piątek, 6 marca 2015

Rodział IV

Budzi mnie zapach smażonych jajek. Otwieram oczy by zobaczyć czy Peeta już się rzucił na jajecznice, czy raczej nadal jest przy mnie. Ku mojemu zdziwieniu obok mnie nie siedzi Peeta tylko Jaskier. Położył mi się na kolanach. Prim. Tęskni za nią, z resztą ja też. Prim była jedyną radosną osobą w naszej rodzinie. Zawsze patrzyła na wszystko inaczej, to ona mnie wspierała i mówiła, że z Peetą będzie wszystko dobrze.
- Panno Everdeen, kolacja!- słyszę krzyk za moimi plecami i wzdrygam się. Po co tak krzyczeć do osoby która jest nie cały metr dalej?
- Idę.
- Tylko proszę się pospieszyć, Pan Mellark już jest przy stole.
- Dobrze.- Zajmuję miejsce obok Peety. Gdy zjedliśmy pielęgniarka dała nam jakieś leki i kazała je zażyć przed snem. W tym samym momencie do kuchni wchodzi śliska Sae z wiewiórką w ręce.
- Co to za okropieństwo?!- krzyczy nasza opiekunka. Właściwie to nie wiem czy chodziło jej o wiewiórkę, czy o osobę która ją trzymała.
- Nie mam pojęcia kim pani jest, ale proszę wyjść i zabrać to zwierzę ze sobą. Jeszcze mi tylko zarazków brakowało!
- Jakich zarazków? Kim ona jest?- zwraca się do nas Sae.
- To jest pielęgniarka, Haymitch ją wynajął po tym jak Katniss została ranna.- Odpowiada jej Peeta, jednak widzę, że jest wyraźnie rozbawiony zaistniałą sytuacją.
- Pielęgniarka, tak? Jak ona nawet nie umie dobrze opatrunku założyć!- mówi i patrzy się na moją ranę.
- Ja nie potrafię?! Takie opatrunki zakładano w Kapitolu, jak ktoś był poważnie ranny.
- Tylko, że tam nikt z wyjątkiem żołnierzy nie był poważnie ranny!- wtrącam się. Jak ona może porównywać tą ranę, do tych obrażeń jakie były na co dzień w Kapitolu?
- Ależ oczywiście, że byli ranni, na przykład...- nie zdąża dokończyć, bo Haymitch łapie ją i wynosi za drzwi. Ja i Peeta patrzymy się na niego ze zdziwionymi minami.
- No co? Wkurzyła mnie.- Mówi to tak obojętnie, że nie wytrzymuję i zaczynam się śmiać. Po chwili Peeta do mnie dołącza. Pewnie jeszcze bym się śmiała, gdyby śliska Sae nie zaczęła mi odkażać rany.
- Co wy za pielęgniarkę wynajęliście, co? Nie odkaziła ci porządnie rany, nawet bandaż byle jaki.- Mamrocze pod nosem, ale nie odpowiadam.
Siedzę na krześle kuchennym dopóty, dopóki Sae nie powie mi, że już skończyła i mogę iść na górę. Biorę Peetę za rękę i prowadzę po schodach.
- Katniss, wiem, że jest późno, ale może pójdziesz ze mną na balkon?
- Pewnie- odpowiadam nieśmiało.
Niebo jest bezchmurne, także bez problemu możemy oglądać gwiazdy. Jest dość ciepło- jak na jesień, ale Peeta i tak nie pozwolił mi wyjść bez koca. W takich chwilach jak ta, przypominam sobie zimne noce na arenie. Pamiętam jak siedziałam z Rue na drzewie oraz jak byłam z Peetą w jaskini i walczyłam o jego życie. Osoba, która była na arenie nigdy nie zapomni co się tam wydarzyło. Na samą myśl o tych dzieciach, które zginęły robi mi się niedobrze. Niektóre zabiłam ja. Nie potrafię żyć z tą myślą. Zresztą co ja miałam wtedy zrobić? Umrzeć, żeby nie zabić innych?
Nie mogę o tym dłużej myśleć, muszę się zająć czymś innym.
- Peeta...
- Tak?
- Chciałabym się zapytać, znaczy poprosić czy, czy mógłbyś...- nie zdążyłam dokończyć, bo Peeta mnie pocałował. Czuję się tak jak w jaskini. Mogę teraz napisać kolejny rozdział, ale nie chcę teraz mu o tym powiedzieć, bo przerwie
- O co chciałaś poprosić?- rumienię się i mówię:
- O...o to czy nie pójdziemy napisać kolejnego rozdziału.
- Dlatego się tak jąkałaś? Bo chciałaś się spytać czy nie napiszemy rozdziału?- Peeta zaczyna się śmiać.
- No... tak... nie.- Znowu się zawstydzam, co ja mam mu powiedzieć? To prawda chciałam, żeby mnie pocałował, ale nie powiem tego.
- Dobrze Katniss, chcesz pisać to chodźmy... ale co cię naszło na pisanie?
- Teraz mamy pisać rozdział, w którym się spotkaliśmy, pamiętasz?
- Acha, wtedy, kiedy mnie pocałowałaś?
- Tak...
- Nigdy się nie spodziewałem, że będę inspiracją do książki.- Mówi i patrzy się na mnie takim wzrokiem, że nie wytrzymuję i krzyczę.
- Nie masz w sobie za grosz wstydu!
- Tak, to samo powiedziałaś na arenie.
- Peeta!
- Co?
- Może...- postanawiam zmienić temat.- Dokończysz opowiadać o tym, jak twój ojciec zaprowadził cię do lasu?
- Jeśli chcesz. Mój tata zobaczył, jak ty z ojcem przechodziłaś pod ogrodzeniem i postanowił, że mnie też tam zabierze, więc wieczorem zabrał mnie nad jezioro.
- A twoja mama nie pytała się gdzie idziecie?- przerywam mu.
- Pytała, zawsze i o wszystko, ale wtedy powiedzieliśmy jej, że idziemy na spacer.
- Nie wierzę, że was puściła tak po prostu.
- Nie puściła. Wyszliśmy.
- Jak to wyszliście? Nie możliwe, żeby was nie zauważyła. Zawsze jak byłam blisko piekarni to ona wychodziła i mnie wyganiała, a ciebie jakoś nie zauważyła...
- Katniss, znowu to robisz.
- Co robię?
- Czasami jak zaczniesz o czymś mówić, to nie możesz przerwać.- Po tych słowach milknę. Peeta ma rację muszę się odzwyczaić.
- Mów dalej.- Zachęcam go do kontynuowania.
- Wyszliśmy niezauważeni, ponieważ było po północy i było ciemno.
- Was to nawet ślepy by zauważył, nie umieliście się skradać.- Wtrącam.
- Wiem, ale moja mama nie była, aż taka czujna w nocy. Wtedy spała.- Zaczynam się śmiać. Nie chce mi się wierzyć, że ta wiedźma coś by przeoczyła.
- Katniss.
- Tak?
- Już wiesz jak tam dotarliśmy, teraz ja mam parę pytań.
- Jakich?
- Czy...- nie dokańcza, bo coś zaczyna dziać się w mieście. Słyszymy głównie krzyki. To jest i tak poważny powód na pomoc ludziom. Spoglądamy się na siebie i gdy chcę iść na dół Peeta łapie mnie za rękę i zaczyna się na mnie patrzeć.
- Peeta, co ty robisz? Nie mamy czasu, być może zmiechy wtargnęły na tereny wioski.
- Nie zbawi ich minuta. Po prostu chcę zapamiętać twoje rysy twarzy.
- Po co, dlaczego teraz?!
- Bo nie wiem kiedy cię zobaczę po raz ostatni.


2 komentarze:

Wiem, że Wam się nie chce komentować moich postów, ale tylko i wyłącznie dzięki temu mogę się dowiedzieć co o nich sądzicie, proszę poświęćcie tę chwilę.
Doceniam to, iż w ogóle to jesteś, jednak proszę zastosuj się do poniższych reguł:
**Czytasz- komentujesz, :D
**Jeżeli chcesz coś skrytykować, to podaj argumenty,
**Nie maskuj głupoty wulgaryzmami,
**Baw się dobrze!