piątek, 13 lutego 2015

Rozdział I

Igrzyska życia
Część I ,,Cisza"
Pisanie książki idzie nam mozolnie. Minął rok, a my nie zapełniliśmy nawet stu kartek. Co prawda wielkim utrudnieniem są powracające wspomnienia, przez które ja i Peeta nie śpimy po nocach.
Haymitch zaczyna trzeźwieć dzięki Peecie, który podczas jego nieobecność ograniczył dostawy alkoholu.
Dziś Peeta postanowił zabrać mnie nad jezioro-które niegdyś znajdowało się za wówczas wyburzonym ogrodzeniem. Ponieważ zżera mnie ciekawość pytam:
- Skąd znasz drogę nad jezioro?
Peeta zaczyna się śmiać
- No co?- jestem zaskoczona jego reakcją. Czyżby kiedyś wyszedł poza teren dwunastki?
- Katniss, nie tylko ty bywałaś w tych okolicach.- Ma dziwny wyraz twarzy, jakby zobaczył coś naprawdę śmiesznego.
- Czy ty próbujesz mi powiedzieć, że wychodziłeś za ogrodzenie i ja z Galem nigdy cię tu nie widzieliśmy?!- niemal krzyczę. Pamiętam pobyt na arenie, kiedy razem poszliśmy coś upolować, jednak on odstraszał wszystkie zwierzęta w odległości 50 metrów swoim sposobem chodzenia.
- Katniss...
- Byłeś tutaj, a i tak cię tu nigdy nie widziałam. Jak to zrobiłeś? Może wychodziłeś wieczorem, kiedy ja i Gale byliśmy już w domach. Jak uniknąłeś porażenia prądem? Jest jakieś inne wyjście z Dwunastki?- wymieniam pospiesznie.
- Katniss!- Peeta prawie krzyczy, ale nadal się uśmiecha. Racja, przerwałam mu.
- Tak?- odpowiadam słodkim głosikiem, co jeszcze bardziej go rozśmiesza.
- Katniss, mój tata mnie tu kiedyś zabrał.
- Twój tata? Tutaj?
- Tak, powiedział, że kiedyś zauważył jak przechodziłaś z ojcem pod ogrodzeniem.
-I zabrał cię tutaj? A w ogóle to jak nas zauważył?- milion pytań ciśnie mi się na język, jednak muszę się opanować.
- Katniss, spokojnie.- Mówi, a gdy otwieram usta, żeby powiedzieć, że ja przecież jestem spokojna, całuje mnie. W pierwszej chwili się dziwię, ponieważ zrobił to w tak nieoczekiwanym momencie, ale odwzajemniam pocałunek.
- Musiałeś?
- Tak, inaczej nadal byś mi przerywała.- Wybucham śmiechem i mówię:
- Masz dobry sposób na uciszenie kogoś.
- Ty zrobiłaś tak samo.- Milknę i przypominam sobie o tym jak pocałowałam Peetę w jaskini.
- Racja.- Siedzimy sami przy jeziorze, jest tu tak pięknie. Nic nie mówimy, nie ma potrzeby.
Oczywiście coś musiało przerwać ciszę. Słyszę warczenie po drugiej stronie jeziora, przez co wpadam w panikę.
- Peeta!- wrzeszczę.
- Co się stało?- pyta przerażony.
- Nie wzięłam łuku.
- Teraz sobie o tym przypomniałaś?- nie zwracam uwagi, na to co mówi.
- Słyszysz to warczenie za jeziorem, czy zwariowałam?- obydwoje milkniemy. Peeta przerywa ciszę:
- Nic nie słyszę.
- Ale ja tak. Chodźmy stąd jak najszybciej.- Podnosimy się i wracamy niemal biegiem. Gdy znajdujemy się niedaleko domu zwalniamy.
- Katniss, opowiesz mi czemu tak się przestraszyłaś?
- Peeta, ty nie rozumiesz, to warczenie brzmiało jak powarkiwanie zmiechów. Teraz się zastanów, co oni zrobili z tymi wszystkimi zmiechami? Musieli je wypuścić, to nie brzmiało jak wilki.
- Uważasz, że wypuścili je na wolność?
- Tak!
- Ale kto miałby to zrobić?
- Nie mam pojęcia, może wypuścili je, żeby pomogły w walce z rebeliantami?- naprawdę nie wiem kto mógłby je wpuścić do lasu, ale jestem przekonana, że to nie były ani psy, ani wilki.
- Katniss, uspokój się. Nic jeszcze nie jest potwierdzone.- Chcę na niego nawrzeszczeć, ale właśnie dochodzimy do domu.
Przy kolacji siedzimy cicho. Cały czas zastanawiam się co wydawało te odgłosy. Jeśli to zmiechy to niemożliwe, żeby wypuścili je niedawno, musieli je wypuścić conajmniej z pół roku temu. Muszę pójść na polowanie i dowiedzieć się co to było, ale Peeta nie może o tym wiedzieć. Nie puściłby mnie. Pójdę tam za tydzień- to odpowiedni okres czasu, by zapomnieć o tych wydarzeniach.
Po chwili zauważam, że nie ma już z nami Śliskiej Sae, nawet stół jest pusty, a Peeta siedzi i patrzy się na mnie.
- Przepraszam.- Za bardzo nie wiem, co mam powiedzieć.
- Nie musisz. Nie masz za co.- Peeta uśmiecha się i wstaje. Zmierza ku wyjściu, ale łapię go mocno za rękę.
- Zostaniesz?
- Wiesz, że tak.- Mówi, a mnie napływają łzy do oczu. Pamiętam wszystkie noce w pociągu.
Idę się umyć. Peeta chyba jest w salonie i czeka, aż zwolnię łazienkę.
Minęliśmy się, a po jego minie poznaję, że jest zamyślony.
Siedzę na łóżku. Może na niego poczekam?
Nawet nie wiem kiedy usnęłam, ale budzę się przy Peecie. Kocham go. Gale nigdy by się o mnie tak nie troszczył.
Jest już jasno, więc pocałowałam Peetę w policzek i idę, jednak gdy byłam przy drzwiach wyjściowych usłyszałam krzyk dobiegający z góry. Nie zastanawiając się biegnę do pokoju..
Klękam przy Peecie na podłodze, jednocześnie łapiąc jego rękę.
- Peeta, spokojnie, wszystko jest dobrze. Jestem tu, rozumiesz?!- wstaję i trząsnę nim z całej siły. Nie znam innego sposobu, żeby kogoś obudzić, tym bardziej jeśli ten ktoś rzuca się na łóżku.
Budzi się, ale nic nie mówi. Po chwili przytulia mnie, a ja tracę równowagę i upadam na niego. Leżymy tak jeszcze parę minut, aż w końcu odzywa się:
- Katniss, kocham cię.- Czuję się zmieszana, ale w końcu odpowiadam:
- Wiem, ja ciebie też.
- Katniss...
- Tak?
- Noga mi zdrętwiała…- spoglądam na Peetę, jak na wariata, ale przecież na nim leżę.
Szybko skaczę z łóżka potykając się o kapcie.
Peeta zrywa się, żeby mnie podnieść, ale i on upada- zapewne przez zdrętwiałą nogę.
Zaczynam się śmiać razem z Peetą, który dopiero po chwili rozumie co się stało.
- Nic ci nie jest?- pytam nie przestając się śmiać.
- Chyba nie, a tobie?
- Nie.- Pomaga mi wstać po czym schodzimy na śniadanie.
- Katniss- odzywa się nagle.- Nigdy więcej mnie nie zostawiaj.

2 komentarze:

Wiem, że Wam się nie chce komentować moich postów, ale tylko i wyłącznie dzięki temu mogę się dowiedzieć co o nich sądzicie, proszę poświęćcie tę chwilę.
Doceniam to, iż w ogóle to jesteś, jednak proszę zastosuj się do poniższych reguł:
**Czytasz- komentujesz, :D
**Jeżeli chcesz coś skrytykować, to podaj argumenty,
**Nie maskuj głupoty wulgaryzmami,
**Baw się dobrze!