piątek, 27 lutego 2015

Rozdział III

Nie wiele zakodowałam z tego, co się wydarzyło tuż po upadku. Jedyne co pamiętam to Peetę zabijającego zmiecha i podnoszącego mnie z ziemi.
Teraz siedzę na fotelu, z dość prymitywnym bandażem, jak na moją ranę. Nie widzę nikogo w domu, nawet Peety- co jest dziwne, bo zawsze chciał przy mnie być w takich sytuacjach.
Nagle słyszę kroki na schodach, chcę się podnieść, ale w tym samym czasie słyszę:
- Siedź tam, gdzie siedzisz, skarbie.
Haymitch. Nie wierzę w to, że wygląda tak trzeźwo. Czy to możliwe, że sprytny plan Peety zadziałał?
- Haymitch...- mówię bardzo cicho. Nie jestem w stanie na niego nakrzyczeć.
- Gdzie jest Peeta? Czemu nie ma go ze mną?
- Spokojnie, Peeta jest...- tu się zawiesza.
- Gdzie?
- Nie gdzie, raczej w jakim jest stanie... chyba
- Coś się stało Peecie?- zrywam się, ale od razu tego żałuję. Mam zdrętwiałe nogi, więc zaczynam się chwiać i gdyby nie Haymitch już dawno leżałabym na podłodze.
- Mówiłem, że masz tam siedzieć!
- Co się dzieje z Peetą?!- pytam stanowczo.
- Katniss, do cholery, czemu jesteś taka uparta? Peeta jest na górze, leży ze zwichniętą nogą.
- Haymitch, idioto! On ma złamaną nogę, a Ty mi opowiadasz o jego stanie!
- Spokojnie…
- Jak mam być spokojna jak rozmawiam z...- tym razem ja się zawieszam. Nie chcę go obrazić, ale chyba nie jest do końca trzeźwy skoro opowiada mi o stanie Peety.
Chociaż po zastanowieniu się, Haymitch mógł mówić o stanie fizycznym, niekoniecznie psychicznym.
- Przepraszam.- Oznajmiam i milknę, bo w tym samym czasie do pokoju wchodzi- jak mi się zdaje- pielęgniarka.
- I jak, panno Everdeen?
- Dobrze.- Burczę. Nie mam ochoty na rozmowę z nią.
- O... a cóż to, przed chwilą zmieniałam ci opatrunek, a on już jest przesiąknięty!
- Kiedy będę mogła zobaczyć Peetę?- zatrzymuję ją.
- Pan Mellark powinien niedługo do nas przyjść.
- A co go powstrzymuje?
- Panno Everdeen... przecież pan Mellark ma zwichniętą nogę, powiedziałam mu, żeby najpierw przyzwyczaił się do kul, a dopiero potem mnie zawołał, bym pomogła mu zejść po schodach.
Po raz kolejny ją zatrzymuję.
- A którą nogę ma zwichniętą?
- Jak to którą? Ma przecież tylko jedną.
- Jedną?!- krzyczę, bo przeraził mnie fakt, iż Peeta byłby pozbawiony drugiej nogi.
- Niech pani tak nie krzyczy, ma tylko jedną nogę, która może być zwichnięta- nie odzywam się, ale ulżyło mi. Z drugiej strony to trochę głupie pytać czemu ma tylko jedną nogę. Mogłam się domyśleć. Teraz zauważyłam, że mam zaniki pamięci. Haymitch przed chwilą mówił mi o nodze Peety, ale w trakcie rozmowy z pielęgniarką nie skojarzyłam faktów.
Siedzę i patrzę się w okno, rozmyślam nad tym, co właściwie się wydarzyło od momentu kiedy upadłam? Być może Peeta zwichnął nogę przenosząc mnie?
Zadręczałabym się tym dalej, gdyby nie znajome kroki na schodach. Od razu podnoszę się i opierając się o meble idę na spotkanie z Peetą. Zamiast powitania słyszę:
- Panno Everdeen, ile razy mam pani powtarzać, żeby nie robiła sobie pani spaceru po domu.
- Niech da jej pani spokój.- Mówi i wyrywa się z uścisku pielęgniarki.
- Na kogo ja trafiłam! Proszę się natychmiast zatrzymać panie Mellark!- Peeta jej nie słucha i rzuca obydwie kule, by szybciej do mnie dojść. Ja również staram się dotrzeć do Peety, co nie jest łatwe z trajkotającą nad uchem pielęgniarką.
- Panie Mellark, łatwiej panu będzie iść z kulami!- mówi i szybko zaczyna podnosić je z podłogi.
- Panno Everdeen, skoro jest pani przy krześle, to niech pani...
- Do cholery, czy możesz przestać tak wrzeszczeć? Zrób sobie przerwę.- Odzywa się Haymitch, którego do tej pory nie widziałam i zmierza w kierunku kuchni.
- Dobrze, ale jeśli coś im się stanie, to chcę, żeby pan wiedział, że to nie była moja wina!- mówi naburmuszona pielęgniarka.
Dopiero teraz zauważyłam, że zamiast iść na spotkanie ze sobą, ja i Peeta stoimy i wpatrujemy się w tą całą sytuacje. Na szczęście nasz były mentor i tymczasowa opiekunka już wyszli.
- Katniss, usiądź, ja do ciebie przyjdę.- Słucham go i siadam na fotelu.
- A teraz mi powiedz, co zmiech robił w wiosce?
- Peeta, ja naprawdę nie chciałam, żeby to się tak skończyło.
- Katniss, ja cię o nic nie oskarżam, tylko powiedz mi, co się wczoraj wydarzyło.
Czyli na szczęście nie pamiętam tylko wydarzeń z wczorajszego wieczoru.
- Dobrze, ale chodź do mnie.- Mówię i przesuwam się, by zrobić mu miejsce na fotelu. Gdy Peeta usiadł zaczynam mu wszystko wyjaśniać.
- Poszłam do lasu, by sprawdzić czy w okolicy nie ma zmiechów. Gdy miałam iść, usłyszałam szczęknięcie zębami, a pod moimi nogami leżał zmasakrowany wilk. Dobiłam go i uznałam, że to odpowiedni moment, żeby wrócić do domu. Po drodze dopadły mnie zmiechy. Większość zabiłam, ale...
- Większość?- przerywa mi.
- To nie gonił cię tylko jeden?
- Nie... było ich z pięć.- Peeta jest wyraźnie zdenerwowany.
- Mów dalej.
- Dobrze. Większość zabiłam, ale jeden przeżył i ugryzł mnie w bok, więc postanowiłam przyprowadzić ocalałego na teren wioski, uznałam, że sobie poradzicie.
- Katniss, czemu mi o tym nie powiedziałaś?
- No przecież mówię!
- Nie o tym. O twoich planach.
- Nie puściłbyś mnie.
- Oczywiście, że bym cię nie puścił!
- Nic mi nie jest!
- Mogłem cię stracić, rozumiesz?
- Nie straciłeś!
- Katniss, gdybym wtedy nie wyszedł z domu...- Peecie łzy napływają do oczu i ukrywa twarz w dłoniach.
- Ale ja tu jestem. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.
- Szukałem cię...- mówi i patrzy się w nicość.
- Przeszedłem całą okolicę, pytałem się wszystkich czy cię widzieli, nikt nic nie wiedział.
- Peeta ja...- nie wiem co powiedzieć, naprawdę głupio się zachowałam, powinnam go uprzedzić.
- Nie chciałam…- spogląda na mnie, a po jego oczach widzę, że bardzo to przeżył.
- Katniss, po prostu nigdy tak nie rób, dobrze?
- Dobrze.- Mówię, przytulam się do Peety, a on nakrywa mnie kocem. Gdyby zginął, brakowałoby mi tego. Muszę przy nim być.


piątek, 20 lutego 2015

Rozdział II

Od rana krzątam się po pokoju przygotowując się na wyprawę do lasu.
Wysłałam Peetę do sklepu i do mleczarki- w końcu idę tam tylko na chwilę.
Biorę kołczan i dodatkowe strzały. Do torby przypinanej do pasa pakuję butelkę z wodą i bułkę, ale nigdzie nie mogę znaleźć łuku.
Po chwili przypomina mi się, że przecież trzymam łuk pod łóżkiem. Pospiesznie biegnę na górę, łapię łuk, zbiegam na dół i wychodzę przez okno, omijając Śliską Sae.
Gdy jestem na miejscu strzelam w królika i przypinam go do pasa. Zbieram też parę jagód i jabłek.
Krążę wzdłuż jeziora już parę minut, ale nadal nic nie słyszę. Postanawiam usiąść na jednym z kamieni.
Przypominam sobie polowania z Galem. Gdzie on może być? Zapewne jest mu tam dobrze, ale co się dzieje z mamą? Tak dawno jej nie widziałam. Musi być jej ciężko, straciła męża, córkę i omal nie straciła mnie. Nawet lepiej, że jej nie ma, nie chciała bym znowu patrzeć na zamkniętą w sobie kobietę. Ciekawe jak radzi sobie Annie, w końcu straciła Finnicka. Właściwie, to ja go zabiłam. Nie potrzebnie rzuciłam tam holo, mogłam przecież tam zejść i mu pomóc, to był mój przyjaciel.
Z zamyślenia wyrywa mnie szczęknięcie zębami, tuż za moją głową. Gwałtownie podnoszę się, napinam cięciwę, ale nic nie dostrzegłam. Siedzę tu już bardzo długo. Peeta zacznie się martwić. Co ja mu powiem? ,,Przepraszam Peeta poszłam, żeby zobaczyć czy stado zmiechów grasuje po okolicy". To nie ma sensu, ale nie mogę tu zostać. Muszę wracać, ale nie mogę też tak tego zostawić. Przyszłam tu z wyznaczonym celem.
- Halo?!- wrzeszczę i szykuję się na atak zmiecha, ale nic się nie dzieje.
Wbijam ze złości strzałę w ziemię i słyszę jęk. Wstaję i zauważam, że pod moimi nogami leży wilk bez łap i z poszarpanym futrem. Nachylam się i dobijam zwierzę, by się nie męczył. Jak on się tu znalazł? Mogłam go nie zauważyć w ataku złości, ale na pewno nie odcięłam mu łap i nie poszarpałam. Coś jest nie tak, myślę. Przyglądam się ranom bliżej i dostrzegam wyraźne ślady pazurów i kłów. Jedno jest pewne, to nie był człowiek ani zwykłe zwierzę, w przeciwnym razie wilk miałby szansę się obronić. Pozostało jeszcze jedno pytanie- co kłapnęło zębami?
Koniecznie muszę o tym powiedzieć Peecie, nieważne jak na to zareaguje, może on coś na to poradzi.
Nagle, bez powodu zaczęła boleć mnie głowa, chcę usiąść, ale to nie byłoby rozsądne. Nie tu, nie teraz. Biorę cały ekwipunek i ruszam w drogę powrotną. Trudno, wrócę tu kiedy indziej.
Ból i zawroty głowy nie dają mi spokoju. Przystaję przy jednym z drzew i opieram się.
- Katniss, dasz radę, nie poddawaj się, jeśli tu zostaniesz być może skończysz jak ten wilk, ruszaj dalej…- szepczę do siebie, by mieć motywacje. Właściwie nie wiem czemu nie mogę tu zostać, ta historia ze zmiechami w lesie jest wymyślona, tak na pewno jest wymyślona, to tylko moja wyobraźnia. Wpadam w panikę, zawroty głowy nie ustają, jeśli tu zemdleję, nie wiadomo czy wrócę.
Gdy chcę ruszyć dalej nagle coś z całej siły pcha mnie. Gwałtownie się odwracam, napinam cięciwę i strzelam... prosto w głowę zmiecha.
- Cholera, są tu.- Mówię i biegnę przed siebie. Tracę orientację, potykam się, przypominam sobie pobyt na arenie, wtedy miałam dokładnie tak samo.
Staram się wspiąć na jedno z drzew, ale coś mnie szarpie za nogę. Spadam z drzewa, jednak udaje mi się utrzymać na nogach. Nie zwracając uwagi na to, co to było, nadal biegnę, po drodze zauważam pięć zmiechów.
Dwa z nich położyłam trupem, ale trzy lub cztery nadal mnie gonią. Widzę zarys miasta, już niedaleko.
Jestem strasznie zmęczona, od dawna nie biegałam na długie dystanse.
Być może jak przebiegnę przez pastwisko krów, to zmiechy się nimi zainteresują.
Niestety, wpadam na jedną krowę, która wpada w szał i potrąca inne. Na szczęście zmieszańce zaatakowały parę krów, co zdecydowanie je opóźniło. Wykorzystuję ten moment, żeby strzelić w dwa z nich, jednak chybiam parę razy, przez co tracę znaczącą ilość strzał. Sięgam do kołczanu, żeby zobaczyć czy mogę zostać i zabić dwa ocalałe, jednak w tym samym momencie zmiech skacze na mnie i gryzie mnie w bok. Starałam się nie krzyczeć, by nie przyciągnąć uwagi innych zwierząt.
Gwałtownie sięgam po nóż i wbijam go w ciało zmiecha. Uciekam. Zaczyna mi mroczyć przed oczami. Patrzę na ranę, jest dość duża, jednak chyba nie mam uszkodzonych żadnych organów wewnętrznych. Widzę wioskę zwycięzców, jestem blisko, ale nie mogę przenieść pościgu na tereny miasta. Zatrzymuję się, wyciągam strzałę, lecz nie udaje mi się napiąć cięciwy, jestem za bardzo osłabiona. Jeśli jeden zmiech wbiegnie do wioski to być może uda się go zabić o ile nie przyprowadzi ze sobą kolegów. Muszę zaryzykować. Oby Peecie się nic nie stało.
Jestem na ganku, odwracam się by zobaczyć czy to bydle nadal mnie goni i w tym samym momencie ktoś pcha z całej siły drzwi. Upadam.


piątek, 13 lutego 2015

Rozdział I

Igrzyska życia
Część I ,,Cisza"
Pisanie książki idzie nam mozolnie. Minął rok, a my nie zapełniliśmy nawet stu kartek. Co prawda wielkim utrudnieniem są powracające wspomnienia, przez które ja i Peeta nie śpimy po nocach.
Haymitch zaczyna trzeźwieć dzięki Peecie, który podczas jego nieobecność ograniczył dostawy alkoholu.
Dziś Peeta postanowił zabrać mnie nad jezioro-które niegdyś znajdowało się za wówczas wyburzonym ogrodzeniem. Ponieważ zżera mnie ciekawość pytam:
- Skąd znasz drogę nad jezioro?
Peeta zaczyna się śmiać
- No co?- jestem zaskoczona jego reakcją. Czyżby kiedyś wyszedł poza teren dwunastki?
- Katniss, nie tylko ty bywałaś w tych okolicach.- Ma dziwny wyraz twarzy, jakby zobaczył coś naprawdę śmiesznego.
- Czy ty próbujesz mi powiedzieć, że wychodziłeś za ogrodzenie i ja z Galem nigdy cię tu nie widzieliśmy?!- niemal krzyczę. Pamiętam pobyt na arenie, kiedy razem poszliśmy coś upolować, jednak on odstraszał wszystkie zwierzęta w odległości 50 metrów swoim sposobem chodzenia.
- Katniss...
- Byłeś tutaj, a i tak cię tu nigdy nie widziałam. Jak to zrobiłeś? Może wychodziłeś wieczorem, kiedy ja i Gale byliśmy już w domach. Jak uniknąłeś porażenia prądem? Jest jakieś inne wyjście z Dwunastki?- wymieniam pospiesznie.
- Katniss!- Peeta prawie krzyczy, ale nadal się uśmiecha. Racja, przerwałam mu.
- Tak?- odpowiadam słodkim głosikiem, co jeszcze bardziej go rozśmiesza.
- Katniss, mój tata mnie tu kiedyś zabrał.
- Twój tata? Tutaj?
- Tak, powiedział, że kiedyś zauważył jak przechodziłaś z ojcem pod ogrodzeniem.
-I zabrał cię tutaj? A w ogóle to jak nas zauważył?- milion pytań ciśnie mi się na język, jednak muszę się opanować.
- Katniss, spokojnie.- Mówi, a gdy otwieram usta, żeby powiedzieć, że ja przecież jestem spokojna, całuje mnie. W pierwszej chwili się dziwię, ponieważ zrobił to w tak nieoczekiwanym momencie, ale odwzajemniam pocałunek.
- Musiałeś?
- Tak, inaczej nadal byś mi przerywała.- Wybucham śmiechem i mówię:
- Masz dobry sposób na uciszenie kogoś.
- Ty zrobiłaś tak samo.- Milknę i przypominam sobie o tym jak pocałowałam Peetę w jaskini.
- Racja.- Siedzimy sami przy jeziorze, jest tu tak pięknie. Nic nie mówimy, nie ma potrzeby.
Oczywiście coś musiało przerwać ciszę. Słyszę warczenie po drugiej stronie jeziora, przez co wpadam w panikę.
- Peeta!- wrzeszczę.
- Co się stało?- pyta przerażony.
- Nie wzięłam łuku.
- Teraz sobie o tym przypomniałaś?- nie zwracam uwagi, na to co mówi.
- Słyszysz to warczenie za jeziorem, czy zwariowałam?- obydwoje milkniemy. Peeta przerywa ciszę:
- Nic nie słyszę.
- Ale ja tak. Chodźmy stąd jak najszybciej.- Podnosimy się i wracamy niemal biegiem. Gdy znajdujemy się niedaleko domu zwalniamy.
- Katniss, opowiesz mi czemu tak się przestraszyłaś?
- Peeta, ty nie rozumiesz, to warczenie brzmiało jak powarkiwanie zmiechów. Teraz się zastanów, co oni zrobili z tymi wszystkimi zmiechami? Musieli je wypuścić, to nie brzmiało jak wilki.
- Uważasz, że wypuścili je na wolność?
- Tak!
- Ale kto miałby to zrobić?
- Nie mam pojęcia, może wypuścili je, żeby pomogły w walce z rebeliantami?- naprawdę nie wiem kto mógłby je wpuścić do lasu, ale jestem przekonana, że to nie były ani psy, ani wilki.
- Katniss, uspokój się. Nic jeszcze nie jest potwierdzone.- Chcę na niego nawrzeszczeć, ale właśnie dochodzimy do domu.
Przy kolacji siedzimy cicho. Cały czas zastanawiam się co wydawało te odgłosy. Jeśli to zmiechy to niemożliwe, żeby wypuścili je niedawno, musieli je wypuścić conajmniej z pół roku temu. Muszę pójść na polowanie i dowiedzieć się co to było, ale Peeta nie może o tym wiedzieć. Nie puściłby mnie. Pójdę tam za tydzień- to odpowiedni okres czasu, by zapomnieć o tych wydarzeniach.
Po chwili zauważam, że nie ma już z nami Śliskiej Sae, nawet stół jest pusty, a Peeta siedzi i patrzy się na mnie.
- Przepraszam.- Za bardzo nie wiem, co mam powiedzieć.
- Nie musisz. Nie masz za co.- Peeta uśmiecha się i wstaje. Zmierza ku wyjściu, ale łapię go mocno za rękę.
- Zostaniesz?
- Wiesz, że tak.- Mówi, a mnie napływają łzy do oczu. Pamiętam wszystkie noce w pociągu.
Idę się umyć. Peeta chyba jest w salonie i czeka, aż zwolnię łazienkę.
Minęliśmy się, a po jego minie poznaję, że jest zamyślony.
Siedzę na łóżku. Może na niego poczekam?
Nawet nie wiem kiedy usnęłam, ale budzę się przy Peecie. Kocham go. Gale nigdy by się o mnie tak nie troszczył.
Jest już jasno, więc pocałowałam Peetę w policzek i idę, jednak gdy byłam przy drzwiach wyjściowych usłyszałam krzyk dobiegający z góry. Nie zastanawiając się biegnę do pokoju..
Klękam przy Peecie na podłodze, jednocześnie łapiąc jego rękę.
- Peeta, spokojnie, wszystko jest dobrze. Jestem tu, rozumiesz?!- wstaję i trząsnę nim z całej siły. Nie znam innego sposobu, żeby kogoś obudzić, tym bardziej jeśli ten ktoś rzuca się na łóżku.
Budzi się, ale nic nie mówi. Po chwili przytulia mnie, a ja tracę równowagę i upadam na niego. Leżymy tak jeszcze parę minut, aż w końcu odzywa się:
- Katniss, kocham cię.- Czuję się zmieszana, ale w końcu odpowiadam:
- Wiem, ja ciebie też.
- Katniss...
- Tak?
- Noga mi zdrętwiała…- spoglądam na Peetę, jak na wariata, ale przecież na nim leżę.
Szybko skaczę z łóżka potykając się o kapcie.
Peeta zrywa się, żeby mnie podnieść, ale i on upada- zapewne przez zdrętwiałą nogę.
Zaczynam się śmiać razem z Peetą, który dopiero po chwili rozumie co się stało.
- Nic ci nie jest?- pytam nie przestając się śmiać.
- Chyba nie, a tobie?
- Nie.- Pomaga mi wstać po czym schodzimy na śniadanie.
- Katniss- odzywa się nagle.- Nigdy więcej mnie nie zostawiaj.

wtorek, 10 lutego 2015

,,Po Igrzyskach"

Ladies and Gentelmen!
Za pewne znacie serię pisaną przez fanów igrzysk pt. ,, Po Igrzyskach". Otóż ja również ją rozpoczynam!
Mam w zanadrzu parę rozdziałów, które zamierzam publikować raz w tygodniu.
Oczywiście pojawią się też opisy postaci lub recenzje filmu, książki- czyli tak jak było do tej pory.
Ja jako osoba kreatywna nie lubię wrzucać postów bez większego zaangażowania, także...leci zdjątko


Pisałam, że w filmie pocałowali się 1 raz, a tu proszę 30 razy na minutę XD

 
May the odds be ever in your favor!

Finnick

Finnick Odair-postać ciekawa, a za razem tajemnicza, odważna i z ciężkimi przeżyciami.

 
chcesz cukier? :3 - to zdjęcie mnie prześladuje ;-;
 
 
Zwycięzca igrzysk, doskonały pływak, ,,sprzedawany", zakochany w Annie Cresty , sojusznik Peety i Katniss w 75 igrzyskach głodowych.
 
 
Po zwyciężeniu 65 igrzysk w wieku 14 lat Finnick Odair (4 dystrykt) nie miał łatwego życia, Snow sprzedawał go za bardzo dużą sumę pieniędzy.
Przy ćwierćwieczu poskromienia za Annie, zgłasza Mags Cohen (80 lat) mentorka Finnicka. Przed wejściem na arenę Haymitch daje Finnickowi bransoletkę , którą wcześniej dostał od Effie , po to by Katniss wiedziała , że są w sojuszu.
Finnick na arenie ratuje Peetę po tym jak wpadł na pole siłowe.
Po skończeniu 75 głodowy igrzysk Finnick wraz z kosogłosem trafiają do 13 dystryktu, gdzie wariują z powodu świadomości , iż osoby przez nich kochane są w niebezpieczeństwie.
Na szczęście rebeliantom udaje się odbić Johanne, Enobarię, Annie i Peetę.
Finnick i jego ukochana biorą ślub, po którym zwycięzca 65 igrzysk musi ją opuścić, by pojechać do kapitolu i tam poświęca życie dla Katniss-kosogłosa i symbolu rebelii. Ginie zabity przez holo , które Katniss rzuciła mu by się nie męczył w walce ze zmiechami.
PS chodzą pogłoski , że Finnick i Annie mieli dziecko, ale nie wiem czy to prawda.
 
,,Igrzyska nigdy się nie kończą " .
 
I niech los zawsze wam sprzyja!

piątek, 6 lutego 2015

Johanna

Dzisiaj zwyciężczyni 71 głodowych igrzysk- Johanna Mason.


 
 
,,Tak, jestem wściekła, bo zrobiono mnie w konia. Po wygraniu Igrzysk miałam żyć w spokoju aż do śmierci. A wy znów chcecie mnie zabić. Wiecie co? PI***OLIĆ TO! PI***OLĘ WSZYSTKICH, KTÓRZY ZA TYM STOJĄ!"
 
Nasza kochana Johanna, taka kulturalna :D
 
Zwyciężyła 71 głodowe igrzyska, udając głupią i przestraszoną, jednak, gdy pojawiała się taka potrzeba, zabijała ,,z zimną krwią".
Szczerze mówiąc nawet lubiłam Johanne za jej chęć do walki i szczerość, ale wkurzyła mnie rozbierając się w windzie, przy Katniss i Peecie. XD
Na ,,Ćwierćwieczu Poskromienia" jest sojusznikiem ,,kochanków" (jak ja nienawidzę ich tak nazywać :p).Pod koniec książki wycina Katniss lokalizator, żeby organizatorzy jej nie znaleźli, a następnie gdzieś pobiegła- nie mam pojęcia gdzie, myślę, że na początku odciągnęła Brutusa i Enobarję od Katniss, następnie poszła do Peety, ponieważ w tym samym czasie wrzeszczał, co zgadzało by się z tym, że zabrali ich obojgu (po drodze zahaczyli o Annie :P).
Została porwana przez Kapitol i najprawdopodobniej torturowana, razem z Peetą.
Po akcji ratowniczej, nie ma włosów i jest w bardzo słabej formie fizycznej- tak jak Katniss, z którą chciała jechać do Kapitolu.
Po zabiciu Snowa chyba wraca do 7 dystryktu.
 
I niech los zawsze wam sprzyja!

wtorek, 3 lutego 2015

Gale

Szóstą osobą, której przytrafiło się uczestniczenie w moich ,,blogowych igrzyskach" jest
Gale Hawthorne.
                 
 
Stracił ojca, polował z Katniss, w której się zakochał, silny, sprytny, wierny przyjaciel-niestety do czasu.
 
Gale Hawthorne po stracie ojca w wieku 14 lat, razem z Katniss Everdeen pojechał odebrać order-tam się poznali.
Katniss była wtedy bardzo nieśmiała, dlatego gdy się przedstawiła Gale'owi usłyszał imię ,,Kotna" zamiast jej prawdziwego imienia.
Od tamtego momentu właśnie tak ją nazywał.
Hawthorne i Everdeen razem polowali i byli przyjaciółmi, jednak Gale zakochał się w Katniss-widzicie różnicę pomiędzy zakochaniem się, a kochaniem kogoś? (w przypadku Peety)-co jak myślę zepsuło tą  prawie niezależną więź.
 
Gale był zazdrosny o Peetę i często wypominał Katniss o jej ,,kochanku".
Kiedyś, gdy Kotna zaproponowała by uciekli, Hawthorne oczywiście musiał się zapytać:
,,My-to znaczy ja, ty ,nasze rodziny i... Peeta?" <---- nie jest to co prawda cytat z książki, jest za to idealnym skróceniem całej jego wypowiedzi.
Czy to było potrzebne?!
Chociaż, gdyby Katniss wybrała Gale'a to Peeta może by...nieważne :p (czo tam Dolly knuje?)
 
Pocałowali się trzy razy-w tych momentach cała skakałam (z nerwów-nie ze szczęścia)
Ja naprawdę tego nie liczę! :P
 
Gale na samym końcu zostawił Katniss, co można uznać za zerwanie przyjaźni, jednak gdyby nie on, nie wiadomo czy Prim nie umarłaby z głodu podczas trwania 74 głodowych igrzysk.
 
Podsumowując:
Bardzo lubiłam Gale'a (na początku bardziej niż Peete, gdyż myślałam, że Peeta to oszust, który chce się przypodobać Kapitolowi) i myślę, że był on bardzo potrzebny, zarówno Katniss, jak i Prim.
Gdyby nie ten incydent z pocałunkiem i jednoczesnym wypomnieniemjej niby prawdziwej miłości
ich przyjaźń by przetrwała.
 
 
I niech los zawsze wam sprzyja!