piątek, 11 marca 2016

Rozdział XXXVII


Wciskam się w kąt straganu. Sprzedawca jest chyba wielką gapą, skoro nie zauważył, że ktoś szpera przy jego rzeczach. Cała dygoczę ze strachu. Co tak śmiertelnie wystraszyło Peetę? Jesteśmy bezpieczni, a przez jego ucieczkę możemy spóźnić się na pociąg.
Nie, zwycięzca Igrzysk nie zwraca uwagi na błahostki. Coś musiało się wydarzyć. Pytanie tylko, co? Choroba utrudnia mi myślenie. Od upadku noga pulsuje, jak oszalała, a ja ledwo wstrzymuję jęki. Wyciągam z kieszeni scyzoryk. Czuję się z nim bezpieczniej, mimo świadomości, iż co najwyżej mogę tym kogoś drasnąć. A jeżeli to będzie taki ktoś, jak Peeta, to nawet nie zdążę się zamachnąć. Wypatruję niebezpieczeństwa w pobliżu, lecz ono nie nadchodzi. Siedzę tak, obserwując małe, brudne grudki śniegu, które bardzo powoli topnieją. Biel. Brudna biel. Zakrwawiona biel. Róże... Otrząsam się, bo gdy tylko o nich myślę, robi mi się nie dobrze, zupełnie, jakbym momentalnie zaczęła jakąś czuć.
Próbuję się podnieść, jednak nie potrafię. Wyślizguję się spod straganu. Wbijam palce w ziemię i staram się dojść jak najdalej, mimo zastrzeżeń Peety. Kolana ślizgają mi się po mokrej nawierzchni. Całą swoją uwagę skupiam na zachowaniu równowagi. Wyciągam rękę, by chwycić się pobliskiego słupa, gdy nagle ktoś szarpie mnie za kołnierz do góry.
- No dalej, ciemna maso! Ruszaj się!- krzyczy Johanna prosto w moją twarz. Nie zdążam nawet dobrze stanąć na nogi, bo Peeta podbiega do mnie i przewiesza mnie przez ramię, jakbym była dywanem. Uderzam go w plecy raz po raz, prosząc o wyjaśnienia i zmuszając do opuszczenia mnie na ziemię. On jednak jest na tyle wytrwały, że przyjmuje wszystkie moje ciosy. Johanna zwalnia tempa, żeby stanąć za Peetą. Siły powoli mnie opuszczają, ale nadal mam zamiar dowiedzieć się, co jest grane.
- Daj mu spokój, chłopak próbuje pomóc. Gdybyś miała choć trochę rozumu, zrozumiałabyś, dlaczego uciekamy.
Wskazuje głową na Strażników, którzy stoją odwróceni tyłem.
- Wtargnęli tu godzinę temu- ciągnie- Chodzi o to, że chcą nas złapać, bo są wku...rzeni, że przez ciebie wyburzają Kapitol.
- Co?- drę się, a Peeta stawia mnie na ziemi i przykrywa usta dłonią.
- Tędy!- komenderuje Johanna, machając ręką. Wpadamy w małą aleję, przeskakując nad koszem na śmieci.
- Co?- powtarzam, cichszym tonem.
- Wyburzają go, żeby zbudować arenę, ciemna maso- denerwuje się.
- Ale dlaczego obarczają tym akurat mnie?
- Nie pamiętasz o swoim pamiętnym przedstawieniu w Kapitolu?
Peeta przez cały ten czas siedzi cicho. Otwieram usta i zaczynam łapczywie połykać powietrze, którego nagle mi zabrakło. Za dużo, za dużo, jak na jeden miesiąc. Miał być spokój. Bezwładnie osuwam się na ziemię.
- Katniss!- krzyczy Peeta, chwytając mnie w locie. Na jego twarzy maluje się tak głębokie zmartwienie, że od razu postanawiam się podnieść. Oczywiście to okazuje się trudniejsze, niż przewidywałam, bo przed oczami zaczynają latać mi ciemne plamy, a nogi odmawiają posłuszeństwa. Jeden człowiek jest w stanie zdziałać więcej, niż jakakolwiek choroba. Ludzie mogą zniszczyć cię fizycznie, psychicznie i zniszczyć, stłamsić, zgasić jedyne światełko, które zwiastuje o lepszym życiu.
Ale mam dla kogo żyć. Mam dla kogo walczyć i przechodzić wszystkie trudności. Kocham Peetę i nie zamierzam poddać się teraz, gdy gra powoli dobiega ku końcowi.
Spoglądam w błękitne, niczym nie zmącone oczy Peety. Nie ma śladu po osaczaniu. Peeta patrzy na mnie dokładnie tak, jak robił to trzy lata temu, przed Dożynkami, tyle że teraz widzę w nim więcej troski i miłości. W normalnych warunkach bym się rozpłakała, ale Johanna zaczyna niecierpliwie tupać nogą.
- No dalej!- ponagla dziewczyna. Wstając, delikatnie całuję Peetę w usta, co wynagradza mi szerokim uśmiechem.
- Damy radę, nic się nie...- przerywa, bo tupot żołnierskich butów zawiadamia nas o ich przybyciu.
- Nic się nie martw, bla bla bla... możecie odłożyć swoje miłosne momenty, dopóki nie dostaniecie się do Dwunastki? Raczej nie widzi mi się ginięcie w brudnym śniegu, więc ruszcie się, idioci- szepcze tak szybko, że ledwo oddzielam jedno słowo, od drugiego, lecz mimo wszystko kiwam głową i ruszam przed siebie, potykając się o własne stopy.
Wybiegamy zza zabudowanego terenu i zaczynamy przeprawiać się przez gęsty las. Ogon, złożony z parunastu Strażników podąża za nami, niczym cień, więc nie mamy chwili wytchnienia. Gdy się przewracam, Peeta momentalnie bierze mnie na ręce. Szczerze, to gdyby nie Johanna, nigdy nie ucieklibyśmy pościgowi z Kapitolu, bo ma tak doskonałą orientację w terenie, że mimo prowadzenia nas przez najbardziej wymyślne ścieżki, nie zgubiła się.
Dobiegamy do skraju lasu, a zziajana Johanna wyciąga zza pasa pistolet, którego wcześniej nie widziałam. Kręcę głową w niemym proteście.
- Dajcie spokój. Na arenie sobie poradziłam, to tu sobie nie poradzę? Idźcie, pociąg odjeżdża za dziesięć minut, a dojście na stację mniej więcej tyle zajmuje.
Peeta stawia mnie na ziemi. Wymieniamy ze sobą pełne dezaprobaty spojrzenia, a Peeta nabiera głęboki oddech, chcąc przekonać Johannę, żeby jednak nie wystawiała się pod lufę karabinów, lecz tamta znowu nie daje dojść do słowa.
- Już! Chyba nie chcecie być przy mnie, kiedy mam broń, prawda?
Uśmiecha się, jak psychopata, po czym rusza pędem w stronę Strażników. Wzdycham i wykonuję to samo, ale w przeciwieństwie do niej, oddalam się od wrogów.
- Cała Mason- narzeka Peeta w biegu.
Dosłownie wlatujemy na stację, zwracając ku sobie spojrzenia wszystkich zgromadzonych. Upadamy na twarde kafelki peronu, ochładzani śniegiem i powiewem wiatru, spowodowanym nadjeżdżającym pociągiem. Dawno nie biegaliśmy na długie dystanse, to też robimy się cali czerwoni, a ja omal nie zwracam skromnego posiłku.
- Kat...Katniss...
Peeta wstaje, z nieobecnym wzrokiem. Cholera, tylko nie to. Momentalnie podnoszę się, naszykowana na atak szału. On, widząc to, niemrawo się uśmiecha.
- Spokojnie, nic mi jest. Po prostu przyjechał nasz transport.
Wskazuje głową na wielką, blado-fioletową maszynę.
- Masz rację. Chodźmy- mówię, nadal próbując złapać oddech. Stawiam niepewne kroki, w kierunku drzwi, starając się odepchnąć od siebie spieszących się ludzi.
Niepotrzebnie się odwracam, bo moim oczom ukazuje się najgorszy widok od paru dni. Szkarłatna maź okala prawie całą koszulę Peety, od pasa, do początku żeber. Dlatego miał taki niewyraźny głos.
- Peeta!- krzyczę zrozpaczona. Z odległości dwóch metrów, widzę, jak jego twarz w ułamku sekundy traci cały kolor i robi się blada, jak ściana. Ludzie obok, zdają się go nie widzieć i nie przejmować się losem nieszczęśliwych kochanków. Podbiegam do niego i staram się go podtrzymać, żeby nie runął na ziemię. W takim stanie raczej nie zdążymy się schować.
Źrenice Peety gwałtownie się kurczą, odsłaniając błękitne tęczówki.
- Spójrz na mnie! Peeta! Peeta.... Pe...- proszę. Nawet nie dam rady go wciągnąć do pociągu. Właściwie, to nie mogę zrobić nic. Może mu przejdzie? Rana była zaszyta, ale mogła się otworzyć przy wysiłku. Łapię kogoś za rękaw, ale kobieta nazywa mnie popaprańcem i wyrywa się z mojego uścisku. Obejmuję Peetę w pasie, żeby dociągnąć go do najbliższej ławki. Czemu ci ludzie nie reagują? Nie są czuli na ludzkie cierpienie, czy się mnie boją? Dzikiej, niezrównoważonej dziewczyny z areny.
Nagle, zupełnie znikąd zjawiają się Strażnicy Pokoju. Świetnie, tylko ich tu brakowało. Zalewam się łzami, gdy w głowie świta mi pewien pomysł.
- Hej!- wrzeszczę, najgłośniej, jak potrafię. Białe mundury zwracają się ku mnie, celując we mnie karabinem. Widząc to, jeden z nich od razu staje między nami, a swoimi kompanami.
- Uspokójcie się, nie widzicie, że są bezbronni?- karci ich. Lekko kiwam głową, na potwierdzenie. Wstrząsają mną tak potworne dreszcze, że ledwo zdobywam się na wypowiedzenie choć jednego słowa.
- Pomóżcie mu- szepczę. I wtedy go widzę. Szare oczy, brązowe włosy, oliwkowa skóra. Odbiera mi dech w piersiach, przez co puszczam Peetę, a ten osuwa się bezwładnie na oparcie. Wybałuszam oczy, gdy Gale zdejmuje hełm.
- Cześć, Kotna.
Gdyby nie umierający Peeta zapewne siedziałabym jeszcze, wpatrując się w żywego Gale'a. Nie ducha, nie zjawę, nawet nie potwornego, półżywego człowieka, tylko w mojego starego przyjaciela. Już mam coś powiedzieć, kiedy nagle wybucham płaczem. Nie wiem, czy ze szczęścia, czy z rozpaczy. Chowam twarz w koszuli Peety, który cały czas próbuje walczyć i nie zamyka oczu. Czuję, jak jedną ręką próbuje mnie objąć, ale jest zbyt słaby, żeby ją położyć na mojej talii, więc tylko dotyka moich pleców.
Gale podchodzi do Peety i pomaga mu stanąć na nogi. Zarzuca sobie jego dłoń na swoje ramię, po czym prosi jednego ze swoich kompanów, żeby mu pomogli, a ja przez ten czas siedzę i obserwuję, jak głowa Peety raz podnosi się, a raz opada z braku siły. Ocieram łzy, żeby ludzie obok przestali się nade mną litować. Jedna część mnie mówi, żebym mu zaufała, lecz druga, że to kolejny podstęp, bo Gale nie żyje.
- No dalej, stary, nie możesz zostawić Katniss- mówi pocieszająco Gale. Podbiegam do nich, żeby zrównać kroki.
- Gdzie go zabierzecie? Pomożecie mu, prawda? Gale!
Staję przed nim, szarpiąc go za mundur. Uśmiecha się szczerze.
- Nigdzie, gdzie ciebie nie będzie- odpowiada nieco oschlej, lecz po chwili dodaje:
- Kotna, weźmiemy go pociągu, tam go opatrzymy.
Chcę się jeszcze spytać, jak się tu znalazł, dlaczego żyje, ale mnie uprzedza:
- Wszystko ci wyjaśnię w środku. Pospieszcie się, bo odjedzie- komenderuje.
Jeden z jego towarzyszy przez chwilę rozmawia z konduktorem, dzięki czemu dostajemy osobny wagon. Wciskam się w kąt i czekam, aż Gale opatrzy Peetę, bo nie mogę dłużej patrzeć na jego cierpienie. Gdy słyszę swoje imię, od razu wstaję.
- Gdzie jest Katniss?... Gale?- szepcze zdziwiony Peeta.
- Przecież ty nie żyjesz... pogrzebało cię żywcem w górze...- marszczy brwi. Uradowana podbiegam do niego, mocno całując i od razu zajmuję miejsce obok, wtulona w Peetę, który odzyskał siły.
Wyglądam za okno i doznaję szoku, kiedy dostrzegam gęste lasy Jedenastki. Połowa trasy za nami? Niemożliwe. Spoglądam podejrzliwie na Gale'a, a ten potakuje.
- Zasnęłaś- marszczę brwi, próbując umieścić w czasie mój sen, ale przychodzi mi to z wielką trudnością, to też zmieniam temat.
- Czy teraz mi to wszystko wyjaśnisz?
Gale wzdycha.
- Zacznijmy od początku. Pod władzą Briana byłem zmuszony, żeby...
- Brian? Brian Dab, nasz zastępca prezydenta?
- Tak, Kotna. Tak. Zaraz do tego dojdziemy, daj mi skończyć. Pod władzą Briana byłem zmuszony, żeby porwać Peetę i go torturować, ale gdy trucizna przestała działać, postanowiłem wam pomóc, a następnie chciałem się dla was poświęcić, w ramach rekompensaty za wszystkie krzywdy. Łut szczęścia pozwolił mi na wyjście z jaskini. Łut, albo mój ojciec. Myślę, że nie chciał, żeby jego syn zginął w ten sam sposób. Znając zamiary Briana, wstąpiłem do straży, by was chronić. Takie było moje zadanie od samego początku- opiekować się twoimi bliskimi, ale nie podołałem. Eh, nieważne. Chodzi o to, że Brian przy odrobinie kłamstwa i trucizny zajął wysokie stanowisko. ,,Drugi Snow" dopiął swego, wysyłając Paylor do Anglii. Musiałem wdać się w jego łaski, inaczej wszystko poszłoby po jego myśli, bo ludzie nadal są zaślepieni. To twoje przemówienie... Przez dłuższy czas podawał ci jakieś leki otumaniające, żebyś nie sprawiała problemu. Beetee próbował to wszystko zakłócić, ale byli za dobrze przygotowani. Ludzie w Kapitolu się zbuntowali, bo nie rozumieli, że ty byś czegoś takiego nie powiedziała, więc Brian był zmuszony cię zamknąć. Potem Peeta zorganizował akcję ratunkową. Zrobiłem wszystko, żeby was wpuścić do środka, a następnie przekonałem Briana, że znam was bardzo dobrze i najlepiej nadaję się do pościgu. To ja odciągnąłem Strażników. Ja i ci dwaj mili panowie, którzy też byli z Dwunastki.
Wskazuje na barczystych mężczyzn, którzy obecnie grają w karty.
- Sprawa zaczęła się komplikować już wcześniej, bo wyburzyli połowę Kapitolu, by mieć materiały na arenę. Tyle, że Igrzysk nie będzie. Brian się zabił, widząc, że przegrywa. To koniec, Katniss. Wygraliśmy.

15 komentarzy:

  1. Ciekawie... tylko co będzie dalej? Zawsze jest to samo pytanie XD. Mimo wszystko dam radę! Wytrzymam do piątku! Więc...
    Pozdrawiam i czekam
    Milly

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dalej? Szczęśliwe i spokojne życie bez niespodzianek- to, na co tak długo czekali Katniss i Peeta :D
      W piątek epilog :)
      PiŻW! :D
      PS Przepraszam, że u Ciebie nie skomentowałam, ale dopiero teraz sobie o tym przypomniałam :/ Jutro pojawi się komentarz :D

      Usuń
  2. Jej ! Happy end ^^ Czyżby był powrót do 12 i "szczęśliwe " życie ? Czekam na następną =)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, powrócili do Dwunastki i obecnie wiodą spokojne i szczęśliwe życie :D
      Ale... to koniec...
      W piątek epilog =)
      PiŻW! :D

      Usuń
  3. Łał! Ale fantastyczny rozdział!
    Taki długi i poważny... I nareszcie wszystko się wyjaśniło. I Gale żyje!
    Wybacz, dziś nie napiszę długiego komentarza, ale jest 22:55 i padam z nóg, a chciałam jeszcze dziś napisać komentarz.
    Ogólnie wpis bardzo mi się podoba, a ty piszesz naprawdę świetnie!
    Przepraszam, że ten komentarz jest trochę nieogarnięty, ale naprawdę padam ;)
    Viks

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :D
      Tak, od początku był taki zamysł, żeby przeżył! XD :D
      Nic się nie stało, ważne, że w ogóle jesteś :D
      Jeszcze raz bardzo dziękuję! :D
      Nie szkodzi, no i... spóźnione dobranoc :D
      PiŻW! :D

      Usuń
  4. Przepraszam za nie komentowanie rozdziałów, byłam trochę w tyle, ale obiecuję że to nadrobię! <33
    CUDOWNE :*

    OdpowiedzUsuń
  5. HA!! HA!! WIEDZIAŁAM!! WIEDZIAŁAM, ŻE ON ŻYJE!! WIEDZIAŁAM!! DZIESIĘĆ PUNKTÓW DLA DYSTRYKTU CZWARTEGO! (ostatnio skończyłam czytać Harry'ego Pottera i... to tłumaczy wszystko... a Dystrykt Czwarty? To też wiadomo XD) ALE JA WIEDZIAŁAM, ŻE GALE ŻYJE! PO PROSTU TO WIEDZIAŁAM!
    PO PROSTU KOCHAM TEN MOMENT, KIEDY CZYTAM I MOJE PRZECZUCIA OKAZUJĄ SIĘ BYĆ PRAWDĄ! Tak wiem... lepiej, kiedy nas coś zaskoczy, ale kiedy uda mi się zgadnąć co będzie dalej to jestem z siebie strasznie dumna (i takie +10 do pewności siebie XD)
    Wybacz, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale przez cały tydzień nadrabiałam cały poprzedni tydzień w szkole... a w weekend i w sumie w tygodniu trochę też robiłam plakaty :) Obiecuję jednak, że skomentuję też tamten rozdział :D
    WAIT... WHAT?! JAKI EPILOG?! TO JUŻ KONIEC?! JA PŁACZĘ!! WIEDZIAŁAM, ŻE TO WKRÓTCE NASTĄPI, ALE NIE SĄDZIŁAM, ŻE TAK SZYBKO!
    Ale będziesz dodawać jeszcze jakieś posty, prawda? *zapytała z nadzieją*
    Nie zostawisz mnie, prawda? *znów zapytała z nadzieją*

    Ogólnie cieszę się, że życie Katniss i Peety wraca do normy, ale to takie smutne, że to będzie już koniec (zawsze płaczę czytając epilogi, bo wtedy zdaję sobie sprawę, że właśnie skończyłam moją przygodę z jakąś książką, albo serią, albo ff... yh... jak bardzo dziwna jestem?)

    Życzę Ci weny (bo ja wciąż czekam na książkę :D) i duuuużo czasu wolnego :)
    Pozdrawiam
    (zakochana w Finnicku, nieogarnięta, płacząca przy czytaniu epilogów, ta dziwna wariatka, miłośniczka niemiłosiernie długich komentarzy) love dream

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS Wspominałam już kiedyś, że po prostu kocham Twój styl pisania? Bo jest w nim to COŚ i te końcówki... ach! JA WIELBIĘ TAKIE KOŃCÓWKI!

      Usuń
    2. WIEDZIAŁAM, ŻE WIEDZIAŁAŚ, CZYLI BARDZO UWAŻNIE CZYTAŁAŚ, BO WYCHWYCIŁAŚ TE WSZYSTKIE PODPOWIEDZI! 10 PUNKTÓW DLA DYSTRYKTU CZWARTEGO! :D
      Tak, doskonale znam to uczucie! :D
      Wiem, wiem, doczytałam to u Ciebie na końcu rozdziału :D Jakie plakaty? :D Ooo, no to miło :D
      Haha XD Nie spodziewałam się tak wybuchowej reakcji XD Chociaż... czekaj, jednak się spodziewałam XD Niestety, to już koniec :/ Miały być jeszcze trzy rozdziały, ale po pierwsze- nie chciało mi się, po drugie-byłyby denne i beznadziejne, ponieważ byłyby tylko usilnym przeciąganiem Igrzysk Życia :/
      Coś tam się jeszcze pojawi, mogę zrobić jakieś dziwne One Shoty, ale nie będę już wstawiała co tydzień postów :/
      Tak, ja też płaczę i jestem pewna, że będę płakać, gdy będę pisała pożegnanie i podziękowania :( Nie jesteś ani trochę dziwna! :b
      Nie, ale nawet nie masz pojęcia, jak mnie to cieszy i motywuje! :D Bardzo dziękuję! :D
      PiŻW! :D

      Usuń
    3. Jestem z siebie dumna! XD
      To uczucie jest świetne :D
      Bo widzisz... u nas w szkole wybory do SU odbywają się później, żeby pierwszoklasiści mogli już trochę poznać szkołę... no i są teraz... i startuję :D Trzymaj za mnie kciuki!! :)
      Ważne, że będziesz coś wstawiać :D
      A to dobrze, bo już się bałam :D
      Cieszę się, że się cieszysz :D

      Usuń
    4. Aaaa :D No oczywiście, że będę trzymać! :D
      Bedę, będę :D
      Widzisz, nie miałaś czego! :D

      Usuń
    5. Właśnie zdałam sobie sprawę, że już jutro wstawisz epilog... jak ten czas szybko leci... przecież dopiero co był piątek...
      To trzymaj! Wybory do SU już jutro... każde wsparcie mi się przyda!! :)

      Usuń
    6. Tak, dzisiaj się wszystko kończy...
      TRZYMAM! :D

      Usuń

Wiem, że Wam się nie chce komentować moich postów, ale tylko i wyłącznie dzięki temu mogę się dowiedzieć co o nich sądzicie, proszę poświęćcie tę chwilę.
Doceniam to, iż w ogóle to jesteś, jednak proszę zastosuj się do poniższych reguł:
**Czytasz- komentujesz, :D
**Jeżeli chcesz coś skrytykować, to podaj argumenty,
**Nie maskuj głupoty wulgaryzmami,
**Baw się dobrze!