piątek, 18 grudnia 2015

Rozdział XXVIII

Pułapka. To pierwsze słowo, które przychodzi mi na myśl, po przebudzeniu. Straciłam przytomność? Za co tu siedzę? Rozglądam się w poszukiwaniu oznaki życia, po nieoświetlonym, obskurnym pomieszczeniu. Światło może dostać się tylko przez otwór w ścianie po mojej prawej stronie o szerokości pięciu centymetrów kwadratowych. Słyszę jak krople, powoli skapującej z przeciwległego kontu pomieszczenia odbijają się echem od murów. Nagle zauważam, że jestem ubrana jedynie w cienką białą koszulkę i majtki. Przez tą świadomość robi mi się zimno. Do tej pory o tym nie myślałam. Wiadomo, że jak nie ma się świadomości o zagrożeniu, to człowiek się nie boi. Drżę, więc podciągam ociężale nogi do tułowia, by utrzymać ciepłotę ciała, szorując przy tym stopami po podłodze. Czuję, że zadrapałam lewą stopę do krwi, ale nie patrzę się na nią. Dopiero teraz dostrzegam krwawiącą ranę, o kształcie litery G. G, jak grób? Gonitwa, gorączka? Może to przypadek, lecz w Kapitolu nie ma co liczyć na zbiegi okoliczności. Podnoszę obolałe ciało. Podciągam się na łańcuchach zwisających nieopodal, orientując się, że jestem do nich przyczepiona. Przykuta do ściany. Ze zgrozą patrzę na swój brzuch i wystające żebra. Widzę dokładnie każdy przegub. Nieźle mnie wygłodzili, myślę. Lekko, powoli, jakby nie chcąc zbudzić być może śpiącej po drugiej stronie osoby drepczę w miejscu. Robię to dlatego, by się rozruszać, ale brak mi sił. Delikatnie stąpam na podłożu. Ten rodzaj podłogi, jest tak skonstruowany, że jeden silniejszy ruch może spowodować ranę. Jeszcze nigdy nie znajdowałam się w zarazem zimnym i wilgotnym, jak i dusznym lochu. Tak na prawdę nigdy nie byłam w lochu, nie licząc wydarzeń sprzed czterech miesięcy. Po raz pierwszy nie byłam w domu na Nowy Rok. Ciekawe jak Peeta go obchodził? Co namalował, upiekł? Czy spędził Sylwester w towarzystwie mamy, Annie i Haymitcha? Może siedział sam, w domu, płacząc. To jest aż dziwne. Nigdy nie widziałam płaczące Gale'a, a płacz Peety słyszę często w nocy. Przytulam go wtedy mocno, póki jako tako się nie uspokoi. Radzimy sobie w ciemnościach jak wtedy, na arenie. A raczej radziliśmy. Jak ja bym chciała,  żeby on tu był, razem ze mną. 
Po dłuższym zastanowieniu dochodzę do wniosku, iż wolałabym być przy nim, bo w przeciwnym razie musielibyśmy się gnieździć w zatęchłym pomieszczeniu. Nie widziałam go trzy miesiące, a to wystarczało bym zapomniała jak bije jego serce kiedy się boi, cieszy, złości. 
Mocno szarpię stare kajdany, licząc, że się ukruszą. Strasznie się męczę po pierwszym szarpnięciu, a za drugim razem, ledwo zasklepiona rana na nodze otwiera się i zaczyna krwawić. Przy kolejnym ruchu wycieńczona opadam na podłogę. Nie mogę się położyć, nawet gdybym chciała, bo łańcuchy krępują większość moich ruchów.
Spoglądam na dłoń. Nie zabrali mi pierścionka zaręczynowego. Uśmiecham się na wspomnienie tego dnia. Medalion również nadal tkwi na mojej piersi.
-Peeta, gdzie jesteś?
Szepczę, ociężale spoglądając na otwór w ścianie.
Po dłuższym czasie morzy mnie sen. Śpię bardzo płytko. Męczą mnie koszmary, w których głównymi gośćmi jest Gale i Peeta. Z jakiegoś powodu budzę się. Może ze snu wytrącają mnie coraz to gorsze sny, a może głód, pragnienie i ból sprawiony przez ranę ciętą oraz obtarte do krwi nogi. Oddycham z ulgą uświadamiając sobie, że okrutna, bolesna śmierć Peety była wymysłem mojej głowy.
Wstaję. Rozciągam się po bardzo niewygodnie przespanej nocy. Tak naprawdę tylko mi się wydaje, że to była cała noc. Równie dobrze mogłam spać dwie godziny, albo cały dzień.
Przyglądam się ścianie, do której jest przytwierdzona, rozważając możliwość ponownego wyrwania łańcuchów. Mogę sobie tylko o tym pomarzyć. Nie jestem na tyle silna, ani na tyle sprawna, by to zrobić. Na tym, jak zresztą na każdym etapie mojego wyjazdu Peeta sprawdziłby się o wiele lepiej. Umie przemawiać, jest niewyobrażalnie silny, a władzom z pewnością nie byłoby łatwo go porwać. Biorę głęboki oddech na myśl o mojej głupocie. Już go kiedyś porwali. Wysadzając arenę nie było we mnie ani krzty rozsądku. Peeta nie zostałby osaczony, a... Igrzyska nadal by się odbywały.
Dobrze się stało, pocieszam się.
Nie, niedobrze. Nie ochroniłam go, chodź należało to do mojego obowiązku, który sama sobie dałam.
Nagle moją uwagę przykuwa połyskujący w mdławym świetle poranka przedmiot. Zrywam się jak oparzona na równe nogi. To szklanka. Leży sobie spokojnie na kamiennej półeczce, którą dostrzegam dopiero teraz. To nie koniec. Kubek jest wypełniony! Staram się sięgnąć go, ale kajdanki skutecznie pilnują, bym nie przeszła za daleko. Wymachuje rękami w tamtym kierunku, ale bez skutecznie. Próbuję dosięgnąć ją nogą, lecz to też nic nie daje. Rozprostowuje poskręcane kółka łańcucha. Przysuwam się najbliżej jak pozwalają mi na to moje obezwładnione ręce i chwytam naczynie zębami. Staram się zrzucić je tak, bym zdążyła je złapać. Udaje mi się, ale po moich manewrach pół zawartości wylądowało z pluskiem na podłogę.
Przysuwam się do ściany i drobnymi łykami wypijam herbatę. Z zadowoleniem zauważam, że zaparzono ją, ale nie wyjęto torebki. Gdy parudziesięciu minutach kończę herbatę wkładam do ust torebkę z fusami i przez dłuższy czas wysysam z niej ostatnie resztki płynu. Robię to też po to, by dać zajęcie ustom i może trochę oszukać organizm. Nie czuję się bardzo głodna, ale mam nadzieję, że w najbliższym czasie uda mi się stąd wyjść, lub dostać jedzenie. Oczywiście wolałabym to pierwsze, ale na co mam liczyć w opuszczonym miejscu? Z drugiej strony, ciekawe czemu nie siedzę w izolatce, przecież w Kapitolu mają mnóstwo wyposażonych bardzo dobrze celi, a wsadzili mnie właśnie tutaj.
Odkładam suchą na wiór saszetkę z powrotem do szklanki i wycieńczona siadam na podłodze. Rana- co dziwne- nie zasklepia się. Powoli, cienkimi strumyczkami sączy się z niej krew. Czerwona, niczym ogień.
Usypiam, ale co chwila budzą mnie koszmary. Jedyne na co liczę, to, że ktoś tu przyjdzie i szybko ze mną skończy. Tyle, że ja nie chcę umierać. Chcę być przy Peecie. Blisko. Pocieszyłby mnie, przytulił, pocałował. Ocieram łzę, której jakimś cudem udało się wypłynąć.
Zauważam, że na moim brzuchu leży pierścionek od Peety. Nerwowo i na marnie szukam go na moim wychudzonym palcu, gdzie powinien być. Spadł. Nie bardzo nie dziwi. W końcu, był dostosowany do mojej poprzedniej wagi. Zaciskam go w dłoni na tyle mocno, na ile pozwalają mi moje skostniałe z zimna palce.
Cały kolejny dzień spędzam na próbowaniu wydobycia choć garstki herbaty z torebki. Na marne. Dotykam suchego jak pieprz języka. Ogarnia mnie strach na myśl o skutkach odwodnienia. Jak mam znaleźć wodę? Może spadnie deszcz, albo śnieg. Powątpiewam, że cokolwiek wpadnie akurat tutaj, ale jestem gotowa zlizać z podłogi kałużę, żeby tylko się nie odwodnić. Tyle, że moje ruchy są bardzo ograniczone, więc nawet gdybym chciała się, przypuśćmy na to, położyć, to nie mogę, ponieważ jestem perfidnie przykuta.
Wkładam palce w miejsce, gdzie kajdany przechodzą do drugiego pomieszczenia. Za pewne ich długość jest regulowana. Szukam sposobu, by je wyciągnąć, ale to jasne, że tylko tracę czas.
Na przemian budzę się, krzyczę, zasypiam, szukam wody, jedzenia i próbuję się wydostać.
Z każdym dniem coraz bardziej opadam z sił.
W pewnym momencie, przez szczelinę widzę kawałek buta, potem następny, i jeszcze jedną parę. Pokrzepia mnie, to choć mogą to być tylko Strażnicy.
Powoli tracę nadzieję. Nie chcę tu umrzeć. Wolałabym umrzeć u boku Peety, jeżeli byłoby to konieczne. Jeżeli zaś on się dowie, że nie żyje, to sam umrze, z tęsknoty, z bólu, choroby, depresji, wyliczam w myślach. Peeta jest silny, ale jego siła opiera się na mnie, tak samo jak moja na jego. Nie damy sobie rady bez siebie nawzajem. Kocham go ponad wszystko. Chcę, żeby miał szczęśliwe, życie, ale- chociaż to trochę samolubne- obawiam się, że beze mnie już nigdy nie odnajdzie szczęścia. Gdybym tylko mogła cofnąć czas. Nie postąpiłabym tak, dałabym mu umrzeć, albo chociaż nie dawałbym mu złudnych nadziei na bycie ze mną. Przeze mnie wielokrotnie cierpiał. Ja przez niego też, ale to co innego. Ja cierpiałam, bo go porwali. Z mojej winy. Niesłychane, ile rzeczy może przyjść do głowy, gdy nie ma się co robić. W życiu by mi na myśl nie przyszło by rozmyślać o przeszłości, w momencie, w którym nie wiem, czy dożyję jutra.
Ulewa trwa w najlepsze. Próbuję napełnić szklankę deszczówką, ale woda, jak na złość spływa w dokładnie odwrotnym kierunku. Skaczę ku niej, licząc, że tak gwałtowny ruch zerwie łańcuch, ale w tej samej chwili moje kajdany skracają się o połowę, przez co jestem brutalnie dopchnięta do ściany. W ostatnim przebłysku świadomości kładę szklankę tak, by nie upadła, na swoich kolanach. Ostatnie co pamiętam to pięć, ogromnych krwistych kropli, które skapnęły z mojej nogi.
Trzask! Budzę się raptownie. Nie otwieram oczu, ale chyba wrzucili do mojej celi czyjeś ciało, bo słyszę dźwięk podobny do tego, gdy rzuca się mięsem. Leniwie podnoszę powieki i wpadam w panikę. Obok mnie leży czyjaś ręka. Wydaję z siebie przytłumiony jęk, który, echem, cicho odbija się o ściany. Blada i wychudzona. Koścista. Chyba nie mam tego zjeść?! Kto jak kto, ale nikt w Kapitolu, jak zresztą w Panem nie lubuje się w kanibalizmie. Próbuję ją odepchnąć. Uspokajam się. Ręka należy do mnie, nie jest to czyjaś odcięta kończyna. Poruszam nią swobodnie. Podnoszę swoje obolałe ciało i przyglądam się kajdanom. Ktoś odstrzelił obręcz. Musiał mieć bardzo dobrego cela, zwłaszcza, że jest okropnie ciemno. Mam jedną wolną rękę! Przykładam kubek do miejsca, gdzie cienkim strumyczkiem spływa deszczówka. Po dłuższej chwili, która w mojej głowie przeradza się w wieczność naczynie napełnia się do pełna. Mogę zachorować, ale szczerze mówiąc wolę to, niż odwodnienie. Już zaczyna kręcić mi się w głowie i mroczyć przed oczami, to co by było jutro? Wolę o tym nie myśleć, mam zbyt zmętniały umysł. Zawartość znika po bardzo długim czasie. Rozmyślam o opcji rozdarcia torebki i zjedzenia fusów, ale ostatecznie rezygnuję, bo i tak bym się nie najadła. Potrzebuję tłuszczów i białka, a raczej tam tego nie znajdę.
Rana zaczyna się goić, a ja od wczorajszego wieczoru wsłuchuję się w dźwięki strzelaniny. Momentami wydaje mi się, że cele z boku są wysadzane. I mam rację.
Słyszę huk. Ściana na przeciwko zawala się i dostaję odłamkami po twarzy. W ostatniej chwili udaje mi się okryć rękoma twarz. Czuję się, jakby chcieli mnie ukamieniować, albo zamurować żywcem. Cięższe kawałki opadają na moje stopy. Nie wiem jak to wytrzymują, ale nie słyszę żadnego zgrzytnięcia. Wolną ręką powoli odsuwam cegły. Gdy jedna z nich turla się w przeciwnym kierunku i rozsuwa pozostałe. Nagle coś wbija się w moją łydkę. Krzyczę, a raczej piszczę jak rozdziera mi skórę. Spoglądam w dół. Szklanka! Zostawiłam ją tam, przed wybuchem. Mam wrażenie, że szkło przebiło mi mięśnie. To źle. Nie wyjmę go, nawet jakbym chciała, bo prawa noga nadal jest zawalona. Jeżeli go nie usunę wda się zakażenie.
Taki ma być mój koniec? Wcześniej przynajmniej widziałam jakiś cień sunący po korytarzu, a od co najmniej pięciu dni nie widzę żywej duszy. Może rzeczywiście z kimś walczą?, myślę. Odpowiada
mi nic innego, tylko kolejny wstrząs wywołany bombą i kolejne strzelaniny. Ledwo utrzymuję się na nogach. Wszystko mnie boli, jestem głodna, wychudzona i zmizerowana. Ogółem- umieram. Prędzej czy później zakażenie zrobi swoje. Już zaczynam czuć gorączkę.
Kątem oka widzę przesuwające się kamienie. Dopiero potem spod nich wyłania się łańcuch. Ktoś go wciąga, to pewne. Tylko, czemu akurat ten? Mrugam szybciej, staram się dać mózgowi, do zrozumienia, że musi zrozumieć co się dzieje.
-No dalej!
Szepczę rozkazująco, chrapliwym głosem. Jednak nie wyrabiam z myśleniem i orientuję się w sytuacji, tuż przed wciągnięciem drugiego łańcucha. Być może obawiają się, że przez wybuch któryś z więźniów ucieknie, poprzez przerwanie kajdan kamieniem. W rezultacie, siła z jaką jestem przygwożdżona do ściany uderza tak mocno, że dosłownie czuję jak powietrze wylatuje mi z płuc. Udaje mi się je złapać dopiero po dłuższym czasie. Kamienie suną w moją stronę, bo zrobiłam im miejsce. Nieświadomie, ale jednak. Przecinają mi skórę, haratają łydki, gniotą stopy. Nie ruszę się mimo najszerszych starań. Oby Peeta o mnie pamiętał, uczcił moją pamięć. Ale jeżeli umrę, to będą o mnie śpiewać? O Kosogłosie. Rebelii. Katniss Everdeen. O tej, dla której nie było ratunku.
Godzę się z nieuniknioną śmiercią. Głodna, odwodniona, poobijana nic nie zrobię. Nikt nie przyjdzie. Są zajęci walką. W jakiej sprawie?
Zaczyna boleć mnie głowa od ciągłego myślenia. Mroczy mi przed oczami. Spazmatyczne torsje, których dostaję tuż po uderzeniu kamienia w brzuch przestają mnie męczyć dopiero gdy tracę przytomność. Peeta. Moja ostatnia myśl i tak będzie dotyczyć tylko jego. Kochałam, kocham, będę kochać. Nawet po śmierci. Nie dopuszczę do tego, by coś mu się stało.
Wtedy w słabym świetle pochodni, oddalonej o dwadzieścia metrów dostrzegam cień nadziei. Ostatnią deskę ratunku. Otwieram usta by coś powiedzieć, lecz ogłusza mnie kolejny odłamek.

25 komentarzy:

  1. No wiesz Ty co... ja tu dziś jestem chyba najszczęśliwsza na świecie (HAHAHAHA... NIE UWIERZYSZ... SZKOŁA SIĘ DO TEGO PRZYCZYNIŁA!!), bo... a zresztą nie będę Ci tu opisywać dlaczego, bo raczej to nikogo nie obchodzi XD... a czekaj... zdanie dokończę XD Zacznę od początku:
    No wiesz Ty co... ja tu dziś chyba najszczęśliwsza na świecie jestem, a Ty mi tu wstawiasz rozdział o uwięzionej Katniss... to takie smutne... strasznie smutne... mam teraz mieszane uczucia!! Z jednej strony jestem potwornie szczęśliwa, a z drugiej (jako, że bardzo wczułam się w ten rozdział... tak jeszcze napomknę, że jeśli się wczuwam to bardzo dobrze :D) tak trochę smutna... chociaż (żeby było śmieszniej) sam fakt, że wstawiłaś nowy rozdział niesamowicie mnie uszczęśliwił :D

    Oczywiście rozdział napisany świetnie i baaardzo mi się podoba (chociaż jest przygnębiający, ale ja lubię przygnębiające rozdziały... najbardziej kiedy sama zaczynam myśleć o czymś przygnębiającym... jednak dziś naprawdę nie potrafię pomyśleć o niczym przygnębiającym, bo to jedno wydarzenie sprawiło, że myślę tylko o tym co jest dobre :D)

    Słowa "Ale jeżeli umrę, to będą o mnie śpiewać?" skojarzyły się ze słowami piosenki Tove Lo - Scream my name. Lubię tą piosenkę :)

    Napisałam już, że rozdział świetny? Możliwe... ale jest naprawdę świetny, więc pozwól, że powtórzę:
    ROZDZIAŁ JEST ŚWIETNY!!

    Ty zawsze kończysz w takim niespodziewanym momencie... DLACZEGO MI TO ROBISZ? CHCESZ, ŻEBYM NIE MOGŁA W NOCY SPAĆ TYLKO, ŻEBYM SIĘ ZASTANAWIAŁA CO BĘDZIE DALEJ?
    Mam pytanie... w swojej książce też będziesz tak kończyć rozdziały? Jeśli tak to spodziewaj się, że przeczytam ją w jeden dzień i jak skończę (nieważne czy będzie to północy, czy o pierwszej w nocy - UDAŁO MI SIĘ ZRYMOWAĆ!! XD) to od razu do Ciebie napiszę :D

    Ej... ja muszę wiedzieć co się dzieje... jakie to są walki?? Czyżby Brian przejął władzę w Panem, a mieszkańcom się to nie podoba?

    MUSZĘ TEŻ WIEDZIEĆ CO DALEJ Z KATNISS... I CO SIĘ DZIEJE Z PEETĄ I (no wiesz... kocham Finnicka, a Annie to jego żona, więc...) ANNIE I FINNEM!!

    Czekam na kolejny rozdział i życzę Ci duuuuuuuuuuuuuuuuuuuuużo weny ♥

    Pozdrawiam
    (zakochana w Finnicku, niesamowicie szczęśliwa, nieogarnięta, miłośniczka niemiłosiernie długich komentarzy) love dream

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naszykowałabym zamach na Twoją klawiaturę, ale nawet nie masz pojęcia, jak bardzo się śmieję i cieszę, czytając Twoje komentarze! :D :D
      Jak to nie interesuje?! Mnie interesuje, a nie sądzę, żeby ktoś czytał nasze długie monologo-dialogi, bo mu się nudzi, więc jestem tą jedyną, która ma prawo głosu. XD Przegłosowane! XD (Co z tego, że to i tak Ty zadecydujesz, czy napiszesz. XD)
      Ale to bardzo dobrze! Mętlik jest wręcz wskazany przy czytaniu książek! Przypomniałabym Ci taką sytuację w Kosogłosie, gdzie wszyscy mieli mętlik, ale tego nie zrobię, bo będzie Ci przykro. :')
      Tak... nie słuchałam Tove Lo, aczkolwiek znam ją doskonale, a ten tekst... wiesz... gdzieś kiedyś zobaczyłam takie coś ,,When I'm dead and gone, will they sing about me?" i chyba mogłam to użyć. XDDD
      Dziękuję, nawet nie masz pojęcia, jak mnie to cieszy! :D
      A jeżeli mowa o rozdziałach, to kiedy wstawisz kolejny? B) B) :D
      Nie, oczywiście, że nie, ja po prostu wpasowuję się w styl pisania Suzanne, a ona tak kończyła. XD
      Tak, będę tak kończyć rozdziały i mam nadzieję, że oprócz wciągnięcia czytelnika, uda mi się wprowadzić bardzo głęboki przekaz. :D Możesz czymać kciuki, żeby mi się udało. XD
      Będzie mi bardzo miło. :D (Już jest, lecz wtedy będzie jeszcze milej. XD)
      No... no nie do końca, ale snuj teorie. :D XD
      Niestety Annie i Finna nie będzie przez najbliższe parę rozdziałów, bo nie zapominajmy, że Katniss jest w Kapitolu, a oni w Dwunastce. XD
      PiŻW! :D

      Usuń
    2. Też tak masz, że jak napiszesz długi komentarz, to zastanawiasz się, czy on ma jakikolwiek sens? XDD

      Usuń
    3. To znowu ja. B)
      O matko, co ja zrobiłam- nie Finna, tylko Feena! XD

      Usuń
    4. Cieszę się, że moje (niemiłosiernie długie do potęgi n-tej i nieogarnięte XD) komentarze Cię rozśmieszają i cieszą :)
      Chociaż moja klawiatura zaczyna się znów bać o swoje życie i zaczyna mieć do mnie pretensje, że przeze mnie żyje w strachu... oj ta klawiatura i jej humorki XD

      No w sumie... no dobrze... napiszę :D
      Chodzi o to, że kilka lat temu straciłam kontakt z najlepszym przyjacielem, a wczoraj znów ze sobą rozmawialiśmy... wiem, że jest to dziwny (i błahy) powód, żeby być tak bezgranicznie szczęśliwym, ale jest to bardzo ważna dla mnie osoba i strasznie, ale to strasznie za nim tęskniłam, więc... no po prostu się strasznie ucieszyłam :D

      Wiem... mętlik jest bardzo wskazany :D
      Jednak nie wszystkie książki potrafią sprawić, że naprawdę mam mętlik w głowie, albo potrafią wywołać u mnie wiele emocji... tak jest tylko z wyjątkowymi książkami (i blogami) :D

      Przyznam się bez bicia, że Scream my name to jedyna piosenka Tove Lo, którą słuchałam i którą polubiłam... ogólnie dla mnie najważniejszy w piosence jest tekst (oczywiście muzyka i wokal też są ważne) :D
      Właśnie w tekście tej piosenki są te słowa (dlatego mi się skojarzyło XD)... ja też czasem tak mam, że coś gdzieś przeczytam czy usłyszę i potem nieświadomie wykorzystuję to u siebie w opowiadaniu :D

      Cieszę się, że Cię to cieszy :)

      Myślę, że wstawię coś już dziś wieczorem... wczoraj trochę pisałam, więc już mam połowę nowego rozdział :D

      No ja mam nadzieję, że to nie dlatego, żebym nie mogła w nocy spać tylko dlatego, że wpasowujesz się w styl Suzanne :)

      Trzymam kciuki!! :D

      :)

      Będę snuła teorie!! XD

      No wiem... ale i tak jestem ciekawa XD


      Tak... też tak mam, że kiedy piszę długi komentarz to zastanawiam się czy ma on w ogóle jakikolwiek sens... ale to chyba normalne... I hope XD

      Usuń
    5. Powiedz jej, że na razie nic jej się nie stanie. XD
      Oooo, to strasznie fajnie. :D Mam nadzieję, że się nadal dogadujecie. :D
      Mętliki są mega! XD Wyobraź sobie, że w trakcie czytania Kosogłosa musiałam dosłownie na sekundkę przerwać, co było najgorszym pomysłem w historii- przez tą niewinną przerwę siedziałam półgodziny na podłodze, rozmyślając o tym, co się stanie. XD Rodzina się o mnie martwiła. XD A potem wzięłam jakiś szary, zaschnięty kawałek modeliny i zrobiłam kolejną niewiarygodną, i nikomu do życia nie potrzebną rzecz- wyrzeźbiłam wilka, co jakiś czas zerkając do książki. XD W życiu nie byłam w takim stanie, ale dzięki temu zrozumiałam, co czuł Finnick, gdy wiązał węzły. XD
      Też tak miałaś? XD
      Nie, to akurat nie było przypadkowe, bo znalazłam ten napis na jakimś obrazku, więc uznałam, że przecież nikt się nie pogniewa, jeżeli go użyję. :') XD Na szczęście nie posądzą mnie o plagiat, iż gdyż ponieważ nie zarabiam na blogu... To znaczy, są to moje przypuszczenia, ale żywię nadzieję, że nic takiego się nigdy nie zdarzy i dożyję starości w domu, a nie w więzieniu. XD :')
      To super! Niestety podejrzewam, że przeczytam to dopiero jutro, bo mam zamiar obejrzeć film. :D
      Dzięki! :D
      Snuj! XD
      Haha, okej. :D
      Przez Ciebie zaczęłam się nad czymś zastanawiać... Skoro ,,hope" jest również czasownikiem, a po polsku znaczy to samo, czyli ,,mam nadzieję", to gdyby spróbować przerobić ,,nadzieję", na czasownik, wyszło by (podobnie, jak ,,weselę się") ,,nadzieję się". XDD
      Czekaj, to nie ma sensu. XD Po co ja to piszę? XD

      Usuń
    6. Trochę uspokoiłam tym klawiaturę (ale dalej nie do końca mi ufa... nie rozumiem tych klawiatur XD)

      Jak na razie zamieniliśmy ze sobą tylko kilka słów, ale mam nadzieję, że wkrótce znów będziemy mogli porozmawiać :)

      No wiem... mętliki są świetne XD Ja w trakcie czytania Kosogłosa też zrobiłam sobie przerwę (w trakcie tej przerwy rozważałam wyrzucenie książki przez okno XD), położyłam się na łóżku w pozycji embrionalnej i zaczęłam płakać (na szczęście siedziałam sama w domu XD)... potem założyłam słuchawki na uszy i zaczęłam rysować... w tym czasie powstało kilka moich lepszych rysunków... więc w sumie chyba też czułam to co Finnick :D

      Raczej nie posądzą Cię o plagiat :D

      Ja myślę, że chyba jednak nie uda mi się dziś wstawić nowego rozdziału... dalej mam tylko połowę tego rozdziału XD

      HAHAHAHAHA... to z tym "hope" nigdy wcześniej nie wpadło mi do głowy XD

      Usuń
    7. Ja też nie... moja tak się pogniewała rok temu, że teraz działa mi tyko prawa strona spacji. Już się przyzwyczaiłam, ale pierwszy miesiąc był koszmarem. XD
      Trzymam kciuki. :D :)
      ,Jak Suzanne chciała wprowadzić czytelników w stan Finnicka'. XD Może zrobiła to specjalnie? :')
      Uff... :D
      Ja już wczoraj skończyłam oglądać film (nic się nie bój, mam jeszcze jeden B) XD ), a Ty co? XD (Mam) nadzieję (się), że dasz radę szybko napisać nowy rozdział. :D
      Haha, mi dopiero, gdy zobaczyłam Twój komentarz. XD
      PS (wielki powrót ,,PS") Rysujesz coś Igrzyskowego? :D Jeżeli tak, to mogłabyś się nimi pochwalić na blogu- chętnie bym zobaczyła. :D

      Usuń
    8. Oj te klawiatury... kto by pomyślał, że są aż tak humorzaste XD

      :)

      Możliwe... przecież przez to człowiek bardzo zżywa się z lekturą (i postaciami)... jak tak o tym myślę to może być powód dlaczego uśmierciła tak wiele pozytywnych postaci (na czele z moim najukochańszym Finnickiem!!)

      No wiesz... ja ostatnio zaczęłam oglądać pewien serial i... nadrabiam teraz pięć sezonów... jestem na trzecim!!
      Muszę dziś napisać... w razie czego to rozdział pojawi się jutro, a nie dziś :)
      Chociaż jutro mam sprawdzian (tak, tak... każdy profesor nas kocha XD) i dziś muszę się jeszcze poduczyć :)

      Rysuję różne rzeczy... np. zwierzęta, kwiaty, a ostatnio zaczynam portrety... na razie (żeby nikogo za bardzo nie skrzywdzić XD) rysuję osoby, których nie znam i ogólnie... ale kiedy się nauczę to na pewno narysuję Annie, Finnicka, Katniss i Peetę :)
      Wtedy się pochwalę :)

      Usuń
    9. Haha :)
      Nikt nie zasługiwał na śmierć. D: Tym bardziej Finnick. D:
      Gra o Tron? :D Nie wiem, ile ma sezonów, ale coś mi świta. XD
      Ja też dzisiaj miałam sprawdzian. Jakby nie można było odpuścić tego jednego dnia. XD Właśnie czytam Twój rozdział, więc chyba jestem z przyszłości. XD
      I tak jestem bardzo ciekawa. :D WIEM! MAM DOSKONAŁY POMYSŁ! (Znowu? xD) Zrób taki sam zielnik, jak robili Katniss i Peeta! XD :D
      W każdym razie- czekam, aż coś narysujesz! :)

      Usuń
    10. No właśnie... oni wszyscy zasługiwali na znacznie lepszy los!! Finnick nie zdążył nawet poznać swojego synka... to straszne!!

      Akurat Teen Wolf, ale kiedyś chciałabym przeczytać książki, na których podstawie powstała Gra o Tron, a jak mi się spodoba to serial też obejrzę :D

      Ja jeszcze jutro mam sprawdzian (ostatni dzień do szkoły i sprawdzian... kurde... chciałam napisać, że nienawidzę szkoły, ale w sumie szkoła przyczyniła się do tego, że byłam i w sumie jestem strasznie szczęśliwa... yh... ciężko jest narzekać XD)
      Haha XD

      Na pewno kiedyś się pochwalę :D

      Usuń
    11. Mógł nawet nie wiedzieć, że Annie będzie z nim w ciąży- może wtedy by nie pojechał i by przeżył. :(

      Aaaa, okey. :D Fajne? :D
      Ja czytam GoTa- ksiązka fajna, ale serial podobno jest masakrą. :/ Chodzi o ilość scen batalistycznych i erotyczny- mnie to kompletnie nie pasuje. W książce oczywiście czegoś takiego nie ma i polecam Ci ją, jeżeli jesteś cierpliwa. XD (Seria ma 7 tomów, a każda po 1000 stron... XD)

      No i co o niej myśleć? :D

      Super. :)

      Usuń
    12. No właśnie... chociaż z drugiej strony... jeśli by wiedział to też pewnie by pojechał, bo chciałby walczyć o przyszłość swojego dziecka...

      Mi się podoba :)
      No właśnie słyszałam... dlatego najpierw chciałabym przeczytać książki, bo jeśli zaczęłabym od serialu i było by źle (nienawidzę scen erotycznych... batalistyczne są jeszcze ok, ale bez przesady...) to na pewno zniechęciłabym się co do książki...
      Oooo... uwielbiam długie książki!!

      No ja właśnie też nie wiem... XD

      Usuń
    13. O tym nie pomyślałam. :')
      To fajnie. :D
      Ja też nienawidzę scen erotycznych. Tak, batalistyczne są okey, ale jeżeli mają różne, dziwne części ciała latać non-stop po ekranie, to już przesada. :')
      Tak, ja też, tylko tutaj, jak się na sekundę wyłączyłam, to straciłam wątek, zapomniałam o bohaterach i zrobił się jeden wielki bałagan. XD Ale mimo wszystko polecam. :D

      Usuń
    14. Ja dopiero jaki czas temu doszłam do takiego wniosku XD

      Cieszę się, że też tak uważasz... sceny erotyczne nie dość, że są... no takie jakie są, to jeszcze mogą zniszczyć naprawdę dobry film...
      Tak, masz rację części ciała co sekunda latające po ekranie to spora przesada...
      Długie książki są fajne :)
      Już dodałam tą serię do "muszę przeczytać"... tylko jeszcze nie wiem kiedy się za nią zabiorę, bo mam jeszcze jakieś dziesięć książek, które dostałam na urodziny, a jakieś cztery z nich rozpoczynają jakieś serie XD

      Usuń
    15. Niektóre filmy zdecydowanie powinny być bardziej normalne.
      Fajne. :D
      Powodzenia, naprawdę warto przeczytać. :D Jak zaczniesz, to napisz mi, kto jest Twoim ulubionym bohaterem. :D Ja mam do przeczytania... 19 książek... Ciężkie czasy w tych czasach. XD

      Usuń
    16. Oj tak :)

      Oczywiście, że napiszę :)
      Oj tak... nawet bardzo ciężkie czasy w tych czasach XD

      Wesołych Świąt!! Dużo zdrowia i szczęścia i wszystkiego co najlepsze ♥

      Usuń
    17. Ojej :D
      Tak... zdrowie mi się przyda, bo mam chyba zapalenie ucha. :') :/ Taki prezencik. XD
      Dobra, to teraz ja... :D
      Życzę Ci dużo, dużo zdrowia i szczęścia, żebyś spędziła te Święta, jak najlepiej, w gronie najbliższych oraz żebyś dostała wymarzone prezenty. :D Merry Christmas! And may the odds be ever in your favor!

      Usuń
    18. Uuu... współczuję Ci... mam nadzieję, że jak najszybciej się wykurujesz :)

      Ojejku... bardzo dziękuje :)

      Usuń
    19. Dziękuję. :) Na szczęście od wczoraj bardzo mi się polepszyło. :D
      Proszę :D

      Usuń
  2. Taki przygnębiający ale i tak mi się bardzo podoba <3 czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  3. Taki przygnębiający ale i tak mi się bardzo podoba <3 czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  4. Trafiłam na Twój blog przez Twoj komentarz na innym (tiaaa...losy Finnicka i Annie xD) no i nie żałuję! Piszesz świetnie, masz fajny styl i dużo pomysłów, mimo, że rozdział trochę taki eee smutaśny xD to i tak wspaniały!
    Czekam na kolejny rozdział!
    Pisz więcej i życzę duuużo weny! ;D
    Gdybyś miała chwilkę zapraszam do mnie:
    http://historiajohannym.blogspot.com/
    ~kochanka Finnicka i BFF Johanny (Igrzyskomaniaczka)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję! :D Nawet nie masz pojęcia, jakie to motywujące. :D
      Oczywiście zajrzę. :)
      PiŻW! :D

      Usuń

Wiem, że Wam się nie chce komentować moich postów, ale tylko i wyłącznie dzięki temu mogę się dowiedzieć co o nich sądzicie, proszę poświęćcie tę chwilę.
Doceniam to, iż w ogóle to jesteś, jednak proszę zastosuj się do poniższych reguł:
**Czytasz- komentujesz, :D
**Jeżeli chcesz coś skrytykować, to podaj argumenty,
**Nie maskuj głupoty wulgaryzmami,
**Baw się dobrze!