Ledwo otwieram mosiężne wrota, a gdy się zamykają zrzucam na nie blokadę. Opieram się o ścianę i ciężko dyszę po biegu. Dławię się łzami. Panicznie próbuję złapać powietrze, które jakby zniknęło. Jak niby mam uśmierzyć ból po samobójstwie tych czterech dzieci, jeżeli miewam ataki paniki, o których doskonale wie tylko Peeta? Zna mnie jak nikt inny. Pewnie wie jak się zachowuje w każdej sytuacji, rozpoznaje bicie mojego serca, bo nie śpi w nocy i wsłuchuje się w nie, gdy mnie uspokaja. Szkoda, że ja nigdy z tego nic nie pamiętam. Ciekawe co wtedy robi? Jakim cudem udaje mu się opanować moje opętane i straszne myśli podczas nocy?
Nie zaprzątając sobie głowy przeszłością otwieram wielkie, lekko skrzypiące okno i siadam na parapecie. Robię dość odważny krok, bo nogę z gipsem zarzucam, tak, aby upadła na nim, jednak siła rozpędu przerzuca mnie na zupełnie inną stronę. Łapię się korbki, którą w ostatniej chwili zdążam dosięgnąć, jednak nie hamuje mnie ona, więc zwalam się z okna, a już po chwili czuję silne uderzenie i ląduję na posadce. Noga mnie nie boli, więc na szczęście nic jej nie uszkodziło. Oszołomiona siadam na łóżku. Czyżby zamontowali pole siłowe wokół wieży? Przecież i tak nie skoczę. Nie jestem głupia.
Gdy wyrównuję oddech ponownie podchodzę do okna, tym razem z wazonem w dłoni. Rzucam nim przed siebie, ale nic się nie dzieje, a ten leci dalej, by na dole rozbić się na milion kawałków. Obym w nikogo nie trafiła, myślę.
Biorę jeszcze jeden, nieco mniejszy i upuszczam go, tak aby spadał w linii prostej na dół. Wazon odbija się i wlatuje- jak mi się zdaje- na dach. Powoli, bardzo ostrożnie, by przypadkiem nie natknąć się na kolejną niespodziankę siadam z powrotem na parapecie.
Gdyby nie kolejne pole siłowe, byłoby tu bardzo pięknie. Przede mną widnieje oświetlona część Kapitolu. To miejsce zawsze mi imponowało.
A jednak. Jednak nie jestem w stanie się zrelaksować. Coś zakłóca ciszę. Po wielu latach polowania mam bardzo wyczulony słuch. I instynkt, jeżeli można to tak nazwać. Chodzi mi o to, że często wyczuwam niebezpieczeństwo.
Uważnie rozglądam się po pokoju pogrążonym w ciemności. Wszystko na miejscu. Z mojej prawej strony słyszę warczenie maszyn i krzyki. Bardzo cicho, ale słyszę. Jestem pewna, że coś kryje się w ciemności.
Z racji, iż znajduję się na najwyższym punkcie w Kapitolu nie ma mowy, żeby ktoś był na sąsiednim dachu, lub jakimś cudem znalazł się na mojej wysokości, więc wytężam wzrok i wpatruję się w wygasłą część Panem. Czasem trzeba spojrzeć dalej niż sięga nasz wzrok. W ciemności ogień płonie jeszcze jaśniej, przypominam sobie.
Nagle jakby olśniona dostrzegam w oddali świecący na czerwono wielki słup z czymś okrągłym na końcu. Niemożliwe. Wyburzają miasto. Teraz widzę wszystko dokładnie. Na przeciwko mnie jest jasno, bo tam są zgromadzeni ludzie, zaś część, która i tak uległa destrukcji po pogoni Drużyny Gwiazd jest oddzielona wielkim murem. Wyburzają je do końca. Chcą zrównać potęgę Panem z ziemią.
Nerwowo, po omacku wyszukuję telefonu, po czym wykręcam znany mi na pamięć numer.
-Cześć, Katniss, jak tam?
Słyszę ciepły głos Peety.
-Potwornie. Coś złego dzieje się w Kapitolu. Chyba go wyburzają. To dlatego ludzie się buntują.
Narzekam.
-Katniss, spokojnie, opowiedz mi o wszystkim.
Spełniam jego prośbę. Przy opowiadaniu parę razy pochlipuję, ale nie przeszkadza mu to, więc nie przerywam.
-Katniss, obudź się, Katniss...
Łagodny, pełen troski głos przemawia do mnie. Nie wiem skąd, ale wyraźnie go słyszę. Siadam. Przemarzłam na kość. Tylko czemu? No tak. Pewnie zasnęłam podczas opowiadania Peety. Nie dziwię się. W takim wypadku miałam jakąś cząstkę jego przy sobie. W każdym razie- dobrze, że nie spadłam.
Nadal nie widzę nikogo, kto mógłby mnie obudzić. Próbuję pójść do łazienki, ale zaplątuję się coś dość grubego. Sieci, przechodzi mi przez myśl. Kolejna zasadzka Briana? Próbuję się wyszarpnąć, ale przez to zaplątuję się jeszcze bardziej. Powtórka z Ćwierćwiecza. Spokojnie, wyplączesz się., uspokajam się.
Ze zdziwieniem zdejmuję z siebie kabel od telefonu. Dobrze, dwie zagadki rozwiązane, teraz trzeba znaleźć osobę, która mnie obudziła.
Za nim zdążam wstać słyszę czyiś głos. Klepię rękę podłogę w poszukiwaniu słuchawki telefonicznej.
-Halo?
Mówię przestraszona, ale również zaciekawiona.
-Dzień dobry, Katniss.
-Peeta?!
Krzyczę.
-Tak, a kto mógłby to być? Zasnęłaś, a ja uznałem, że się nie rozłączę, żeby Cię rano obudzić.
-Chyba mnie zabiją za rachunek.
-No patrz. Nadal psujesz krew Kapitolowi.
Śmiejemy się.
-Racja. Peeta, chyba muszę iść na śniadanie. Do usłyszenia, Peeta.
Żegnam się.
-Do usłyszenia, Katniss, uważaj na siebie. Zadzwoń później, bo nie jestem pewien czy nie spałaś gdy Ci doradzałem co masz zrobić.
Mówi z goryczą w głosie.
-Zadzwonię. Przed zachodem słońca, tak?
-Tak.
O własnych siłach dochodzę do łazienki, w której wchodzę pod prysznic. Jestem tu pierwszy raz. Cała jest zrobiona w dość dawnym stylu. Ściany są na pierwszy rzut oka drewniane, ale gdy się przyjrzę widzę, że są zabezpieczone przed wodą. Oczywiście na prysznicu nawet nie mieli co oszczędzać, bo jest w nim konsolka regulująca temperaturę, ciśnienie i ilość wody oraz zapach płynu, jakim mam być polana. Klikam w nią wybierając ciepłą wodą, w małym natężeniu i płyn pachnący pomarańczą. Stoję oblewana ze wszystkich stron różnymi płynami pielęgnującymi, a gdy przestają wychodzę na specjalną matę, która po stąpnięciu na nią uruchamia dmuchawy, więc już po chwili jest odświeżona i czysta. Myję zęby, zmieniam ubranie, biorę kulę i zjeżdżam na dół windą.
Idę prowadzona zapachem świeżego chleba. Co prawda docieram do kuchni, zamiast do jadalni, ale na szczęście jestem od razu przekierowana na miejsce.
Zadowolona nakładam na tacę parę bułek, jajecznicę sok jabłkowy. Naprawdę zgłodniałam. Gdy mam usiąść ktoś ciągnie mnie za rękę, tak mocno, że prawie puszczam szklankę.
-Ty jesteś Katniss Everdeen?
Zwraca się surowo napakowany mężczyzna. Wygląda trochę przerażająco, bo na szyi i rękach wystają mu żyły.
-Tak.
Staram się brzmieć przekonująco.
-Jestem Twoim trenerem. Nie możesz tego jeść. To niezdrowe.
Wyrywa mi z rąk tacę.
-Jesz to.
Kładzie na stole sałatkę i herbatę.
-Co to ma być?
Mówię z wyrzutem, jednak głos mi drży.
-Od dzisiaj tak jesz. Musisz być silna.
Uderza pięścią w stół.
Zaciskam zęby.
Szybko zjadam śniadanie i pomimo że burczy mi w brzuchu wstaję gotowa na ćwiczenia.
Trener macha do mnie ręką, bym poszła za nim i prowadzi przez korytarze, których nadal nie jestem w stanie zapamiętać. Nagle łapie mnie za dłoń, wyciąga strzykawkę po czym wbija w nadgarstek tak szybko, że nawet nie zdążyłam zareagować, czy też krzyknąć. Tracę przytomność.
Znów to samo. Budzę się w sali okrążona pielęgniarkami.
-Wygląda, że jest już dobrze. Możesz spokojnie wstać.
Uśmiechają się i wychodzą. Musze przyznać, że nigdy nie byłam bardziej oszołomiona. Mogło mu chodzić tylko o to, żeby zdjąć mi gips, ale to i tak był dziwny sposób na pozbycie przytomności swojego ucznia. Przez chwilę chodzę w miejscu, by rozprostować nogi. Gdy czuję, że są na tyle rozruszane, że mogę pójść trenować, wychodzę. Po drodze pytam się paru osób, gdzie może znajdować się mój oprawca, chociaż wcale nie chce mi się do niego iść. Dziwne jest to, że pojawiam się na ustach praktycznie każdego w budynku. Czy na prawdę myślą, że coś zdziałam?
Jest chłodny wieczór. Dostałam porządną dawkę, myślę. Z daleka dostrzegam mężczyznę stojącego przy jednej z wielu oświetlających boisko latarni. Teraz jest ostatnia szansa na ucieczkę. Uciekniesz uda Ci się. Zawracam, ale w tym samym momencie on również się odwraca i woła mnie ni z tego ni z owego.
Zaraz potem bez żadnej rozgrzewki biegam w tą i we w tą, bez większego celu. Trener nie chce mi zdradzić, po co mi to. Po przebiegnięciu trzydziestu metrów jestem strasznie spocona i zmęczona, ale podobnież mam przebiec pięćset metrów. Błagam go o litość, próbuję się wymknąć, niczym niektóre moje koleżanki na zajęciach fizycznych w szkole, ale nic mi to nie daje, bo wzrok ja jastrząb, mimo późnej pory. Ciężko dyszę. Zimne powietrze dostaje mi się do płuc, a ja zaczynam kasłać, lecz nie reaguje. Czuję ból w stopach od ciągłego, mocnego naciskania na nie. Przestaję myśleć, bo jeszcze bardziej się męczę. Po mniej więcej godzinie trener odprawia mnie do domu, mówiąc, że mogło być lepiej.
-Mogło, ale nie jest.
Warczę cicho.
W zapoconym ubraniu wchodzę pod kołdrę, trzęsąc się z zimna. Nie chcę się kąpać, bo ledwo doszłam do windy, a co dopiero przebierać się i z powrotem ubierać. To prawda, marzy mi się kąpiel, ale w takim stanie łazienka wydaje się być oddalona o kilometr. Wykręcam numer do Peety, ale zdążam powiedzieć jedynie:
-Hej.
I zasypiam.
O szóstej rano budzi mnie potworna gorączka. Zrzucam z siebie ubrania, bo jest mi strasznie gorąco i całkiem goła idę pod prysznic z bielizną w ręku. Wciskam po kolei wszystkie guziki, w efekcie czego jestem chłostana naprzemiennie zimną i gorącą wodą. Na sam koniec spływa na mnie płyn o zapachu czekolady, po czym znów machina funduje mi ciepły prysznic. Wycieńczona schodzę na matę i ubieram się, po czym siadam na obszernym parapecie opatulona kocem. Ściskam medalion, który wciąż spoczywa na mojej piersi i perłę. Nagle zaczynają rzucać mną tak silne skurcze, że wypuszczam prezent od Peety, który powoli stacza się w kierunku przeciwnym ode mnie. Ponieważ siedzę na kolanach, wystarczy, że lekko przechylę się do przodu i po kłopocie, jednak z powodu gorączki rzucam się na perłę, przez co zaczyna mi się kręcić w głowie. Wstaję, by się uspokoić, lecz w momencie, gdy chcę zejść wybieram nie tą stronę co trzeba, w efekcie czego zawisam głową w dół nad paruset metrową przepaścią. Wolno kładę ręce na parapecie i podciągam się, jednak w pewnym momencie moje mięśnie odmawiają posłuszeństwa. Ledwo blokuję nogi, tak abym się nie zsunęła i uderzyła głową o pole siłowe.
Słyszę skrzypienie zbroi. Mimo gorączki, wiem, że nadchodzi awoks i jestem naszykowana na jego straszliwy jęk, lecz zamiast tego słyszę znajomy głos.
-Kotna!
Wrzeszczy ktoś z drugiego końca pokoju. Mam omamy, to jasne. Gale nie żyje. Nie ma go, a ja mam wrażenie, że jest tuż obok, przez gorączkę. Ale... dzieje się coś dziwnego. Czuję jak ktoś chwyta mnie w pasie, wciąga, a potem wybiega. Krew spłynęła mi do głowy, więc wyobraźnia płata mi figle. Ktoś mnie podciągnął, to jasne, lecz to nie mógł być Gale, to niemożliwe. On wybuchł.
Nie wytrzymuję, zaczynam płakać.
Ocieram oczy rękawem od bluzki. Przywołuję się do porządku. W samą porę, bo właśnie rozlega się pukanie do drzwi.
-Proszę!
Krzyczę niepewnie. Awoks. To znowu on. Podaje mi tabletkę jednocześnie kiwając głową na pożegnanie. Tabletka jest na gorączkę i ogólne osłabienie organizmu. Poznaję ją. Mama nieraz podawała mi ją po tym, jak wygrałam Igrzyska i miała dużo leków do dyspozycji.
Bez zastanowienia wpycham ją do ust.
Oby nie podali mi jakiegoś świństwa, chociaż, znając ich...
-Katniss, obudź się, Katniss...
Łagodny, pełen troski głos przemawia do mnie. Nie wiem skąd, ale wyraźnie go słyszę. Siadam. Przemarzłam na kość. Tylko czemu? No tak. Pewnie zasnęłam podczas opowiadania Peety. Nie dziwię się. W takim wypadku miałam jakąś cząstkę jego przy sobie. W każdym razie- dobrze, że nie spadłam.
Nadal nie widzę nikogo, kto mógłby mnie obudzić. Próbuję pójść do łazienki, ale zaplątuję się coś dość grubego. Sieci, przechodzi mi przez myśl. Kolejna zasadzka Briana? Próbuję się wyszarpnąć, ale przez to zaplątuję się jeszcze bardziej. Powtórka z Ćwierćwiecza. Spokojnie, wyplączesz się., uspokajam się.
Ze zdziwieniem zdejmuję z siebie kabel od telefonu. Dobrze, dwie zagadki rozwiązane, teraz trzeba znaleźć osobę, która mnie obudziła.
Za nim zdążam wstać słyszę czyiś głos. Klepię rękę podłogę w poszukiwaniu słuchawki telefonicznej.
-Halo?
Mówię przestraszona, ale również zaciekawiona.
-Dzień dobry, Katniss.
-Peeta?!
Krzyczę.
-Tak, a kto mógłby to być? Zasnęłaś, a ja uznałem, że się nie rozłączę, żeby Cię rano obudzić.
-Chyba mnie zabiją za rachunek.
-No patrz. Nadal psujesz krew Kapitolowi.
Śmiejemy się.
-Racja. Peeta, chyba muszę iść na śniadanie. Do usłyszenia, Peeta.
Żegnam się.
-Do usłyszenia, Katniss, uważaj na siebie. Zadzwoń później, bo nie jestem pewien czy nie spałaś gdy Ci doradzałem co masz zrobić.
Mówi z goryczą w głosie.
-Zadzwonię. Przed zachodem słońca, tak?
-Tak.
O własnych siłach dochodzę do łazienki, w której wchodzę pod prysznic. Jestem tu pierwszy raz. Cała jest zrobiona w dość dawnym stylu. Ściany są na pierwszy rzut oka drewniane, ale gdy się przyjrzę widzę, że są zabezpieczone przed wodą. Oczywiście na prysznicu nawet nie mieli co oszczędzać, bo jest w nim konsolka regulująca temperaturę, ciśnienie i ilość wody oraz zapach płynu, jakim mam być polana. Klikam w nią wybierając ciepłą wodą, w małym natężeniu i płyn pachnący pomarańczą. Stoję oblewana ze wszystkich stron różnymi płynami pielęgnującymi, a gdy przestają wychodzę na specjalną matę, która po stąpnięciu na nią uruchamia dmuchawy, więc już po chwili jest odświeżona i czysta. Myję zęby, zmieniam ubranie, biorę kulę i zjeżdżam na dół windą.
Idę prowadzona zapachem świeżego chleba. Co prawda docieram do kuchni, zamiast do jadalni, ale na szczęście jestem od razu przekierowana na miejsce.
Zadowolona nakładam na tacę parę bułek, jajecznicę sok jabłkowy. Naprawdę zgłodniałam. Gdy mam usiąść ktoś ciągnie mnie za rękę, tak mocno, że prawie puszczam szklankę.
-Ty jesteś Katniss Everdeen?
Zwraca się surowo napakowany mężczyzna. Wygląda trochę przerażająco, bo na szyi i rękach wystają mu żyły.
-Tak.
Staram się brzmieć przekonująco.
-Jestem Twoim trenerem. Nie możesz tego jeść. To niezdrowe.
Wyrywa mi z rąk tacę.
-Jesz to.
Kładzie na stole sałatkę i herbatę.
-Co to ma być?
Mówię z wyrzutem, jednak głos mi drży.
-Od dzisiaj tak jesz. Musisz być silna.
Uderza pięścią w stół.
Zaciskam zęby.
Szybko zjadam śniadanie i pomimo że burczy mi w brzuchu wstaję gotowa na ćwiczenia.
Trener macha do mnie ręką, bym poszła za nim i prowadzi przez korytarze, których nadal nie jestem w stanie zapamiętać. Nagle łapie mnie za dłoń, wyciąga strzykawkę po czym wbija w nadgarstek tak szybko, że nawet nie zdążyłam zareagować, czy też krzyknąć. Tracę przytomność.
Znów to samo. Budzę się w sali okrążona pielęgniarkami.
-Wygląda, że jest już dobrze. Możesz spokojnie wstać.
Uśmiechają się i wychodzą. Musze przyznać, że nigdy nie byłam bardziej oszołomiona. Mogło mu chodzić tylko o to, żeby zdjąć mi gips, ale to i tak był dziwny sposób na pozbycie przytomności swojego ucznia. Przez chwilę chodzę w miejscu, by rozprostować nogi. Gdy czuję, że są na tyle rozruszane, że mogę pójść trenować, wychodzę. Po drodze pytam się paru osób, gdzie może znajdować się mój oprawca, chociaż wcale nie chce mi się do niego iść. Dziwne jest to, że pojawiam się na ustach praktycznie każdego w budynku. Czy na prawdę myślą, że coś zdziałam?
Jest chłodny wieczór. Dostałam porządną dawkę, myślę. Z daleka dostrzegam mężczyznę stojącego przy jednej z wielu oświetlających boisko latarni. Teraz jest ostatnia szansa na ucieczkę. Uciekniesz uda Ci się. Zawracam, ale w tym samym momencie on również się odwraca i woła mnie ni z tego ni z owego.
Zaraz potem bez żadnej rozgrzewki biegam w tą i we w tą, bez większego celu. Trener nie chce mi zdradzić, po co mi to. Po przebiegnięciu trzydziestu metrów jestem strasznie spocona i zmęczona, ale podobnież mam przebiec pięćset metrów. Błagam go o litość, próbuję się wymknąć, niczym niektóre moje koleżanki na zajęciach fizycznych w szkole, ale nic mi to nie daje, bo wzrok ja jastrząb, mimo późnej pory. Ciężko dyszę. Zimne powietrze dostaje mi się do płuc, a ja zaczynam kasłać, lecz nie reaguje. Czuję ból w stopach od ciągłego, mocnego naciskania na nie. Przestaję myśleć, bo jeszcze bardziej się męczę. Po mniej więcej godzinie trener odprawia mnie do domu, mówiąc, że mogło być lepiej.
-Mogło, ale nie jest.
Warczę cicho.
W zapoconym ubraniu wchodzę pod kołdrę, trzęsąc się z zimna. Nie chcę się kąpać, bo ledwo doszłam do windy, a co dopiero przebierać się i z powrotem ubierać. To prawda, marzy mi się kąpiel, ale w takim stanie łazienka wydaje się być oddalona o kilometr. Wykręcam numer do Peety, ale zdążam powiedzieć jedynie:
-Hej.
I zasypiam.
O szóstej rano budzi mnie potworna gorączka. Zrzucam z siebie ubrania, bo jest mi strasznie gorąco i całkiem goła idę pod prysznic z bielizną w ręku. Wciskam po kolei wszystkie guziki, w efekcie czego jestem chłostana naprzemiennie zimną i gorącą wodą. Na sam koniec spływa na mnie płyn o zapachu czekolady, po czym znów machina funduje mi ciepły prysznic. Wycieńczona schodzę na matę i ubieram się, po czym siadam na obszernym parapecie opatulona kocem. Ściskam medalion, który wciąż spoczywa na mojej piersi i perłę. Nagle zaczynają rzucać mną tak silne skurcze, że wypuszczam prezent od Peety, który powoli stacza się w kierunku przeciwnym ode mnie. Ponieważ siedzę na kolanach, wystarczy, że lekko przechylę się do przodu i po kłopocie, jednak z powodu gorączki rzucam się na perłę, przez co zaczyna mi się kręcić w głowie. Wstaję, by się uspokoić, lecz w momencie, gdy chcę zejść wybieram nie tą stronę co trzeba, w efekcie czego zawisam głową w dół nad paruset metrową przepaścią. Wolno kładę ręce na parapecie i podciągam się, jednak w pewnym momencie moje mięśnie odmawiają posłuszeństwa. Ledwo blokuję nogi, tak abym się nie zsunęła i uderzyła głową o pole siłowe.
Słyszę skrzypienie zbroi. Mimo gorączki, wiem, że nadchodzi awoks i jestem naszykowana na jego straszliwy jęk, lecz zamiast tego słyszę znajomy głos.
-Kotna!
Wrzeszczy ktoś z drugiego końca pokoju. Mam omamy, to jasne. Gale nie żyje. Nie ma go, a ja mam wrażenie, że jest tuż obok, przez gorączkę. Ale... dzieje się coś dziwnego. Czuję jak ktoś chwyta mnie w pasie, wciąga, a potem wybiega. Krew spłynęła mi do głowy, więc wyobraźnia płata mi figle. Ktoś mnie podciągnął, to jasne, lecz to nie mógł być Gale, to niemożliwe. On wybuchł.
Nie wytrzymuję, zaczynam płakać.
Ocieram oczy rękawem od bluzki. Przywołuję się do porządku. W samą porę, bo właśnie rozlega się pukanie do drzwi.
-Proszę!
Krzyczę niepewnie. Awoks. To znowu on. Podaje mi tabletkę jednocześnie kiwając głową na pożegnanie. Tabletka jest na gorączkę i ogólne osłabienie organizmu. Poznaję ją. Mama nieraz podawała mi ją po tym, jak wygrałam Igrzyska i miała dużo leków do dyspozycji.
Bez zastanowienia wpycham ją do ust.
Oby nie podali mi jakiegoś świństwa, chociaż, znając ich...
Wow ! Dziewczyno po prostu super <3 ,świetny rozdział.Czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńWow ! Dziewczyno po prostu super <3 ,świetny rozdział.Czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńDziękuję. :D <3
UsuńOczywiście kolejny rozdział za tydzień. :)
Ooo... ta pobudka była cudowna :)
OdpowiedzUsuńWspółczuję Katniss tego biegania i ogólnie... zdrowego trybu życia (chociaż nie wiem czy można to tak nazwać zważywszy na to, że się rozchorowała...)... jak ja się cieszę, że nie muszę biegać... nienawidzę biegać... ale ogólnie to jem raczej zdrowo i uprawiam inne sporty... nieważne...
Tak w ogóle to teraz będę się zastanawiać czy Gale żyje czy to była tylko wyobraźnia Katniss... hmm...
Ogólnie rozdział bardzo mi się spodobał i nie mogę już doczekać się kolejnego :)
Wybacz, że komentuję dopiero teraz (czytałam już w piątek), ale niestety nie miałam czasu (marna wymówka, ale niestety prawdziwa) sobotę miałam całą zajętą, piątek zresztą podobnie... a teraz zrobiłam sobie małą przerwę od uczenia się na biologię (chyba najbardziej znienawidzonego przeze mnie przedmiotu) i postanowiłam skomentować :)
Nie mogę doczekać się kolejnego świetnego rozdziału (mam nadzieję, że jak najszybciej dowiemy się dlaczego Kapitol jest wyburzany...) i życzę Ci duuuuuuuuuuuuuuuuuuuuużo weny :)
Pozdrawiam
(zakochana w Finnicku, nieogarnięta, miłośniczka niemiłosiernie długich komentarzy) love dream
No nie? <3
UsuńJa też nienawidzę biegać, choć (tak, jak Ty :D) odżywiam się zdrowo (nie licząc kawałka czekolady na podwieczorek, który chyba jest wręcz wskazany XD) i... nie uprawiam sportów, ale dużo ćwiczę w domu więc... :') Zacytuję ,,nieważne". :D
I O TO MI CHODZIŁO! :D
To bardzo motywujące. :D
Rozumiem Cię, choć powiem, że zaczęłam się martwić, co się z Tobą stało, bo ani rozdziałów, ani komentarzy. Ale na szczęście nie zniknęłaś. :D
Tak między nami (nieważne, że widzą to wszyscy, którzy to czytają), to ja... ja... kompletnie o tym zapomniałam. XD Dobrze, że mi przypomniałaś o tym Kapitolu. :') Wychodzę na wariatkę, ale taka prawda. :') Haha XD Po prostu mam zapas rozdziałów, a od dłuższego czasu ich nie piszę, ponieważ zajmuję się teraz czym innym i można powiedzieć, że wypadłam z obiegu. :') Taki mały spojler/ ciekawostka/ zasmucenie- będzie tylko 40 rozdziałów. D:
Ale nic się nie martw- zapas do marca, albo nawet kwietnia. :D
Czyli zakończę po prawie roku pisania. D: :D
Lecę czytać Twój rozdział!
PiŻW! :D
Wycofuję to. :')
UsuńZapomniałam, że nie zapomniałam, więc nic się nie martw. :')
Już wszystko mi się miesza, przepraszam. D:
PiŻW! po raz drugi. :D
Spokojnie... mnie się tak łatwo nie pozbędziesz XD
UsuńNie zniknęłam... i nie mam nawet takiego zamiaru... po prostu szkoła pochłania cały mój "wolny" czas... :(
No wiesz... wiele przedmiotów nie będę miała w przyszłym roku (z tego powodu jestem potwornie szczęśliwa... no bo... ŚWIAT BEZ BIOLOGII!!), więc muszę się starać mieć jak najlepsze oceny teraz, żeby potem mieć jak najwyższą średnią na świadectwie ukończenia liceum... nieważne... nie mam pojęcia po co to piszę XD
Dobrze, że nie zapomniałaś :)
Ale zasmuciłaś mnie informacją, że będzie tylko czterdzieści rozdziałów... :(
Liczę na to, że jednak nie znikniesz ze świata blogów... bo nie znikniesz, prawda?
Nawet nie wiesz, jak dobrze Cię rozumiem. Co prawda nie potrafię sobie wyobrazić świata bez biologii- nie dlatego, że ją tak kocham, tylko chyba na razie mnie nie opuści... XD
UsuńNo na szczęście jeszcze nie zapomniałam, ale sama się przestraszyłam, jak zapomniałam, że nie zapomniałam. :')
Będzie tylko czterdzieści rozdziałów, dlatego, że nie potrafię pogodzić dwóch rzeczy. Jest to dla mnie bardzo trudna decyzja, ale po trzymiesięcznej przerwie nie potrafię usiąść i kontynuować tego wszystkiego. Nie potrafię odnaleźć w sobie tej Katniss i tego Peety. Chodzi mi o to, że opisałam, co miałam do opisania, a dalsze perypetie mogłyby stać się nużące i nieciekawe, z racji, iż straciłam ich osobowości. To trochę, jakby upadł mi wazon. Skleiłabym go, ale już nie byłby taki sam. Rozumiesz?
Ze świata blogów niestety zniknę. Co prawda nadal będę prowadzić mój fanpage na facebooku, jednak żaden rozdział już się nie pojawi i w sumie mogę Ci powiedzieć dlaczego.
Otóż, piszę książkę, którą mam zamiar w przyszłości wydać. Możesz sobie pomyśleć, że to fatalny pomysł, bo mój styl pisania nie był jakiś najcudowniejszy, lecz od momentu, w którym pisałam ten rozdział- a był to bodajże maj, lub czerwiec- wiele się zmieniło. Pokładam w tym bardzo wielkie nadzieje, ale póki co mogę zdradzić Ci tylko tyle, że będzie to science-fiction. :P xD
No, to teraz skoro już się podwójnie wygłupiłam, mogę zakończyć komentarz. :D
No cóż... świat bez biologii jak dla mnie zapowiada się niesamowicie... chociaż będę miała cztery fizyki tygodniowo XD
UsuńNa szczęście lubię fizykę... bo w sumie gdybym jej nie lubiła to nie wybrałabym jej jako rozszerzenia... nieważne... znów nie wiem po co to piszę...
Rozumiem... doskonale wiem co czujesz... ja jakiś czas temu założyłam jeszcze inny blog (na razie go remontuję XD) i nie potrafiłam wczuć się w tamtych bohaterów... chociaż jeszcze będę próbować... na szczęście nie mam problemów z pisaniem o Finnicku i Annie... przynajmniej o Finnicku... jakoś w niego lepiej mi się wczuć niż w Annie... nie wiem dlaczego, ale tak jest XD
Rozdziały nie będą się pojawiać, ale zawsze od czasu do czasu możesz napisać coś innego... no wiesz... opiszesz inne ulubione książki (pomijam fakt, że to blog o Igrzyskach), albo... wypiszesz ulubione cytaty i napiszesz dlaczego te, albo... nawet napiszesz coś o tej książce... no wiesz... jakby to ująć... NIE ZNIKAJ ZE ŚWIATA BLOGÓW!!!!
Co do tej książki... wcale nie myślę, że to fatalny pomysł... co więcej myślę, że jest fantastyczny :)
Ja też coś kombinuję... jestem w trakcie opracowywania fabuły... tylko, że mam kilka pomysłów... no dobra... dwa... jeden na książkę fantasy, a drugi na dystopię... bo ogólnie o wydaniu książki marzyłam od podstawówki, ale taką możliwość pod uwagę brałam od założenia mojego bloga, a poważnie nad wydaniem książki zaczęłam myśleć od wakacji (szalenie długo... zważywszy na to, że na pewno Tobie udało już się coś napisać :D), ale po prostu kiedy tak siedziałam w samochodzie i zaczęłam się zastanawiać nad tym wszystkim co widzę... nad starymi, pustymi, zawalonymi budynkami, które od czasu do czasu mijaliśmy (mam taką małą obsesję na punkcie takich budynków... nie wiem dlaczego, ale zawsze urzekały mnie tą aurą tajemniczości, którą rozsiewają i tym, że nie wiem jaka jest ich historia i sama mogę taką wymyślić... właśnie wyszłam na wariatkę... XD) do głowy wpadło mi kilka pomysłów... i stwierdziłam, że muszę je wykorzystać... ale raczej napiszę coś kiedy będę miała więcej czasu wolnego, albo zacznę pisać coś w ferie, Boże Narodzenie, wakacje i inne dni, kiedy mamy więcej wolnego, przy okazji powstrzyma mnie to przed próbą codziennego pisania na blogu, a to bardzo dobrze, bo zamierzam trochę rzadziej coś wstawiać... zwłaszcza, że chcę prowadzić blog o Finnicku i Annie jak najdłużej, a po opisaniu wydarzeń z Kosogłosa raczej nie będę miała już co opisywać... dlatego pojawi się kilka rozdziałów i epilog... zdradzam za dużo... nieważne XD
Poza tym... uważam, że naprawdę dobrze piszesz i chętnie przeczytałabym coś co jeszcze napiszesz, więc... no cóż... cieszę się, że będę miała taką okazję :D
Tak... jeśli już napomknęłam o przeczytaniu tego co napiszesz... liczę na to, że o mnie nie zapomnisz... i... no wiesz... będę mogła być jedną z pierwszych osób, które będą mogły przeczytać Twoje dzieło :)
Wychodzę na wariatkę po raz drugi? Istnieje takie prawdopodobieństwo... XD
Przesadziłam z długością komentarza?? XD
UsuńMyślę, że dlatego jest Ci łatwiej wczuć się w Finnicka, bo- po pierwsze- kochasz go, po drugie- było o nim więcej napisane, niż o Annie. :D
UsuńOkey, przekonałaś mnie- zostanę. XD Ten pomysł z cytatami jest całkiem dobry. :D Miałam zamiar nie wstawiać rozdziałów 18, 25 i 1, więc zamiast nich, pojawią się cytaty. :D
To bardzo, bardzo, bardzo miłe! :D Oczywiście, że będziesz jedną z pierwszych. :D Jak tylko w przyszłości się czegoś dowiem- no wiesz, z wydaniem książki- to od razu do Ciebie napiszę! :D
Nie, nie wychodzisz na wariatkę, bo ja też uwielbiam takie budynki i czuję do nich dokładnie to samo, co Ty. :D
Na razie mam cztery rozdziały (piszę od połowy października), więc nie jest to jakaś wielka liczba. :P Liczę, że zabierzesz się za swoją już niedługo. :D
Tylko, powiedz mi- co to jest dystopia? XD Wybacz, za moje nieogarnięcie, ale jakoś nigdy się z tym słowem nie spotkałam. :')
Ej, ej. Chcesz zakończyć swoje opowiadanie?! Ale nie za szybko, prawda? :D
Nie, nie przesadziłaś- już się przyzwyczaiłam i uspokoiłam moje mordercze myśli o Twojej klawiaturze. XD
Tak... istnieje (bardzo duże) prawdopodobieństwo, że to dlatego, że go kocham i w książce było go więcej niż Annie... tak... ale pewnie bardziej to pierwsze XD
UsuńNawet nie wiesz jak się cieszę, że Cię przekonałam i zostaniesz :D
No i oczywiście cieszę się, że spodobał Ci się pomysł z cytatami :D
Jestem bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo szczęśliwa, że będę mogła być jedną z pierwszych osób, które przeczytają Twoja książkę i jak tylko się czegoś dowiesz to do mnie napiszesz :D
To dobrze, że nie jestem jedyna (i nie wychodzę na wariatkę XD) Takie budynki naprawdę są wspaniałe :)
Cztery rozdziały to już dużo :) Ja jak na razie jestem w trakcie opracowywania fabuły i wymyślania bohaterów, ale myślę, że już niedługo zacznę pisać :)
Dystopia jest utworem fabularnym, przedstawiającym mroczną wizję przyszłości :)
Rozumiem - ja poznałam to słowo jakiś czas temu dzięki poszukiwaniu jakiś ciekawych książek (które mogą mnie zainteresować) na różnych stronach internetowych :)
No... kiedyś na pewno będę musiała je zakończyć, ale na razie się na to nie zapowiada XD Zapewne będę pisać opowiadanie o Finnicku i Annie jeszcze przez kilka lat i opublikuję jeszcze co najmniej 100 rozdziałów :) Więc myślę, że nie skończę go za szybko :)
Zdaję sobie sprawę, że wtedy trochę źle napisałam... chodziło mi o to, że kiedy opiszę wydarzenia, które miały miejsce w Kosogłosie i je opublikuję to raczej pojawi się kilka kolejnych rozdziałów (już po rebelii) i epilog, ale teraz nie ma się czym martwić, bo jeszcze nie było 71. Głodowych Igrzysk XD
To dobrze (tak na marginesie moja klawiatura jest niesamowicie szczęśliwa, że uspokoiłaś już swoje mordercze myśli o niej... no wiesz... trochę się bała XD)
Też myślę, że to pierwsze. XD
UsuńZostanę, zostanę. :D
Skoro tak, to na pewno napiszę. Cieszę się, że się cieszysz. :D
Nie wiem, czy tak dużo, skoro moja ambicja planuje napisać ich trzydzieści w każdej z trzech części. XD
Polecam zacząć pisać. :D Ja tak zrobiłam, gdy miałam tylko (uwaga, kolejne piękne porównanie) ,,fundament" całego książkowego domu, a obecnie mam jeszcze okna. :') XD
Dzięki. :'D Czyli w sumie, można uznać Igrzyska za dystopię, prawda?
Wiem, że kiedyś będziesz musiała i nie chcę Cię zrażać, ale ja sobie obiecywałam, że opiszę 15 lat z życia Katniss i Peety (luka, między ostatnim rozdziałem, a epilogiem), i tak też zrobię, ale w dwóch rozdziałach. Oczywiście, trzymam kciuki, żeby u Ciebie tak to się nie skończyło i by Twoja książka nie przeszkodziła Ci w pisaniu opowiadania. :D Zresztą, Ty masz wiele do opisania, ponieważ opisujesz ciężkie, Igrzyskowe czasy, a ja chciałam zawrzeć w tych piętnastu latach zamieszki po zmianie prezydenta, które przecież nie mogły trwać wiecznie- dlatego też uznałam, iż to będzie dobra liczba rozdziałów.
Pozdrów ją- podziwiam jej wytrzymałość. XD :D
No wiesz... cztery to i tak więcej niż zero, więc całkiem dużo (w porównaniu ze mną XD) Pochwalę się... skończyłam opracowywać fabułę... piszę prolog... jak na razie jestem z niego dumna :)
UsuńUwielbiam Twoje porównania :D
Tak, Igrzyska to dystopia :)
Tak, wiem, że kolejnych sto rozdziałów to spore wyzwanie (i nie oszukujmy się... kilka lat prowadzenia bloga też jest wyzwaniem), ale naprawdę postanowiłam nie wstawiać wszystkiego tak często i nie pędzić z akcją, bo kiedyś sobie coś obiecałam i muszę teraz dotrzymać danego sobie słowa :)
Tak... mam jeszcze trochę do opisania, więc myślę, że dam radę... w każdym razie trzymaj za mnie kciuki :)
Oczywiście pozdrowiłam moją klawiaturę XD Szczerze powiedziawszy ja też podziwiam jej wytrzymałość... ale jej tego nie powiem XD
To super! :D Oby tak dalej! :D
UsuńHaha, dzięki :D
Mam nadzieję, że dasz radę. :D Oczywiście, że czymam. :D
Wiesz, to mógłby być dla niej komplement. :D XD
Świetny rozdział!!! Trzyma w napięciu :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Izia
Ps: Zapraszam do mnie:
izagada.blogspot.com
Dziękuję. :)
UsuńJuż zaglądam. :D