piątek, 8 maja 2015

Rozdział XI

Igrzyska życia
Część II ,,Problemy"

Nakłonienie Peety, do wystrzelenia choć jednej strzały wiązało się z godzinami nauk, prośbami i namowami. Jest wyjątkowo oporny. Za wszelką cenę nie chciał się posługiwać bronią długodystansową. Nie zmusiłam go do niczego, sam pewnego dnia przyszedł i powiedział, że chce się nauczyć.
Teraz siedzimy razem z Haymitchem przy stole.
-Oni coś wiedzą.
-Haymitch, nie mogą wiedzieć więcej niż my.
-Mówię, że wiedzą, trzeba z nich to wyciągnąć.
Przysłuchuję się wymianie zdań, ale nie biorę w niej udziału. Od paru dni wszyscy w mieście chodzą dziwnie poddenerwowani i praktycznie nie wychodzą z domów.
Kurczowo ściskam kubek już zimnej herbaty. Przede mną stoi talerz z jedzeniem, ale nie jestem w stanie nic przełknąć. Wszystkie moje koszmary, lęki i obawy powracają. Nie chcę, żeby dawne czasy powróciły, nie po to zostałam Kosogłosem, żeby teraz znowu przejmować się całym Panem. Przysuwam krzesło do Peety i przytulam się do niego. Tylko to mi daje jakieś poczucie bezpieczeństwa. Chciałam zostać w tym domu do końca mojego życia. Po tym co przeżyliśmy raczej nie mamy ochoty na dalsze przygody.
Uważnie obserwuję rozmówców i widzę, że Peeta za wszelką cenę próbuje zmienić temat. Mogę się założyć, że chodzi mu o mnie. Ręce zaczynają mi się trząść więc odkładam szklankę. Jeszcze raz spoglądam na zdenerwowanego Haymitcha, wstaję od stołu i wbiegam po schodach na górę, bo czuję, że dłużej nie dam rady. Boję się kolejnej wojny. Czuję, że to całe szaleństwo nigdy się nie skończy. Siadam w kącie i chowam twarz w dłoniach. Jedyne co słyszę to trzask przewracającego się krzesła. Już za chwilę czuję, że ktoś mnie podnosi i sadza na łóżku, ale nadal nie odrywam dłoni od twarzy.
-Peeta...
Szepczę.
-Powiesz mi co się dzieje?
-Katniss, właśnie w tym jest problem, nie mamy pojęcia co się dzieje.
-Peeta, boję się.
Kładzie się obok i przytula mnie.
-Zawsze będę przy Tobie. Nie zostawię Cię.
Mówi, ale nie czuję się pocieszona. Kiedyś mnie zostawił. Nie było w tym jego winy. To ja zawiniłam. Mogłam go nie zostawiać, Johanna dałaby sobie radę.
-Chodźcie szybko!
Haymitch najwyraźniej czegoś się dowiedział, ale nie mam ochoty iść. Ponieważ nie mam zamiaru się ruszyć Peeta znowu mnie przenosi, stawia przed schodami i łapie mnie za rękę.
Stoimy przed telewizorem. Najwyraźniej na coś czekamy. Gdy wybrzmiewa nowy hymn Panem Haymitch ruchem głowy wskazuje na kanapę. Siadam Peecie na kolanach i obserwuję sztucznie uśmiechniętą kobietę.
-Wiadomości sprzed chwili: Siedemdziesiąte szóste Głodowe Igrzyska jednak się odbędą!
Wstaję i nie słucham dalszych słów. czuję czyjąś dłoń na ramieniu, ale nie obchodzi mnie to. Po to walczyłam, żeby znowu wszystko było tak jak dawniej?! To nie może być prawda.
Wszystko zlewa się ze sobą, staje się białe, aż w końcu znika.
Nie ma tu nic co motywowało by mnie do dalszego działania. Każda rzecz, człowiek, zwierzę jest taka sama. Śmierć. Śmierć to jedyne co czuję. Dla takich osób jak ja nie ma nic. Widzę Prim, która klęczy nade mną i głaszcze mnie po włosach. Obok stoi mama. Trzyma mnie za rękę. Podnoszę się i szukam Peety, ale nie ma go ze mną. Moja siostra każe mi się z powrotem położyć.
Po jakimś czasie odzyskuję świadomość i Prim nagle przemienia się w Peetę, a moja mama w byłego mentora. Zrywam się na równe nogi, czego żałuję, bo zaczyna kręcić mi się w głowie i upadam, na szczęście w pobliżu był fotel.
-Haymitch, zostaw nas samych na chwilę.
Podnosi rękę, na znak, że nie będzie przeszkadzać i wychodzi.
-Katniss, spokojnie.
Peeta bierze głęboki oddech i mówi dalej, a ja patrzę mu się w oczy. To mnie uspokaja.
-Czasem niektóre rzeczy są inne niż myślimy. Katniss, siedemdziesiąte szóste Głodowe Igrzyska, będą tylko dla kapitolińskich dzieci.
-Przecież przez to ludzie się zbuntują.
Szlocham.
-Peeta, ja nie chcę znowu być Kosogłosem. To miał być koniec, mieliśmy mieć spokój, ja chcę tutaj z Tobą zostać, do końca życia.
-Katniss...
Nie daję mu dokończyć.
-Nie chcę nigdzie wyjeżdżać, nie chcę wojny. Zostań ze mną.
-Wszystko jest dobrze, to odbędzie się tylko raz.
-Peeta, musimy im przeszkodzić.
Dławię się własnymi łzami.
-Wszystko jest ustalone. Będzie sześciu uczestników i dla każdego mentor z innego dystryktu. My będziemy razem, jako zwycięzcy tych samych Głodowych Igrzysk.
Zaczynam oddychać bardzo szybko, przez co kręci mi się w głowie. Zaczynam panikować i z całej siły gryzę się w palec, by nie zacząć krzyczeć. Peeta próbuje mnie uspokoić, ale ponieważ nie reaguję przysuwa się i mnie całuje. Zawsze tak robi w takich chwilach. Wie jak mnie doprowadzić do porządku. Momentalnie się opanowuję- staram się oddychać powoli, żeby wyrównać bicie serca.
-Spokojnie.
-Peeta, opowiedz mi wszystko dokładnie.
-Arena już jest gotowa, jutro przyjadą po nas i zabiorą do Kapitolu.
-Nie jadę.
Oznajmiam przerażona.
-Uwierz mi, też nie chcę, ale musimy.
-Nie, nie musimy!
W głowie świta mi pewien pomysł.
-Już raz się postawiliśmy, to zróbmy to drugi raz.
-Katniss, nie możemy, rozumiesz?
-Czemu?
Pytam z sarkazmem w głosie.
-W Kapitolu nie ma się kto buntować.
-Jak to?
-Jest trzynaście dystryktów plus Kapitol. Niektóre osoby wyjechały do swoich dawnych siedzib i nie mają nic wspólnego z centrum. Ich tam jest tylko garstka. Statystyki pokazują, że mieszka tam około dwustu dorosłych ludzi i zaledwie pięćdziesiąt dzieci. Teraz rozumiesz?
-Jak to ma się odbyć?
Zmieniam ton głosu na bardziej spokojny, bo uświadamiam sobie, że nic nam nie grozi, a Peeta bierze ze stołu jakąś kartkę i czyta:
-Jutro odbędzie się losowanie. Nie będzie takich ceremonii jakie my mieliśmy następnego dnia o dwunastej w południe cała szóstka zostanie przedstawiona widzom, kolejną część dnia spędzą na nauce różnych sposobów walki. Drugi dzień także poświęcą na naukę. Trzeciego wchodzą na arenę, która nie jest kontrolowana dziwnymi urządzeniami, nie ma tam rogu obfitości czy też zmieszańców. To po prostu zalesiony, zamknięty obszar, który nie ma więcej niż pięcet metrów kwadratowych. Na środku będzie leżeć parę broni: kusza z trzema pociskami, cztery noże, łuk i kołczan z dwoma strzałami. Drzewa na arenie, są zabezpieczone przed spaleniem.
-Skąd masz ten list?
-Gdy zemdlałaś dostarczono go nam.
-Szybcy są.
Wstaję i całuję Peetę w policzek.
-Katniss.
-Tak?
-Idziemy się spakować?
-Dobra, ale na ile dni tam jedziemy?
-Cztery. Jutro wybierzemy trybuta, którego będziemy chcieli uczyć.
-Nie boją się, że im powiemy co ich czeka?
-Raczej nie. Katniss, a Ty chcesz im powiedzieć?
Pyta zaciekawiony, lecz widzę, że jest w stanie przyjąć każdą odpowiedź.
-Jasne, że nie.
Uśmiecham się i prowadzę go na górę.
-Teraz pozostaje nam jedno pytanie.
Peeta uśmiecha się żartobliwie.
-Jakie?
-Którą walizkę wybieramy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wiem, że Wam się nie chce komentować moich postów, ale tylko i wyłącznie dzięki temu mogę się dowiedzieć co o nich sądzicie, proszę poświęćcie tę chwilę.
Doceniam to, iż w ogóle to jesteś, jednak proszę zastosuj się do poniższych reguł:
**Czytasz- komentujesz, :D
**Jeżeli chcesz coś skrytykować, to podaj argumenty,
**Nie maskuj głupoty wulgaryzmami,
**Baw się dobrze!