwyta się oparcia krzesła. Trzyma je tak mocno, że cała jego ręka zrobiła się sinoczerwona. Podchodzę do niego.
-Wszystko dobrze?
-Katniss, odsuń się.
Przechodzi mi przez myśl, że mogłam go zranić mówiąc, że nie chcę mieć dzieci. Zmartwia mnie ta myśl, ale odsuwam się. Peeta zaczyna szybko oddychać, co przyciąga uwagę spitego prawie do nieprzytomności Haymitcha.
Gdy wyrównuje oddech niepewnie zbliżam się w jego kierunku.
-Peeta, co się dzieje?
-To efekty osaczania, jeszcze mi nie przeszło. To przez to chciałem się zabić. Nie podchodź do mnie, boję się, że coś Ci zrobię.
-Peeta, to przeszłość. Nic się nie stanie. Usiądź.
Kiedy siada kładę mu głowę na ramieniu i wolną ręką głaszczę delikatnie po udzie, by go uspokoić. Gdy do pokoju wchodzi Annie nie mam już na rękach Feena, więc przez moment zaczynam się bać, że go zgubiłam, ale widzę, że siedzę oparta o ścianę, a Peeta podaje dziecko jego matce. Od razu siada obok mnie.
-Spokojnie, przysnęłaś na chwilę, więc Cię przełożyłem. Widać stres powoduje, że jesteś senna.
Kiwam potwierdzająco głową i pytam:
-Która godzina?
-Wpół do czternastej.
Zrywam się, ale Peeta nie pozwala mi wstać.
-Okazało się, iż trybuci są wywoływani kolejno, więc my będziemy mogli spotkać się z Mellow dopiero około czternastej, a o szesnastej będzie przerwa na obiad.
-Chyba nie przysnęłam tylko na chwilę.
Nie sądzę by dostał tyle informacji w krótkim
-Powiedziała mi to Annie dwie minuty temu. Spałaś dwadzieścia minut.
Podchodzę do lustra. Na szczęście mój kok jest w takim stanie w jakim go widziałam ostatni raz, czyli chyba nie za dobrym, bo fryzjerką nie jestem. Peeta podchodzi do mnie, po czym obejmuje mnie w pasie.
-Wyglądasz tak pięknie, jak zawsze.
-Nie pocieszasz mnie.
-Tak, masz rację, nie pocieszam, ale co byś powiedziała na to, żebym Cię uczesał?
Zaskakuje mnie , ponieważ nigdy nie sądziłam, że umiałby zrobić cokolwiek z włosami, ale przyjmuję jego propozycje. I tak nie mam nic do stracenia.
Sadza mnie na krześle i rozpuszcza kok.
-Katniss, wiem, że zawsze masz spuszczoną głowę i patrzysz na wszystkich spode łba, ale proszę, tym razem wyprostuj ją, bo nie dam rady nic zrobić.
Czuję jak przeczesuje mi włosy ręką, a już za chwilę przekłada kosmyki włosów w różne strony więc nie jestem w stanie określić co z tego wyjdzie. Po upływie trzech minut każe mi wstać i stanąć przed lustrem. Ponieważ mam dość długie włosy końcówkę- jak mi się zdaję- warkocza przerzucam na ramię.
-Co to?
Pytam zdziwiona, bo nigdy nie miałam czegoś takiego na głowie.
-Szczerze to nie wiem. Pewnie jakiś rodzaj warkocza.
Annie zaintrygowana staje tuż za moimi plecami.
-W naszym dystrykcie mówiło się na ,,kłos", bo przypominał kłos pszenicy.
-Peeta, gdzie się tego nauczyłeś?
-Moja mama mnie nauczyła, zawsze rano ją czesałem.
-Czemu mi nigdy o tym nie powiedziałeś, to jest prześliczne.
-Co miałem Ci powiedzieć?
Milknę, gdyż nie mam pojęcia co miał mi powiedzieć. Muszę go poprosić, by częściej mnie czesał. Sama nie umiem zrobić nic ładnego, a on umie malować, piec, a nawet czesać. Przy nim czuję się jak beztalencie, ale to może i dobrze. Wypełniamy się, przynajmniej tak mi się zdaje.
-Annie, czy nie miałaś iść do Quic?
-Quince.
Poprawia mnie.
-Nie. Już z nią byłam, ale uważa, że wszystko wie i nie chce, żebym jej pomagała. Nie rozumiem jej.
Jestem zaszokowana tym co do mnie powiedziała, ale staram się tego nie pokazywać. Żegnam się ze wszystkimi, po czym schodzę razem z Peetą na dół.
Widzę Mellow. Siedzi przygarbiona na krześle. Jedyne na co zareagowała to na Peetę, który się z nią przywitał. Nie dziwię się jej, ponieważ mi też się podoba. Jest przystojny. Na siedemdziesiątych czwartych głodowych igrzyskach tego nie dostrzegałam, ponieważ wtedy traktowałam go jako potencjalnego wroga i osobę, która nie dożyje paru dni, za to Mel nie traktuję jako wroga, lub kogoś, kto mi go zabierze. Jest dużo powodów, ale najważniejsze jest to, że Peeta kocha mnie i nigdy nie sądziłam, że przestanie. Mellow jest też za młoda- ma piętnaście lat.
Strażnicy zaprowadzają nas do dość dużego pokoju. Myślę, że to jest sala treningowa, ale nie ta sama, na której my ćwiczyliśmy, bo u nas nie było basenu.
Siadamy na kanapie.
-Słuchaj, nie mamy pojęcia co może Cię tam spotkać, ale podamy Ci parę rzeczy, które pomogą Ci przetrwać.
Trybutka jest w niego zapatrzona, nawet gdy ja zaczynam mówić:
-Po pierwsze musisz bardzo ostrożnie poruszać się po arenie. Inni nie mogą Cię dostrzec.
-Po drugie nie możesz doprowadzić do bezpośredniego starcia i musisz znaleźć jakąś kryjówkę na noc.
Mellow nareszcie zaczęła się interesować tym co mówię i co chwilę przekręca głowę, raz w moją stronę, a raz w stronę Peety. Obydwoje się zawieszamy. Nie mamy pojęcia co dalej powiedzieć, bo niczego nas nie nauczono. Z własnego doświadczenia wiemy tylko tyle. Na szczęście Peeta zawsze wie co powiedzieć, więc przerywa niezręczną ciszę:
-Może chcesz się nauczyć władać jakąś bronią? Większość z nich to atrapy, ale trochę teorii nigdy nie zaszkodzi.
Mel patrzy na nas podejrzliwe.
-Katniss umie strzelać z łuku, a Ty?
Zwraca się do osoby, którą chyba bardziej się interesuje.
-Nożem, ale moje umiejętności w porównaniu z Katniss to podstawy.
-Zawsze chciałam posługiwać się nożem, może mnie nauczysz?
Zaczynam być wściekła.
-Tak, jasne. Zostaw nas na chwilę samych i idź do tamtego stoiska.
Wskazuje palcem miejsce z kukłami.
-Katniss, musimy ją czegoś nauczyć.
Mówi gdy trybutka znajduje się w bezpiecznej odległości.
-Nie widzisz, że się jej podobasz?
-Widzę, ale nie możemy przez to przekreślić jej szans na przeżycie. Jeśli chcesz to idź tam z nami.
Ulegam mu, lecz i tak to mi się nie podoba. Jeszcze niedawno sądziłam, że po prostu się w nim podkochuje, a teraz próbuje go jak najbardziej ode mnie oddalić.
-Katniss, uspokój się, Peeta kocha Ciebie i tylko Ciebie.
Powtarzam sobie. To prawda, Peeta nigdy by się mnie nie wyparł, ani by mnie nie zostawił.
Podchodzę do nich, po czym siadam obok na krześle. Obserwuję każdy ich ruch.
Niemalże przysypiam podczas ich treningu, bo Peeta stara się tylko pokazywać jak zadawać ciosy nożem, a uczennica nieustannie próbuje go zmusić, żeby jej pokazał jak to się robi podtykając mu dłoń pod nos. Wiem, że robi to dla mnie.
Po jak się okazało godzinie, która ciągnęła się w nieskończoność Peeta idzie po wodę, a Mellow przychodzi do mnie.
-Słyszałam jak mój dziadek mówił, że się nie kochacie. Wiem, że to prawda i możesz mi to powiedzieć. Przecież pojutrze zginę.
-Po pierwsze nie zginiesz, a po drugie Twój dziadek nie żyje.
Kładę przycisk na ostatnie słowa.
-Próbujesz się wykręcić, widzę to. Nie chcesz dopuścić do siebie wiadomości, że się nie kochacie.
-Kochamy się.
Warczę, co zapewne nie wygląda wiarygodnie.
-Śmieszne. Nie przekonasz mnie takimi argumentami. Dziadek miał rację, jesteś uparta i fałszywa.
-Możesz się zamknąć?
Mel wstaje, więc, żeby nie czuć się niższa również wykonuję ten sam ruch. To zawsze na mnie źle działało. Zawsze gdy rozmawiałam z osobami większej postury, lub które znajdowały się wyżej przekonywały mnie do różnych rzeczy, albo nie potrafiłam znaleźć dobrych argumentów.
-On Cię nie kocha i będzie mój!
Krzyczy panicznie Mel.
Jakimś trafem znajdujemy się obok niewypełnionego basenu. Mellow łapie mnie za ramiona i zaczyna mną potrząsać. Wykręcam jej rękę i zakrywam usta dłonią, by nie krzyknęła i nie przyciągnęła uwagi strażników. Zauważa chyba Peete, ponieważ krzyczy jego imię, po czym popycha mnie w bok. Nie mogę się bronić, bo za pobicie trybuta grozi parę lat więzienia, wiec jedyne co mogłam zrobić to złapać się jej, żeby się nie przechylić, ale niestety przez baletki tracę równowagę i spadam.
Upadek ogłusza mnie na chwilę. Jedyne co słyszę to trzask tłuczonego szkła oraz łamanej kości. Ten ostatni dźwięk nie podobał mi się za bardzo. Przeczołguję się do ścianki i zaraz potem czuję przenikliwy ból w prawym udzie. Otwieram oczy, ale zaczyna mi przed nimi mroczyć. Nachylam się, by zobaczyć co się stało z moją nogą. Nie mam pojęcia czy ją złamałam, czy zwichnęłam, ale nie mogę nią ruszać. Spoglądam na udo. Nóż w nią wbity raczej nie jest atrapą i nie da się nim nauczyć teorii. Opieram się o ścianę basenu. Wszystko zaczyna się rozmywać, lecz staram się nie zemdleć. Wyciągam broń z uda, a moment później Peeta zeskakuje z góry basenu. Obracam głowę w prawo, bo słyszałam tam kroki. Gale biegnie mi na ratunek. Podnosi mnie, a ja bardzo szybko, nerwowo i po omacku szukam noża, który pewnie leży gdzieś obok. Dobywam broni po czym wbijam ją w rękę organizatora. Puszcza  mnie, a ja upadam- na szczęście na nogę bez obrażeń. Peeta nie przejmując się losem Gale'a bierze mnie na ręce, a następnie podnosi broń w obawie przed organizatorem. Krzyczę z bólu, a on próbuje mnie uspokoić.
-Katniss, patrz się na mnie. Nie odpływaj, nie straciłaś dużo krwi, spokojnie.
Kolejny jęk wydobywa się z moich ust, ale Peeta zagłusza go pocałunkiem. Odskakuje, chyba przez to, że z bólu ugryzłam go w wargę, jednak stara się tego nie okazywać. W jego oczach widzę miłość i troskę. Prawdziwą miłość. Mellow się myliła, kochamy się. Kochamy się- jak to kiedyś do mnie powiedział Peeta- do szaleństwa.
-Bardzo boli?
-Nie, nie czuje...nic nie czuje.

2 komentarze:

  1. Och świetna jak zwykle nie mogę się doczekać dalszego ciągu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, jeszcze niecałe dwa tygodnie. 3:)

      Usuń

Wiem, że Wam się nie chce komentować moich postów, ale tylko i wyłącznie dzięki temu mogę się dowiedzieć co o nich sądzicie, proszę poświęćcie tę chwilę.
Doceniam to, iż w ogóle to jesteś, jednak proszę zastosuj się do poniższych reguł:
**Czytasz- komentujesz, :D
**Jeżeli chcesz coś skrytykować, to podaj argumenty,
**Nie maskuj głupoty wulgaryzmami,
**Baw się dobrze!