piątek, 11 grudnia 2015

Rozdział XXVII

Każdy kolejny dzień wygląda tak samo. Każdy kolejny jest koszmarny i z każdym kolejnym dniem cierpię coraz bardziej.
Ranek. O poranku wstaję, myję się, trzęsąc się z gorączki i z wycieńczenia. Dobre jest to, że mam swoją ulubioną kombinację klawiszy, jeżeli można to tak nazwać. Otóż, zawsze, na samym początku jestem oblewana płynem o zapachu wanilii, następnie szamponem, o zapachu pomarańczy, a na koniec letnią wodą. Ubrana zazwyczaj schodzę na dół, na śniadanie, o ile nie miotają mną potworne skurcze. Trener mówi, że to normalne i słabość mnie opuszcza, ale kompletnie mu nie wierzę. Parę razy próbowałam się skontaktować z Paylor, Brianem, lub kimkolwiek, kto mógłby mi pomóc i wyjawić czemu muszę biegać jak opętana, lecz nikogo nie zastaję, a jeżeli, to odprawiają mnie z hukiem. Zaraz po nieudanych próbach zdobycia informacji, których podobno mieli mi udzielić na miejscu zaczynam biegać. Nieważne, czy słońce jest gotowe spalić mnie żywcem, czy przemoknę do suchej nitki, czy też zamarznę na środku placu- i tak mam ćwiczyć. Nie podoba mi się sposób, w jaki mnie traktują. Mój hart ducha sprzed laty zniknął razem z rodziną i wiarą. Gdyby nie Peeta, który jest jedyną osobą, która o mnie dba i stara się poświęcać każdą wolną chwilę ukochanej. Dziwnie to brzmi. Ktoś mnie kocha. A myślałam, że zawsze będę samotna. Taki był mój zamysł, ale niby jak mam go zostawić?
Po ćwiczeniach szybko wracam na górę, by porozmawiać z Peetą i zdążyć na zachód słońca, ale coraz rzadziej mi się to udaje. Trener dokumentnie mnie niszczy. Gdy chciałam się sprzeciwić strzelili do mnie strzałką usypiającą i obudziłam się następnego dnia z pistoletem przy skroni. Nieźle traktują swoją ,,ostatnią nadzieję", jak to zwykł mnie nazywać Brian przez pewien czas.
Dzisiaj jednak nadszedł dzień, w którym mam wygłosić przemowę do Kapitolu. Będzie ona transmitowana na całe Panem. Przynajmniej tak mi wmawiano przez trzy miesiące. Nie miałam przygotowań, chociaż skrupulatnie się ich domagałam. Mówili mi, że sama sobie poradzę, bo jestem silną kobietą i potrafię przemawiać do ludu. Jednym słowem: kłamali.
Kaszlę, kicham i mam gorączkę, choć według nich to jest normalne. Czy oni naprawdę myślą, że w takim stanie się pokażę? Wyjdę tak po prostu przemawiać do ludzi plując na mikrofon? Eh, i tak nie mam najmniejszego wyboru, ponieważ niosą mnie przed wielkie drzwi prowadzące na plac, a ja jestem za bardzo rozchorowana i wycieńczona, żeby cokolwiek zrobić. Platforma jest zakryta ciemnogranatową kotarą
Siadam, a właściwie przewalam się na krzesło, a jeden z awoksów wchodzi na mównicę. Po co? To pytanie dręczy mnie póki nie usłyszę, że to nie jest awoks, to nie ten, któremu zrzuciłam hełm, tylko najwyraźniej jego kolega, również w zbroi, którego uniknęła kara. Ale to tylko poddani, oni nie mogą od tak przemawiać do ludu. Zasłona odsłania się. Jasne, zimowe światło razi nas w oczy, oślepiając mówiącego, przez co nie jest w stanie czytać przemowy. Siedzę z tyłu więc nie widzę twarzy niewolnika, o ile nim jest. Znam ten głos bardzo dobrze, ale dawka leków, którą co dzień dostaję odbiera mi świadomość.
-Proszę o ciszę.
Jeden z mężczyzn wstaje i uspokaja podburzony tłum.
-Dziękuję.
Odzywa się awoks. Zaraz, zaraz. Awoksy nie mówią, to nie on, uspokajam się w myślach. Gdzieś za mną słyszę klaśnięcie. Nagrywają.
-Mam przyjemność przedstawić wam tegorocznego organizatora Igrzysk, Katniss Everdeen!
Co on powiedział? Coś o mnie? Mam wstać, pomachać, czy przemówić? Ręce ociekają mi potem. Mam ochotę wytrzeć je w materiał, ale resztką rozsądku powstrzymuję się od tego czynu. Zdezorientowana kręcę głową na wszystkie możliwe strony szukając odpowiedzi. Sąsiadująca ze mną kobieta lekko szturcha mnie, każąc wstać. Posłusznie wykonuję polecenie podnosząc rękę machając do publiczności. Ludzie zlewają się w jedną całość, jakby się rozpuścili. Coś jest nie tak. Ogląda mnie cały kraj. Staram się nie zwrócić lichego posiłku.
Musi minąć dużo czasu, zanim powstrzymam odruchy wymiotne, dyskretnie wytrę ręce i zacznę normalnie widzieć. Wszystkie dotychczasowe zmysły myśliwskie poszły w niepamięć. Nie słyszę co do mnie mówią, ledwo widzę i co chwilę tracę przytomność. Na szczęście siedzę i nie muszę się martwić, że upadnę na oczach Panem. W przebłyskach świadomości słyszę wystrzały, widzę, że kamery są skierowane na mówiącego, lecz niestety najbliższy ekran, im bardziej staram mu się przypatrzeć odpływa w nieznane, i ludzi buntujących się. Leki. To nie leki. To nie tabletki, które dawała mi mama. Nie. Z pewnością miały mnie tylko osłabić. Może nawet wykończyć. Mężczyzna powoli kończy przemowę, to wiem, bo mówi spokojniejszym, ale bardziej dobitniejszym głosem.
-Może zaprosimy organizatorkę na mównicę, by udzieliła Wam odpowiedzi na parę pytań, które pewnie Was nurtują od samego początku.
Też mam parę spraw do omówienia z organizatorką. Łupie mi w głowie przez gorączkę, więc może nie będę się z nią spotykać, żeby jej nie zarazić. Ktoś jednak macha do mnie ręką. Czyli jednak muszę się z nią zobaczyć. Pospiesznie układam w głowie pytania, które nie będą zmuszały do odpowiedzi ujawniającej zamiary, czyli mają być tylko sensowne, konkretne i dyskretne. Podchodzę do mównicy kaszląc parę razy i wyszukując wzrokiem osoby, do której skieruję pytania. Za nim jednak to nastąpi ktoś do mnie wrzeszczy z denerwującym kapitolińskim akcentem z drugiego końca placu.
-Zwróć nam nasze dzieci!
Stoję nieruchomo podczas gdy ludzie zbierają się wokół sceny, krzycząc i klnąc. Strażnicy ich uspokajają.
-Nie chcemy Igrzysk!
-Jesteśmy niewinni!
-Bezbronni!
-Nic Wam nie zrobiliśmy!
Zewsząd słyszę obelgi skierowane w najprawdopodobniej moją stronę. Mężczyzna zasłaniając twarz kładzie kartkę przede mną.
-Drogie Panem!
Krzyczę na całe gardło i od razu chrypnę. Odchrząkuję. Staram się mówić dalej.
-Wiem, że jesteście bardzo przygnębieni zaistniałą sytuacją...
Notatka oddala się o mnie, przez co tracę ją z pola widzenia, jednak jestem w stanie ją dotknąć. Nie wierzę. Szwankuje mi wzrok. Wpadam w panikę. Zaczynam szybko oddychać.
-To, że zabiliśmy Wam wasze dzieci nie może wpłynąć na to, co teraz będzie się z Wami działo. Nie mieliśmy wyboru. Trzeba było szybko działać, ofiary muszą być.
Jakaś część umysłu podpowiada mi, żeby przerwać, ale jestem na tyle otumaniona, że nie potrafię się teraz wycofać.
-Przez ponad siedemdziesiąt lat z radością oglądaliście jak umieramy, a tymczasem, my chcieliśmy zabić Was. Siedemdziesiąte Szóste Igrzyska będą czymś większym, niż tylko show! To będzie zemsta! Zastanawialiśmy się jak tego dokonać, mimo że rozwiązanie było tuż, tuż.
Mimo że jestem w amoku, widzę, że coś jest nie tak. Ludzie, zazwyczaj rozentuzjazmowani, są teraz wściekli. Waham się. Chcę stąd zejść, ale nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Ledwo utrzymuję na scenie. Wiedza, świadomość, iż obserwuje mnie całe Panem jest nie do zniesienia. Ruszcie się!, krzyczę w myślach do moich nóg.
Jedyne co mogę zrobić to tkwić na mównicy i czytać co mi każą.
-Dlatego teraz ja...
Zaczynam bardzo mocno kasłać. Zasycha mi w gardle, ale nadal nie potrafię się ruszyć.
-Zrobię arenę, o jakiej mogliście sobie tylko pomarzyć! Spędzaliście wakacje w miejscach gdzie umieramy. Dokładnie przyglądaliście się jak, gdzie i kiedy kto zginął. Z radością przemierzaliście nasz cmentarz. Czy tak może być? Powiedzcie mi, czy to było fair? Nie. Więc co nas powstrzyma od zabicia słabeuszy z Kapitolu? Tych którzy nic nie potrafią? Pewnie powiecie, że tak nie można, że nie możemy się nad Wami znęcać, czynić Wam, co nam niemiłe. Ale jakie to ma teraz znaczenie? Zastanówcie się, proszę, ile nas zginęło i porównajcie to liczby poległych obywateli Kapitolu.
Chyba nadaję złą intonację głosu, bo przez tłum przebiega fala zaskoczenia. Słychać szepty, mimo że jesteśmy na otwartym placu. Rozmawiają o mnie, czy o tym co czytam? Próbuję się skupić, ale za nic nie potrafię. Parę razy otwieram usta, by coś powiedzieć, ale ludzie zagłuszają każde moje słowo. Nogi mam jak z waty i cała się trzęsę. Nie wiem czy z gorączki, wycieńczenia, czy z nerwów. Peeta powiedział mi, że gdybym się denerwowała, mam pomyśleć, że stoi przede mną i mówić dalej. Problem polega na tym, że czuję się źle i jestem zmęczona, więc przemawianie i samodzielne uspokajanie nie wchodzi w grę. Mogę znów zacząć czytać, lecz nie mam bladego pojęcia jak. Z gorączki mroczy mi przed oczami, czuję, że niedługo zemdleję. To by było lepsze, niż upokarzanie się przed państwem i Peetą. Co ja gadam? Peeta nie będzie się mnie wstydził, nawet gdybym miała powiedzieć największą głupotę, uspokajam się.
Nagle z głośników wydobywa się przerażający ryk, więc zakrywam uszy dłońmi, siadam i chowam je pomiędzy kolanami. Wsuwam się pod mównicę, która na szczęście tłumi dźwięki. Czuję, że jak zaraz nie przestaną wyć, to ogłuchnę. Ekran, który wisi tuż nad drzwiami zaczyna szumieć, a dotychczasowy widok na moją osobę zastępuje czarna plama rozciągająca się na całej jego szerokości.
Ryk ustępuje po około dziesięciu minutach, ale nadal dudni mi w uszach. Widzę, że osoby na platformie oszołomione, zresztą tak samo jak ja i siedząc bujają się do przodu i do tyłu, patrząc w martwy punkt. Nie mam siły wstać, więc zostaję w tej samej pozycji, dopóki ktoś nie podejdzie i każde mi wstać. Sadzają mnie na krześle, dają wody. Nareszcie mogę odetchnąć, choć nadal źle się czuję. Kotara znów zasłoniła nam widoczność na publiczność. Słyszę trzaski, świadczące o zamknięciu bram na placu. Pewno nie chcą, by wyszli.
Parę ludzi pracuje przy kamerach, głośnikach i mikrofonie, by naprawić usterki. Ktoś podaje mi tabletki. Biorę je potajemnie rzucając za siebie. One nie zwalczają gorączki. Teraz to wiem. Mimo że przez parę pierwszych godzin po ich przyjęciu czułam się dobrze. Niestety efekt nie utrzymywał się za długo i nie walczył z chorobą, bo już niedługo byłam przymulona. Mężczyzna, udający awoksa, albo zmuszony do tego by go udawać tym razem ma owiniętą twarz, tak, że widać tylko nos i prawe oko. Przebrał się, więc tym razem nie wygląda rycerz, tylko jak służący. Poznaję go jedynie po posturze ciała, która wydaje mi się dziwnie znajoma. Może to Brian?
Nie ma sensu się tym teraz przejmować, bo za sekundę znowu wchodzimy na wizję. Ktoś głośno zaczyna odliczanie. Od dziesięciu w dół. Prawie jak na Igrzyskach. Nieoczekiwanie zaczynam się trząść z nerwów. Powracam myślami do Peety i mamy. Przede wszystkim do Tuen. Medalik ciągle spoczywa na mojej piersi. Nie poddam się. Nie mogę. Coś z tego cytatu strasznie mnie pokrzepia. Poddać się jest dziesięć razy łatwiej, niż ruszyć przed siebie, wygrać.
Chwiejnym krokiem zmierzam ku mównicy, dokończyć to, co zaczęłam. Podają mi szklankę wody, którą łapczywie wypijam. W trakcie tego wymieniają mi kartkę z przemówieniem.
Zaczynam kasłać, bardzo, bardzo mocno, mam wrażenie, że zaraz wypluję płuca. Podają mi jeszcze raz napój, a atak kaszlu powoli ustępuje. Kotara powoli odsłania się, rozbrzmiewa nowy hymn Panem. Znów widzi mnie cały kraj. Ludzie wybuchają gromkim śmiechem, mimo napiętej sytuacji gdy zauważają głośniki zwisające na jednym kablu. Naśmiewają się z nich, to jasne.
-Niech kończy.
Mówi kobieta zza moich pleców. Mężczyzna zgodnie kiwa głową i odwraca kartkę na drugą stronę. Z zadowoleniem zauważam, że mam do przeczytania jeszcze jedynie dwa zdania.
Znów mam atak kaszlu, a gdy mi przechodzi ledwo zaczynam czytać.
-Zmiotę wasz naród z powierzchni ziemi, za to, co nam wyrządziliście! Panem, kontra Kapitol! Pójdzie łatwo. Łatwiej niż myślicie. W końcu, Panem dzisiaj!
Czuję bolesne ukucie.
-Panem jutro!
Tracę czucie w nogach. Mam nadzieję, że skończę zanim zemdleję.
-Panem zawsze!

14 komentarzy:

  1. Czy mi się wydaje, czy ten "awoks" to Gale?? Tak... w sumie to by pasowało... bo w końcu w poprzednim rozdziale Katniss go widziała, a w tym słyszała znajomy głos i ta znajoma postura... muszę się jeszcze zastanowić... XD
    Biedna Katniss... szkoda mi jej :(
    Ciekawe co Peeta czuł, kiedy to oglądał... przeczuwam, że mógł być wściekły... oczywiście nie na Katniss, bo wiem, że on od razu zauważył, że coś z nią nie tak... przecież on ją bardzo dobrze zna...
    Rozwalił mnie moment z tym jak Katniss szykowała się do zadawania pytań... tak, wiem, że nie jest z nią najlepiej i ma gorączkę, ale ten moment był strasznie śmieszny XD

    Dziś komentuję od razu!!! Teraz mam trochę czasu... nie mogę doczekać się Bożego Narodzenia... trochę sobie odpocznę od szkoły!!

    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału i oczywiście życzę Ci duuuuuuuuuużo weny :)

    Pozdrawiam
    (nieogarnięta, zakochana w Finnicku, miłośniczka niemiłosiernie długich komentarzy) love dream

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czy Gale nie umarł? B) B) B)
      Tak, z pewnością był wściekły.
      Rozumiem i doceniam. XD Sama się śmiałam, gdy to pisałam. XD
      To dobrze. :D Nawet nie wiesz, jak mnie motywujesz. :D Też nie mogę się doczekać. :D
      Kolejny oczywiście w piątek. ^-^
      Również PiŻW! :D

      Usuń
    2. Tego nie przemyślałam... ale może w jakiś... cudowny sposób... przeżył... chociaż jeśli on przeżyłby w jakiś cudowny sposób to dlaczego w książce nie mogło być tak z Finnickem... muszę jeszcze przemyśleć sprawę Gale'a XD
      Baaaaardzo się cieszę się, że Cię motywuję :D

      Usuń
    3. No to myśl. :D
      Też żałuję, że Finnick umarł. D: Ale Ty to przeżywałaś na sto procent zdecydowanie bardziej. D:
      Proszę. :D

      Usuń
    4. Tak... śmierć Finnicka... to było coś strasznego...
      Kiedy przeczytałam "Then it's over" to rozważałam możliwość wyrzucenia książki przez okno... ostatecznie jednak stwierdziłam, że muszę czytać dalej, żeby zobaczyć co będzie z Peetą i jak Annie przeżywać śmierć Finnicka (i czy w ogóle będzie o niej wspomniane)... łzy oczywiście wtedy lały się z moich oczu strumieniami... i tak było już do końca książki za każdym razem kiedy przeczytałam "Finnick" i jeszcze w momencie, kiedy Katniss krzyczała na Jaskra... to była kolejna scena, przez którą płakałam... :(

      Usuń
    5. Ja, szczerze mówiąc, to na początku nie ogarnęłam, że Finick umarł, bo wszystko działo się tak szybko- łykołak, łykołak, łykołak, pocałunek Katniss i Peety, i zastrzelenie tej kobiety. Dopiero potem do mnie dotarło, że jednak nie wszystkie moje ulubione postacie dożyją końca.
      Może to, co Ci powiem niewiele Cię pocieszy, ale zauważ, że Finnick wniósł bardzo dużo do książki i gdyby nie on, to Katniss by nie przeżyła, a rewolucja nie dotrwała by do końca. ,,On wybrał."
      Ty wiesz, kiedy ja płakałam, bo pisałam o tym w jednym z postów. Chociaż... w książce płakałam TYLKO przez ostatni rozdział, a w filmie od pierwszej sceny... ;-;
      Smutne i piękne życie fangirl. [*]
      Tak na marginesie, to dzisiaj śniło mi się, że byłam na Kosogłosie i strasznie się rzucałam, gdy działo się coś złego, ryczałam, płakałam, i inne synonimy wylewania łez, po czym przerwali. Przerwali przed zasadzeniem prymulek, a ja oczywiście wtedy wychyliłam się, żeby jak najlepiej widzieć Peetusia. ;-; TO NIE KONIEC! Tylko ja zauważyłam, że coś jest nie tak i to nie miało się tak skończyć. ;-;
      Któregoś razu muszę opisać wszystkie moje sny o Igrzyskach. XD To może być całkiem ciekawe. XD

      Usuń
    6. Tak, wiem... "on wybrał", ale to nadal boli... chociaż mając świadomość, że to był jego wybór jest trochę lepiej... :)

      Mi też kilka razy śnił się Kosogłos (cieszę się, że nie jestem jedyna XD), ale to było jeszcze przed premierą i śniła mi się właśnie premiera... tak ze cztery razy... wiem, że raz śniło mi się, że byłam w kinie i byli tam też aktorzy... siedziałam obok Sama i Josha... no i cały film przegadałam z Samem... wyobrażasz to sobie? Byłam taka szczęśliwa i w ogóle ( myślałam, że to się dzieje naprawę...pomyliłam sen z rzeczywistością... czasami tak mam XD), a potem... się obudziłam... przez cały dzień (pech chciał, że to był poniedziałek) chodziłam smutna (bo to był tylko sen) i zła (bo to był TYLKO SEN!!)... z jednej strony to był cudowny sen... no bo spełniłam w nim marzenia!! (ROZMAWIAŁAM Z SAMEM!!!! ♥) (SIEDZIAŁAM OBOK SAMA I JOSHA W KINIE) (WIDZIAŁAM KAWAŁKI FILMU... żeby było śmieszniej niektóre momenty naprawdę się potem pojawiły w filmie... były takie same jak te we śnie... a nie było ich w żadnym z zwiastunów... ja zaczynam się siebie bać... kiedyś przewidziałam zadania na sprawdzian z matmy XD), a z drugiej strony... kiedy się człowiek obudzi to już tak fajnie nie jest XD
      Po premierze jakoś na razie mi się nie śniły Igrzyska :(
      OPISZ KONIECZNIE!! JESTEM ICH STRASZNIE CIEKAWA!!! :D

      Usuń
    7. Omg! XD
      Też chcę obok Josha! :D <3
      Masz zaczepiste sny! :D
      Wiesz co, niby powinnam pisać 5 rozdział mojej książki, ale chyba zacznę opisywać te sny... jest ich niewiele, ale kiedyś o nich zapomnę i to będzie tragedia. XD
      Taka ciekawostka- umiem kontrolować sny, jakkolwiek głupi to brzmi i dwa razy przewidziałam pewne wydarzenia. XD
      Znam doskonale to uczucie, gdy się sama siebie boisz. XD (y)

      Usuń
    8. Tak... KOCHAM SWOJE SNY!!
      Ja zawsze zaraz po przebudzeniu opisuję swoje sny (znaczy te dobre, o których warto pamiętać), żeby ich nie zapomnieć (w skali od 1-10 jak dziwna jestem? XD)
      Oooo... jak fajnie!! Mi coraz częściej zdarza się, że mogę kontrolować swoje sny, kiedyś w ogóle tego nie potrafiłam, ale teraz czasami mi się udaje :) Ja też przewidziałam kilka razy pewne rzeczy (najlepsze co mogło mi się przydarzyć to przewidzenie zadań na sprawdzian z matmy... to takie praktyczne XD... ej... może maturę też przewidzę XD)

      Usuń
    9. Ja akurat nie opisuję ich, bo moja pamięć jest bardzo dobra, co do takich spraw. Z fizyką gorzej. XDD Wiem, że dla Ciebie fizyka na pewno jest łatwiejsza, ale ja się do przedmiotów ścisłych nie nadaję. XD
      To bardzo fajne. :D Nie jesteś dziwna. XD Jeżeli mogę Ci coś polecić, to spróbuj w śnie latać- fajne uczucie. XD :')
      Powiem Ci, że całkiem zacny pomysł. :D B)

      Usuń
    10. Mi tylko niektóre sny zapadają w pamięć... ale muszą być naprawdę bardzo charakterystyczne, żebym ich nie zapomniała (albo bardzo realistyczne i mylić mi się z rzeczywistością)... na przykład pewien mój sen był... no cóż... niezwykle krótki... jedyna rzecz, która się w nim wydarzyła to to, że pewna osoba się do mnie uśmiechnęła... tak... to w sumie bardzo charakterystyczny sen, więc go zapamiętałam XD
      Ooo... muszę spróbować z tym lataniem (pomijam nic nie znaczący fakt, że mam lęk wysokości, który staram się jakoś przezwyciężyć... w sumie... sen to najlepsze miejsce na to, żeby stanąć twarzą w twarz z lękiem XD) XD

      Usuń
    11. Uśmiechanie się jest bardzo charakterystyczne. (y) XD
      Dokładnie. :D W zupełności się z Tobą zgadzam. :D

      Usuń
  2. Świetnie <3.Też miałam jakieś przeczucia,że to może być Gale ale on przecież nie żyje prawda? xD chyba,że o czymś nie wiem.
    Oby więcej takich rozdziałów.Pozdrawiam i życzę ci dużo dużo weny ;3

    OdpowiedzUsuń

Wiem, że Wam się nie chce komentować moich postów, ale tylko i wyłącznie dzięki temu mogę się dowiedzieć co o nich sądzicie, proszę poświęćcie tę chwilę.
Doceniam to, iż w ogóle to jesteś, jednak proszę zastosuj się do poniższych reguł:
**Czytasz- komentujesz, :D
**Jeżeli chcesz coś skrytykować, to podaj argumenty,
**Nie maskuj głupoty wulgaryzmami,
**Baw się dobrze!