piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział VII

Leżę przytulona do Peety, a on głaszcze mnie po włosach. Ponieważ jest zimno wtuliłam się w niego. Przy nim czuję się bezpieczna. Jestem ciekawa ile już tu jesteśmy. Mogłabym wyjść, ale jeśli gaz dostałby się tutaj umarlibyśmy oboje, czego bardzo nie chcę. Zadziwiające jest to, że jeszcze trzy lata temu chciałam umrzeć, żeby nie męczyć się na arenie, a teraz jestem gotowa zadbać o życie swoje i bliskich osób. Peeta zasnął. Nie jestem pewna czy chcę go budzić, jednak zawsze mam obawę, że zaśnie i nie wstanie.
Całuję go w policzek i przesuwam się, by zobaczyć jego ranę. Bandaż jest cały przesiąknięty, więc zdejmuję go i nakładam nowy. Musi wystarczyć, bo właśnie skończyła się rolka. Patrzę na moją łydkę. Na szczęście opatrunek jest jak nowy. Wstaję i obchodzę cały schron jeszcze raz. Jedyne co w nim widzę to pudełko z jedną tabletką w środku, stolik i apteczka. Podchodzę do materaca i kładę się z powrotem. Nie mam co robić, a jeśli nadal będę siedziała w tych ciemnościach, to oszaleję.
Szturcham Peetę, a on budzi się.
- Coś się stało?- pyta przestraszony.
- Nic się nie stało, smutno mi samej siedzieć, wybacz.
- Dobrze, że mnie obudziłaś.- Mówi i przytula mnie mocno. Ma strasznie zimne ręce. Zdejmuję kurtkę i nas nakrywam. O dziwo nie protestuje. Peeta mnie obraca i teraz moje plecy dotykają ściany. Zauważyłam, że coraz bardziej mi go brakuje. Nie mam pojęcia czy to źle, czy dobrze.
W pewnej chwili zasnęłam, pewnie dlatego, że nie spałam od trzech dni. Gwałtownie wstaję, bo nie ma przy mnie Peety, a w pokoju jest dość jasno.
- Peeta?- pytam cicho, a gdy słyszę za sobą głos, wzdrygam się.
- Tak, Katniss?
Rozglądam się po schronie. Widzę, że zapalił świeczkę i położył moją głowę na swoich kolanach. Świeca stworzyły bardzo romantyczny nastrój. Po oświetleniu schron nie wydaje się być taki straszny. Jeśli zostaniemy tu jeszcze trochę nie będę miała nic przeciwko, ważne, by Peeta przy mnie był.
- Katniss?
- Tak?!- krzyczę, jakbym dopiero teraz się przebudziła.
- Gdzie jesteś?
- Jak to gdzie?
- Ty mi to powiedz.
- Peeta, masz gorączkę?- pytam przerażona. Nie rozumiem, jak można się pytać kogoś kto siedzi obok gdzie on jest?
- Katniss, ze mną jest wszystko w porządku, po prostu wydajesz się jakaś nieobecna. O czym myślisz?
- O tobie.- Mówię bez zastanowienia, a na ustach Peety pojawia się uśmiech.
- Też o tobie często myślę.
Opuszczam głowę i w tym samym momencie Peeta chwyta mnie za podbródek i patrzy mi głęboko w oczy. Próbuję patrzeć gdzie indziej, ale to co robi zmusza mnie do patrzenia się na niego.
- Katniss, masz piękne oczy. Nie spuszczaj głowy- nie słucham go i je zamykam.- Katniss...- nie reaguję.
Nachyla się po czym całuje mnie bardzo delikatnie w usta. Nie chcę, żeby przerywał, więc lekko ciągnę go za koszulę w moją stronę. Przerywam dopiero wtedy, gdy uświadamiam sobie, że bardzo bym chciała, żeby takie chwile zdarzały się częściej. Bez dłuższego zastanowienia zadaję mu pytanie, może trochę nachalne, ale nasze życie nie zmieni się diametralnie, bo i tak przesiadujemy u siebie całymi dniami, a nawet nocami. Dom Peety pełni funkcję przechowawczą. Trzyma tam tylko sztalugi, farby oraz inne rzeczy potrzebne do malowania, lecz to również nie jest problem, gdyż mam trzy niezagospodarowane pokoje.
- Peeta, możesz sprzedać dom i przeprowadzić się do mnie?
Od razu gdy kończę mówić opuszczam głowę ze wstydu. Jak mogłam komuś zadać aż tak bezpośrednie pytanie? Uspokaja mnie myśl, iż to nie jest Ktoś, tylko Peeta. Ten Peeta, który walczył o mnie przez ostatnie cztery lata, ten Peeta, który uratował mi życie w dzieciństwie oraz- co najważniejsze- ten Peeta, który kocha mnie nad wszystko.
Przez chwilę patrzy się na mnie zdziwiony, ale na jego twarzy maluje się szczęście.
- Tak Katniss, co tylko chcesz.
Przytulam się do niego.
- Katniss.
- Hm?
- Jak myślisz, kiedy stąd wyjdziemy?
Przypominam sobie komunikat naszej prezydent.  
- Paylor mówiła coś o dwóch dniach.
- To chyba już.
- Już?!- krzyczę, bo nie mogę uwierzyć, że siedzę tu od dwóch dni.
- Katniss, spałaś bardzo długo.
- Jak to?
- No... ponad dziesięć godzin.
- Skąd to wiesz?
- Mam zegarek.
W tym samym momencie Peeta odsłania rękaw koszuli. Nasze szczęście nie może trwać wiecznie, bo już po chwili cała miła atmosfera wywołana naszymi wyznaniami pryska.
- Peeta, jak mogłeś mi o tym nie powiedzieć?!
- O czym?
- Że masz zegarek! Wiedziałabym, kiedy tu weszliśmy i może już byśmy byli na powierzchni!- zaczynam się nakręcać.
- Peeta, czy ty nie rozumiesz, że już bylibyśmy w domu i nie gnieździlibyśmy się tutaj?!
- Katniss, nie ma powodów do nerwów!- próbuje coś powiedzieć, ale ja go nie słucham.
- Peeta, przed chwilą mi mówiłeś, żebyśmy się nie oszukiwali!
- To nie tak!- odwracam głowę i idę do wyjścia. Peeta zaczyna krzyczeć:
- Katniss, zaczekaj, proszę!- na chwilę się zatrzymuję, ale jestem zbyt zdenerwowana, żeby rozmawiać. Otwieram klapę.
Czuję na twarzy powiew zimnego wiatru. Widzę ludzi, którzy swobodnie chodzą po ulicach i sprzątają ciała zmiechów. Zaczynam żałować tego, co zrobiłam. Nie potrzebnie tak na niego nawrzeszczałam. To nie miało sensu. Peeta jest dla mnie dobry i nigdy by nie zrobił nic, co mogłoby mnie zranić. Moje zdenerwowanie było bezpodstawne. To pewnie od braku tlenu, albo od głodu tak się zachowuję.
Spoglądam za siebie. Peeta wyszedł i zamyka schron. Jego noga wygląda źle, więc mówię do niego, spokojniejszym tonem.
- Pomóc ci dojść do domu?
- Którego?- warczy.
- Jak to którego?- nie mam pojęcia, o czym mówi.
- Mojego, czy twojego?
- Do którego wolisz pójść?- teraz ja warczę. Nagle jego złość zamienia się w smutek.
- Nie musisz mi pomagać, Katniss.
- Chcę.- Oznajmiam.
- Idź do domu, zobacz co u Haymitcha i Sae.
- Nie zostawię cię samego na ulicy.- Widzę w jego oczach błysk, jednak nadal jest smutny.- Peeta, chodź.- Spogląda się na mnie, jakby na coś czekał. Błyskawicznie dopowiadam- Przepraszam. Po prostu źle się czuję.- Próbuję się usprawiedliwić.
Już wiem, że bardzo zraniłam Peetę, bo napływają mu łzy do oczu, odwraca się i kuśtyka w kierunku domu sam. Beze mnie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wiem, że Wam się nie chce komentować moich postów, ale tylko i wyłącznie dzięki temu mogę się dowiedzieć co o nich sądzicie, proszę poświęćcie tę chwilę.
Doceniam to, iż w ogóle to jesteś, jednak proszę zastosuj się do poniższych reguł:
**Czytasz- komentujesz, :D
**Jeżeli chcesz coś skrytykować, to podaj argumenty,
**Nie maskuj głupoty wulgaryzmami,
**Baw się dobrze!