sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział IX .

Gwałtownie się odwracam. Stoi z rozłożonymi ramionami i czeka na mnie. Podchodzę bliżej, bo nie mogę w to uwierzyć.
- Peeta!- krzyczę i biegnę w jego kierunku. Skaczę na niego, a on się przewraca. Siadam na nim i z całej siły walę go otwartą dłonią w pierś.- Idioto, gdzie ty byłeś? Nienawidzę cię, nie rób mi tak!- wyrzucam z siebie.- Peeta, Boże, przepraszam, myślałam, że chcesz się zabić!
Otwiera usta, ale zamykam je pocałunkiem. Przytulam go mocno i nie puszczam. Całuję go tak, że po chwili zaczyna brakować mi tlenu, ale nabieram powietrzę i kontynuuję. Gdy się odrywamy Peeta pomaga mi wstać, łapie mnie w talii i delikatnie unosi.
- Katniss, bo chciałem.- Szepcze cicho.
- Co?!- wrzeszczę zdenerwowana, ale gdy chce się wyrwać, Peeta unosi mnie jeszcze wyżej.
- Ale nie zrobię tego.
- Chciałeś?- pytam rozpaczliwie.
- Chciałem, ale nie zrobiłem tego, bo nie mogłem sobie darować, że Cię tu zostawię samą i że więcej Cię nie zobaczę.
Przytulam się do niego, a on zanosi mnie do domu.
Gdy jesteśmy w środku stawiam nogi na podłodze, ale nadal obejmuję Peetę.
- Katniss, chodź na górę, wszystko ci wytłumaczę.
- Peeta, a co z nogą?
- W porządku. Byłem u lekarza, za nim do ciebie przyszedłem.
Po chwili znajdujemy w pokoju. Peeta siada na krześle, a moja radość nagle zmienia się w złość.
- No?!- ponaglam.
- Odkąd byłem osaczony, w trudnych chwilach do głowy przychodziły mi różne myśli. Po naszej kłótni chciałem się zabić...
- Z powodu zegarka?!- rzucam w niego poduszką, ale on nie zwraca na to uwagi i mówi dalej.
- To nie tak, chodziło o to, jak mnie potraktowałaś. myślałem, że już mnie nie kochasz i nigdy nie kochałaś, że robiłaś to dla ludzi.
- Zegarek, Peeta, zegarek!- próbuję mu uświadomić, że nie było powodu, żebym przestała go kochać.
Druga poduszka trafia go w rękę. Otwieram okno, bo jest duszno.
- Katniss, nie denerwuj się tak, jestem tu, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz, pamiętasz?- pyta jak gdyby nigdy nic.
Chwytam go za koszulę i przyciskam do ściany. Chciałam go uderzyć, ale w porę robi unik, przez co moja dłoń zatrzymuje się na ścianie.
- Katniss!- gdyby wzrok mógł zabijać, Peeta z pewnością leżałby trupem.
- Zabiję cię!- biorę do ręki wazon i w tym samym momencie ktoś mnie za nią chwyta.
- Chłopak dopiero co przyszedł, a ty już go bijesz.- Syczy Haymitch.
Peeta patrzy się na mnie przerażonym wzrokiem, a ja rozprostowuję rękę i odkładam naczynie.
- Już?
- Tak.- Warczę.
Nasz były mentor wreszcie mnie puszcza i wychodzi, ale nie zamyka drzwi, zapewne obawia się, że znowu wpadnę w szał.
- Katniss, co się dzieje?
- Żegnasz się ze mną, a potem znikasz na dwa dni!- znowu podnoszę głos.
- Wiem.- Odpowiada ze skruchą w głosie.
- Peeta, nie rób mi tak, jakbyś umarł, to co by mi zostało?!
- Przepraszam.- Podchodzi do mnie i mnie przytula. Bardzo mi tego brakowało.- Katniss, wybacz.
- Nic...- zawieszam głos. Nie mogę powiedzieć, że nic się nie stało, bo jednak coś się stało- przez chwilę straciłam do niego zaufanie. Na szczęście Peeta w porę się orientuje, że nie chcę tego powiedzieć.
- Nie musisz mnie usprawiedliwiać.
Podchodzę do łóżka, lecz gdy próbuję się położyć, Peeta ruchem głowy wskazuje drzwi i mówi:
- Przejdźmy się.
- Już dzisiaj wystarczająco dużo przebywałam na dworze- uśmiecham się do niego.
- To w takim razie chodźmy do mnie.
- Po co?- pytam zaciekawiona.
- Pomożesz mi się spakować.
- Nie rozumiem, wyjeżdżasz?- Peetę to rozśmiesza.
- No co?
- Nie miałem przypadkiem z tobą zamieszkać?
- Racja.- Przyznaję.
- Katniss.
- Co znowu?
- Ubierz się.- Patrzę się na niego z niedowierzaniem, co powoduje u niego zmieszanie i poprawia się.
- Katniss, bluzka.
Teraz zauważam, że mam na sobie jedynie koszulkę.
Pospiesznie wyciągam sweter i zarzucam go na siebie. Peeta podchodzi zatroskany i mi go zapina. Gdy kończy całuję go w policzek i ciągnę na dół. Omijamy Haymitcha, który właśnie zakłada buty i wychodzimy tylnym wyjściem.
U Peety w mieszkaniu jest bardzo ciepło.
Uważnie przyglądam się każdej rzeczy w jego domu.
- Pójdę po walizki.- Deklaruje, a ja zaglądam do komody.
- Łatwiej będzie przenieść szafkę- żartuję.
- Nie zabieram wszystkich rzeczy, niektóre nawet nie są moje, być może komuś je oddam.
W oko rzuca mi się ciemno zielona aksamitna bluzka na ramiączkach z lekkim złotym paskiem przewiązanym pod biustem
- To, że nie są twoje to wiem, raczej nie nosiłbyś damskich ubrań.
- Katniss, jak chcesz, to weź sobie coś, powinny pasować, chociaż moja mama nie była aż tak zgrabna jak ty.
Przez chwilę zastanawiam się co miał na myśli. Nie uważałam, że jestem ładna, a tym bardziej zgrabna, zawsze gdy na siebie patrzyłam, to widziałam chudą i nie dożywioną dziewczynę.
- Źle bym się czuła, nosząc ubrania po zmarłej osobie, nawet nie wiem, czy zgodziłaby się, żebym je wzięła.
- Tych ubrań nie zakładała.- Mówi i przysuwa bluzkę w moją stronę.
- Akurat.- Komentuję.
- Naprawdę. Ta komoda była przeznaczona, na niepotrzebne rzeczy mojej mamy.
Obydwoje wybuchamy śmiechem.
- Katniss, weź ją, będziesz w niej pięknie wyglądała.
Patrzy się na mnie czule i odchodzi.
Ponieważ długo go nie ma, zaczynam przeglądać zawartość pozostałych szafek. W pewnym momencie zauważam moje zdjęcie. Biorę je do ręki i przyglądam mu się uważnie. Najprawdopodobniej było zrobione podczas Tournée Zwycięzców. Nie mam pojęcia kto je zrobił, ale jestem pewna, że Peeta chciał je mieć. Słyszę kroki, więc pospiesznie je odkładam i zamykam szufladę.
- Nie ma przed tobą nic do ukrycia, oprócz prezentu na imieniny.
- Imieniny?
Jestem zaskoczona, nawet nie pamiętam kiedy mam swoje, a co dopiero Peety.
- Masz ósmego października, prawda?
Chwilę się zastanawiam, ale przypominam sobie, że w październiku mama zawsze przyozdabiała stół- tak obchodziłyśmy imieniny każdej z nas.
- Tak, chyba tak, ale skąd o tym wiesz?
- Całe Panem wie kiedy masz imieniny.
- Jak to?
- Odkąd wygraliśmy informacje o nas rozeszły się po państwie.
- Ale ja nie wiem kiedy ty je masz- mówię ze skruchą w głosie.
- Katniss, wiem, że nie wiesz, bo moje imieniny zawsze były dzień przed Dożynkami, wtedy nikt nie miał czasu się nad tym rozczulać.
- Czemu mi nie powiedziałeś?
- Co miałem ci powiedzieć? Mnie wystarczy, że ty jesteś, to jest najlepszy prezent.
Nie wiem co powiedzieć.
- Katniss, przejrzyj szuflady, o ile już tego nie zrobiłaś, może cos ci spodoba.
- Nie chcę, ta bluzka mi wystarczy.
- Skoro nie chcesz, to nie, ale i tak muszę się ich pozbyć, nie sprzedam domu z ubraniami w pakiecie.- Mówi żartobliwie.
- No dobrze, skoro trzeba...
Odpowiadam i zabieram się za ponowne oglądanie zawartości szafek. Jedyne rzeczy, które mnie interesują to bluzki i spodnie. Nie przepadam za sukienkami, jednak warto mieć jedną w zanadrzu. Ostrożnie wyciągam lekką, beżową sukienkę ściągniętą w pasie. Przerzucam ją przez ramię, a do ręki biorę wcześniej upatrzoną bluzkę.
- Pójdę przymierzyć.- Oznajmiam i wchodzę do łazienki.
Na początku postanowiłam przymierzyć sukienkę, która o dziwo świetnie na mnie leży. Gdyby nie bandaż na łydce byłoby jeszcze lepiej. Na szczęście odzienie nie podkreśla mojego wychudzonego ciała, a wręcz przeciwnie- dodaje mi kobiecych kształtów. Zostawiam mój poprzedni strój i idę na spotkanie z Peetą.
- I jak?- mówię i delikatnie unoszę ręce. Peeta wstaje i patrzy się na mnie, ale nic mówi- Aż tak źle?- lekko przekręcam głowę i mu się przyglądam.
-Jesteś... piękna.- Mówi to dość poważnie, lecz ponieważ nie mogę uwierzyć podchodzę do niego i zaglądam mu głęboko w oczy. Ten błękit jest wręcz uspokajający.
- Naprawdę?
- Tak, Katniss, jesteś przepiękna.- Powtarza i całuje mnie w usta. Inaczej niż zwykle. Mocno i zdecydowanie.
Gdy kończy przez chwile kręci mi się w głowie, ale mówię:
- To może przymierzę jeszcze bluzkę?
- Jak dla mnie, to możesz zostać w tej sukience.
Uśmiecha się do mnie, a ja z powrotem wchodzę do łazienki i przymierzam kolejne ubranie. Wychodzę i znów staję przed Peetą.
- Może być?
- Wyglądasz pięknie, jak zwykle.
Sama się sobie podobam, a to rzadkość, więc uznaję, że nie będę się przebierać.
Kucam przy Peecie i zaglądam do walizki.
- Jakim cudem tak szybko się spakowałeś?
- A kto mówił, że ja się dopiero teraz pakowałem?
Zaskakuje mnie ta odpowiedź. Czyżby już wcześniej zaczął się pakować, bo wiedział, że i tak go przyjmę?
- W takim razie po co tu siedzisz?
- Żeby nie wyglądało, że nic nie robię.
Zaczynamy się śmiać.
- Zapnij je i wywiesimy tabliczkę ,,Na Sprzedaż".
- Katniss, to że wcześniej się przygotowałem na tę okazję, to nie znaczy, że wziąłem wszystkie potrzebne rzeczy.
- Idź.- Wstaje, bierze torbę, pakuje parę rzeczy i kładzie ją przede mną.
-Teraz jestem gotowy.
Rozglądam się. Na podłodze widzę cztery walizki. To chyba dość mało jak na osobę z nieograniczoną liczbą funduszy.
- Wszystko?- upewniam się.
- Tak, ale ty chyba zapomniałaś o swoich rzeczach.
- Poczekaj chwilę.- Zabieram z łazienki moje ubrania, ale przypominam sobie o czymś.- Peeta, co z zawartością komód?
- Jutro je zaniosę na rynek.
- Sprzedasz je?
- Jeszcze nie wiem, muszę się nad tym zastanowić.
- Jeśli pozwolisz, jutro jeszcze popatrzę na niektóre, dzisiaj już nie chcę, jestem zmęczona.
- Oczywiście, że ci pozwolę.
Wychodzę na zewnątrz jednocześnie trzymając Peete, by się nie przewrócił. Dzisiejsza noc jest pochmurna i chyba zbiera się na deszcz.
Zimne powiewy wiatru sprawiają, że Peeta daje mi dodatkową kurtkę.
- Peeta, to tylko paręnaście metrów.
- Tyle wystarczy, by się przeziębić.
Kocham go. Dopiero po tym, czego doświadczyłam przez te trzy lata jestem w stanie to zrozumieć, że nie wyobrażam sobie życia bez niego. Nie umiem nie umiejscowić Peety w przyszłości.
W moim domu jest zimno, co da się zauważyć, bo gdy tylko opuściliśmy teren domu Peety, temperatura gwałtownie się zmniejszyła.
Gdy jesteśmy w domu, Peeta staje na środku przedpokoju i mówi:
- Katniss, mam jeden warunek.
- Jaki?
- Od dzisiaj będziemy palić w kominku.
- Skoro chcesz.- Przytulam go. Osobiście dopilnuję, żeby każdy dzień tak wyglądał.


piątek, 17 kwietnia 2015

Rozdział VIII

Stoję bezwładnie na ganku. Nie widziałam Peety, myślę, że jeszcze nie wrócił. Jest zimno, więc, czekam jeszcze chwilę, ale ponieważ nikogo nie widzę wchodzę do środka. W powietrzu czuć zapach mięsa, więc krzyczę:
- Jest tu ktoś?!
- Tak, Katniss, wchodźcie!- krzyczy Sae i w tym samym momencie coś się we mnie łamie. Zawsze chodziłam wszędzie z Peetą, a dzisiaj nawet nie wiem gdzie on jest. Nie mogę obwiniać śliskiej Sae, o to, że nie wie, że jestem sama. Zdejmuję buty i kurtkę, a następnie zaglądam do kuchni. Na patelni smaży się mięso, które jest tak małe, że na pewno należało do wiewiórki. Siadam przy stole, na którym są trzy nakrycia. Ubogi posiłek, lecz taki właśnie mi wystarcza.
- Sae, dzisiaj Peety nie będzie z nami.- Sae odwraca się jakby chciała coś powiedzieć, ale za pewne domyśla się po mojej minie, że nie chcę o tym rozmawiać, więc tylko kiwa głową i zabiera trzecie nakrycie. Cały czas nie rozumiem po co ja to zrobiłam. Nie powinnam się kłócić z Peetą o takie błahostki. Ile razy on mnie uspokajał, żebym nie zaczęła się denerwować. Jeśli znowu zrobię coś głupiego, znowu zranię Peetę i przy okazji siebie, to nie wiem jak to się skończy. Czyżby ,,nieszczęśliwi kochankowie" mogliby się rozpaść w przyszłości przeze mnie?
- Katniss, masz zamiar to jeść?- wyrywa mnie głos śliskiej Sae.
- Tak- odpowiadam krótko i zabieram się za jedzenie kolacji.
- Gdzie byłaś podczas ataku zmiechów?
- Do długa historia.- Mówię wymijająco.
- Jak nie chcesz, to nie mów.- Uśmiecha się do mnie.
- Dziękuję.
Dokańczam jedzenie i żegnam się z Sae. Wchodzę po schodach. Po drodze mijam obrazy, które namalował Peeta, co jeszcze bardziej mnie dobija.
Gdy jestem w łazience odkręcam korbkę, a do wanny wlewa się ciepła woda. Zdejmuję ubrania i wchodzę do niej. Kładę się. Lekka pianka pachnąca lawendom pomaga mi się odprężyć. Przypominają mi się jedne z milszych chwil spędzonych w Kapitolu. Słyszę, że ktoś wchodzi do domu. Momentalnie wyskakuję z wanny wycieram się, zakładam koszulę nocną i zbiegam po schodach. Niestety- to Haymitch. Mając nadzieję, że mnie nie widział po cichu wchodzę z powrotem na górę. Chcę być z Peetą, albo sama.
Kręcę się dookoła łóżka, bo nie mam pojęcia czy chce mi się spać. Otwieram okno. W domu na przeciwko pali się światło. Peeta wrócił. Siadam na parapecie i patrzę się gwiazdy. Noc jest zimna i bezchmurna. Ciszę zagłusza pukanie.
- Proszę!
Drzwi się otwierają i wchodzi mój były mentor.
- Cześć, Skarbie.
- Cześć.
- Widziałem Peetę, jest strasznie smutny, powiesz mi co się stało?- mówi i opiera się o parapet, na którym siedzę. Patrzę się na niego otępiało, ale odzywam się:
- Pokłóciłam się z nim, o to, że nie powiedział mi o zegarku.
- Jakim zegarku?- pyta dociekliwie, jednak widzę, że jest wyraźnie rozbawiony.
- To nie jest śmieszne. Po prostu coś mi odbiło i zdenerwowałam się na Peetę, o to, że mi nie powiedział, że ma zegarek.
- O to się pokłóciliście?- Haymitch najwyraźniej nie może w to uwierzyć.
- Wydaje mi się, że nie chodziło o zegarek, tylko o to jak go potraktowałam.
- Mogę jakoś pomóc?
- Raczej nie, ale dzięki.
Całuje mnie w czoło i wychodzi. Przez chwilę poczułam, że Haymitch w jakimś stopniu zastępuje mi ojca. Co prawda nikt i nic nie zastąpi mi mojego taty, ale może chociaż będę miała kogoś z kim będę mogła porozmawiać. Od razu odrzucam tą myśl, ponieważ przypomina mi się obraz pijanego Haymitcha, co przyprawia mnie o mdłości. W sypialni Peety zapala się światło, a ja zeskakuję z parapetu, by mnie nie zobaczył.
Otulam się kołdrą i próbuję zasnąć, co nie jest łatwe. Gdy na chwilę przysypiam śnią mi się Prim i Cinna. Budzę się z krzykiem i panicznie zaczynam szukać kogoś, kto zawsze przy mnie był, kogoś, na kim mi najbardziej zależy, jednak jedyne co widzę to kołdrę, która leży na podłodze. Wciągam ją z powrotem i w pewnym momencie słyszę tłuczone szkło. Gwałtownie się podnoszę i wyglądam przez okno. Nie widzę nic oprócz przebierającego się Peety. Kucam i przypatruję się mu. Wychodzi z pokoju i już za chwilę stoi przed drzwiami wyjściowymi z jakąś torbą. Zmierza w kierunku mojego domu, a gdy znajduję się dokładnie pod oknem, przez które wyglądam kładę się i udaję, że śpię. Po chwili do moich uszu dociera odgłos metalu, jaki wydaje jego noga. Zamykam oczy i odwracam się twarzą w kierunku ściany.
Peeta siada na moim łóżku i łapie mnie za rękę.
- Katniss, wiem, że pewnie śpisz, ale przyszedłem się pożegnać.- Zaczyna prawie niesłyszalnym głosem.- Jesteś silna, wiem, że sobie poradzisz. Jutro za pewne już mnie nie będzie, ale pamiętaj, że ja zawsze będę cię kochać i zawsze będę przy tobie.
Nie mam pojęcia czy Peeta zwariował, czy nie, ale to ewidentnie brzmi jak pożegnanie. Serce zaczyna mi bić mocniej, ale nie mogę pokazać mu, że nie śpię.- Katniss, masz klucze do mojego domu. Możesz z nim zrobić co zechcesz.
O czym on mówi? Słyszę w jego głosie niewyobrażalny ból.
- Być może będę tego żałował, ale wiem, że kiedyś się tam spotkamy. Przepraszam.- Kończy i wychodzi.
Boże, o czym on mówił, gdzie mamy się spotkać? Co ja narobiłam? Wyglądam zza okna i widzę Peetę, który wchodzi do domu. Wyciągam z szuflady ubrania i patrzę na zegarek. Jest czwarta nad ranem. Ubieram się i biorę szybką kąpiel. Ponieważ na dworze jest już jasno. Podchodzę do telefonu i wybieram numer do mojej mamy.
- Katniss?- słyszę zdziwiony głos. Sama jestem zdziwiona, że zadzwoniłam i że w ogóle odebrała.
- Tak, cześć mamo.
- Cześć, jak sobie radzisz?
- Źle, mamo nie wiem co zrobić. Nikogo nie ma w domu, nie mam kogo się zapytać o radę, a przed chwilą był u mnie Peeta i się ze mną żegnał.
- Katniss, o czym ty mówisz?
- Nie wiem, boję się.- Odpowiadam z drżeniem głosu.
- Spokojnie, powiedz mi co się stało.
- Pokłóciłam się z Peetą, a on dzisiaj przyszedł się pożegnać.
- Co powiedział? Czemu go nie zatrzymałaś?
- Powiedział, że gdzieś idzie i że kiedyś się tam spotkamy, ja nie chcę, żeby wyjechał- mówię bezradnie i ledwo powstrzymuję się od płaczu.
- Katniss, czemu go nie zatrzymałaś?- powtarza.
- Bo udawałam, że śpię.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze, powiedz mi dokładnie, co ci mówił.
- Mówił, że zawsze będzie przy mnie i będzie mnie kochał, i że być może będzie tego żałował, ale wie, że się spotkamy.
Cisza.
- Mamo?
- Jestem, ale się zastanawiam.
Po paru minutach odzywa się:
- Katniss?
- Tak?
- Idź do niego szybko.- Ponagla.
- Czemu?
- Czy Peeta po osaczeniu nie miał jakichś samobójczych myśli?
- Mamo, o czym ty mówisz?- pytam przerażona.
- Katniss, musisz być spokojna, po prostu to pożegnanie brzmiało jakby...- zawiesza głos.
- Jakby co?!- krzyczę.
- Jakby się z tobą żegnał na zawsze.- Mówi powoli, żebym zrozumiała.
- Czy ty myślisz, że Peeta będzie chciał się zabić?
- Tego nie mówię, ale warto to sprawdzić.
- Pa, kocham cię.
Pospiesznie zakładam buty i biorę zapasowe klucze do domu Peety.
Wchodzę i bez zastanowienia przebiegam całe mieszkanie- nie ma go. Zaczynam panikować. Przechodzę cały dom jeszcze raz, bardzo powoli. Widzę, że tylne drzwi są uchylone, więc wychodzę na zewnątrz. Rozglądam się i dostrzegam świeżo wydeptaną ścieżkę. Po cichu idę po wyznaczonej trasie. Niestety przez kałuże ślady się urywają. Co Peeta sobie myślał? Nie pozwolę mu umrzeć. Nie po to walczyłam o niego przez te trzy lata.
Nagle dostrzegam rzuconą w krzaki kurtkę, która daje mi nadzieję, na odnalezienie Peety. Podchodzę do niej bliżej i nagle moja nadzieja znika. Kurtka jest zakrwawiona.
- Peeta!- krzyczę i klękam na ziemi. Nie wyobrażam sobie dalej bez niego żyć. Musi być ratunek. Przez głowę przechodzą mi najczarniejsze myśli. Peeta nie zginie, nie może.
Trzymam bezradnie kurtkę i krążę wokół drzewa. Być może jeszcze jest szansa, że odnajdę go. Rozglądam się, ale nie widzę kompletnie nic, oprócz drzew i krzewów. Wyciągam z kieszeni perłę i ściskam ją mocno. Teraz widzę, że wybiegłam z domu w samej bluzce i spodniach. Nie mam przy sobie nawet łuku. Przechodzę obok jeziora, przy którym siedziałam z Peetą. Siadam na kamieniu i przykładam perłę do ust. Robię dokładnie to samo z w trzynastce. Zaciskam oczy. Chcę być jak najdalej stąd. Muszę pomyśleć o czymś przyjemnym, o czymś co zajmie mnie choć na chwilę. Chowam prezent od Peety i wbijam palce w piasek. Nabieram garść i przesypuję go z ręki do ręki, póki cały nie spadnie na ziemie. To nie może być prawda. Nie chcę, żeby to była prawda. Nie wyobrażam sobie życia bez niego, ani teraz, ani za dwadzieścia lat. Jeśli ma umrzeć, to ja umrę razem z nim. Póki co nie mogę się poddać. Jeśli znajdę Peetę nie żywego, dopiero wtedy będę myśleć nad przyszłością.
Te myśli dodają mi otuchy, wstaję i wracam do miejsca gdzie znalazłam kurtkę. Zahaczam twarzą o parę gałęzi, ale nie czuję bólu. O dziwo kurtki nie ma, jest tylko mokra plama na pniu, na której wisiała. Dotykam drzewa. Ktoś był tu nie dawno, jest szansa, że tym kimś był Peeta. Wącham rękę i na szczęście nie czuję krwi. To najprawdopodobniej woda. Uświadamiam sobie, że przecież od kurtki nie śmierdziało krwią. Była tylko czerwona. Odrzucam myśl, że mógł malować, bo po co przychodzić do lasu? Idę za śladami wody i znów docieram do jeziora. Bezwładnie chodzę po plaży. Nie mam pomysłu nad odnalezienie go. Muszę pogodzić się z myślą, że nigdy już nie będzie przy mnie. Postanawiam zawrócić.
Za nim doszłam do domu zdążyło się ściemnić- po drodze pytałam się wszystkich o Peetę.
Wchodzę do środka, ale nikogo nie widzę, więc kroję chleb, nalewam sobie wodę do kubka i idę na górę. Przeżuwam kromkę bardzo powoli, jakby to miałby być ostatni posiłek w moim życiu. Chleb. Wszystkie moje myśli zajmuje Peeta. Widzę go w obrazach, w perle, a nawet w chlebie. To jest moja wina, jak zwykle. Zawsze jak mnie poniesie, to mówię coś, czego później żałuję.
Kładę się na parapecie i patrzę na gwiazdy. Nie obchodzi mnie czy spadnę, równie dobrze mogłabym znowu uczestniczyć w głodowych igrzyskach. Ponieważ jest zimno zamykam okno i wyciągam łuk spod łóżka. Wychodzę na dwór. Tej nocy i tak bym spokojnie nie przespała.
Spaceruję po mieście. Tylko w nielicznych domach można zobaczyć światła- reszta zapewne śpi. Zimne powiewy wiatru są orzeźwiające. Jak byłam mała lubiłam taką jesienną pogodę. Patrzę na wielki zegar w centrum i widzę, że dochodzi ósma. Kręcę się dookoła placu, ale to i tak nie ma sensu. Wracam i dzwonię do mamy. Ostatnio nie mam nikogo, kogo mogłabym się poradzić. Nigdy wcześniej do niej nie dzwoniłam, bo miałam Peetę.
- Halo?- mówi.
- Cześć.- Odpowiadam krótko.
- Katniss, czy Peeta...
- Nie wiem gdzie jest!- krzyczę znów bez potrzeby.
- Nie znalazłaś nic, co wskazywałoby co się z nim dzieje?
- Oprócz kurtki nic.
- Jakiej kurtki?
- Nie wiem, znalazłam jakąś kurtkę, która jak mi się wydawało była zakrwawiona, lecz nie była.
- Należała do Peety?
- Tak, to raczej była jego kurtka.
- Katniss, co z nią zrobiłaś?- pyta dociekliwie, jakby coś zaczynała kojarzyć.
- Odłożyłam, a gdy wróciłam już jej nie było.
- Przeszukałaś okolicę?
- Tak!- jestem poirytowana, przecież to oczywiste, że przeszukałam.
- Nie umiem ci pomóc na odległość, zadzwoń jak się czegoś dowiesz.
- Dobrze.- Chcę odłożyć słuchawkę, gdy nagle słyszę głos mamy.
- Katniss!
- Tak?
- Obiecaj, że oddzwonisz.
Ostatnio moje obietnice mi nie wychodzą, ale mówię:
- Obiecuję, dobranoc.- Odkładam słuchawkę i idę do sypialni.
Siadam na fotelu i zamykam oczy. W pewnym momencie zasypiam i budzę się rano. To była pierwsza przespana noc, bez Peety. Czyżbym się odzwyczajała od niego, albo co gorsza nie potrzebowała go? Nie na pewno nie, bo od razu po tym jak wstałam zaczęłam płakać jak dziecko, co było dziwne bo nigdy nie płakałam. Jedyne co przytrzymuje mnie przy zdrowych zmysłach, to świadomość, iż jeszcze nie jest za późno.
Od paru godzin wykonuję te same czynności. To staje się monotonne. Siadam na parapecie i obserwuję co się dzieje.
Zwierzęta zbierają zapasy na zimę, ptaki odlatują. Zapewne muszę dziwnie wyglądać, bo ludzie, którzy przechodzą obok patrzą się na mnie jak na odmieńca. Nie dziwie się im. Siedzę teraz w samej koszuli nocnej, a na dworze jest co najmniej minus pięć stopni.
Nagle do moich uszu dociera głos Haymitcha.
- Do cholery, gdzie ty byłeś?
Nie widzę go, ale wiem, że rozmawia z kimś niedaleko domu. Osoba, do której skierowana była ta wypowiedź odpowiada mu, jednak mówi to tak cicho, że nie jestem w stanie usłyszeć kto, ani co mówił. Zakładam spodnie, zarzucam kurtkę i schodzę na dół w kapciach.
Omijam Sae i uchylam drzwi, przez które wchodzi Haymitch.
- Cześć.- mówi krótko, ale widzę w jego oczach coś w rodzaju ulgi.- Idź, przewietrz się.- dopowiada po chwili.
Nie wiem o co mu chodzi, ale być może chce się mnie pozbyć. Wychodzę na dwór i idę w kierunku miasta. Mogłabym pójść szukać Peety, ale straciłam nadzieję. Po drodze zbliżam się do grupki ludzi, którzy najwyraźniej mnie nie zauważają, bo rozmawiają dalej. W pewnym momencie pada imię Peeta i natychmiast odchodzę.
Ponieważ jest mi strasznie zimno spoglądam na stopy. No tak, nie wzięłam butów. Zawracam, a w tym samym momencie słyszę za sobą głos:
- Nie przywitasz się?

piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział VII

Leżę przytulona do Peety, a on głaszcze mnie po włosach. Ponieważ jest zimno wtuliłam się w niego. Przy nim czuję się bezpieczna. Jestem ciekawa ile już tu jesteśmy. Mogłabym wyjść, ale jeśli gaz dostałby się tutaj umarlibyśmy oboje, czego bardzo nie chcę. Zadziwiające jest to, że jeszcze trzy lata temu chciałam umrzeć, żeby nie męczyć się na arenie, a teraz jestem gotowa zadbać o życie swoje i bliskich osób. Peeta zasnął. Nie jestem pewna czy chcę go budzić, jednak zawsze mam obawę, że zaśnie i nie wstanie.
Całuję go w policzek i przesuwam się, by zobaczyć jego ranę. Bandaż jest cały przesiąknięty, więc zdejmuję go i nakładam nowy. Musi wystarczyć, bo właśnie skończyła się rolka. Patrzę na moją łydkę. Na szczęście opatrunek jest jak nowy. Wstaję i obchodzę cały schron jeszcze raz. Jedyne co w nim widzę to pudełko z jedną tabletką w środku, stolik i apteczka. Podchodzę do materaca i kładę się z powrotem. Nie mam co robić, a jeśli nadal będę siedziała w tych ciemnościach, to oszaleję.
Szturcham Peetę, a on budzi się.
- Coś się stało?- pyta przestraszony.
- Nic się nie stało, smutno mi samej siedzieć, wybacz.
- Dobrze, że mnie obudziłaś.- Mówi i przytula mnie mocno. Ma strasznie zimne ręce. Zdejmuję kurtkę i nas nakrywam. O dziwo nie protestuje. Peeta mnie obraca i teraz moje plecy dotykają ściany. Zauważyłam, że coraz bardziej mi go brakuje. Nie mam pojęcia czy to źle, czy dobrze.
W pewnej chwili zasnęłam, pewnie dlatego, że nie spałam od trzech dni. Gwałtownie wstaję, bo nie ma przy mnie Peety, a w pokoju jest dość jasno.
- Peeta?- pytam cicho, a gdy słyszę za sobą głos, wzdrygam się.
- Tak, Katniss?
Rozglądam się po schronie. Widzę, że zapalił świeczkę i położył moją głowę na swoich kolanach. Świeca stworzyły bardzo romantyczny nastrój. Po oświetleniu schron nie wydaje się być taki straszny. Jeśli zostaniemy tu jeszcze trochę nie będę miała nic przeciwko, ważne, by Peeta przy mnie był.
- Katniss?
- Tak?!- krzyczę, jakbym dopiero teraz się przebudziła.
- Gdzie jesteś?
- Jak to gdzie?
- Ty mi to powiedz.
- Peeta, masz gorączkę?- pytam przerażona. Nie rozumiem, jak można się pytać kogoś kto siedzi obok gdzie on jest?
- Katniss, ze mną jest wszystko w porządku, po prostu wydajesz się jakaś nieobecna. O czym myślisz?
- O tobie.- Mówię bez zastanowienia, a na ustach Peety pojawia się uśmiech.
- Też o tobie często myślę.
Opuszczam głowę i w tym samym momencie Peeta chwyta mnie za podbródek i patrzy mi głęboko w oczy. Próbuję patrzeć gdzie indziej, ale to co robi zmusza mnie do patrzenia się na niego.
- Katniss, masz piękne oczy. Nie spuszczaj głowy- nie słucham go i je zamykam.- Katniss...- nie reaguję.
Nachyla się po czym całuje mnie bardzo delikatnie w usta. Nie chcę, żeby przerywał, więc lekko ciągnę go za koszulę w moją stronę. Przerywam dopiero wtedy, gdy uświadamiam sobie, że bardzo bym chciała, żeby takie chwile zdarzały się częściej. Bez dłuższego zastanowienia zadaję mu pytanie, może trochę nachalne, ale nasze życie nie zmieni się diametralnie, bo i tak przesiadujemy u siebie całymi dniami, a nawet nocami. Dom Peety pełni funkcję przechowawczą. Trzyma tam tylko sztalugi, farby oraz inne rzeczy potrzebne do malowania, lecz to również nie jest problem, gdyż mam trzy niezagospodarowane pokoje.
- Peeta, możesz sprzedać dom i przeprowadzić się do mnie?
Od razu gdy kończę mówić opuszczam głowę ze wstydu. Jak mogłam komuś zadać aż tak bezpośrednie pytanie? Uspokaja mnie myśl, iż to nie jest Ktoś, tylko Peeta. Ten Peeta, który walczył o mnie przez ostatnie cztery lata, ten Peeta, który uratował mi życie w dzieciństwie oraz- co najważniejsze- ten Peeta, który kocha mnie nad wszystko.
Przez chwilę patrzy się na mnie zdziwiony, ale na jego twarzy maluje się szczęście.
- Tak Katniss, co tylko chcesz.
Przytulam się do niego.
- Katniss.
- Hm?
- Jak myślisz, kiedy stąd wyjdziemy?
Przypominam sobie komunikat naszej prezydent.  
- Paylor mówiła coś o dwóch dniach.
- To chyba już.
- Już?!- krzyczę, bo nie mogę uwierzyć, że siedzę tu od dwóch dni.
- Katniss, spałaś bardzo długo.
- Jak to?
- No... ponad dziesięć godzin.
- Skąd to wiesz?
- Mam zegarek.
W tym samym momencie Peeta odsłania rękaw koszuli. Nasze szczęście nie może trwać wiecznie, bo już po chwili cała miła atmosfera wywołana naszymi wyznaniami pryska.
- Peeta, jak mogłeś mi o tym nie powiedzieć?!
- O czym?
- Że masz zegarek! Wiedziałabym, kiedy tu weszliśmy i może już byśmy byli na powierzchni!- zaczynam się nakręcać.
- Peeta, czy ty nie rozumiesz, że już bylibyśmy w domu i nie gnieździlibyśmy się tutaj?!
- Katniss, nie ma powodów do nerwów!- próbuje coś powiedzieć, ale ja go nie słucham.
- Peeta, przed chwilą mi mówiłeś, żebyśmy się nie oszukiwali!
- To nie tak!- odwracam głowę i idę do wyjścia. Peeta zaczyna krzyczeć:
- Katniss, zaczekaj, proszę!- na chwilę się zatrzymuję, ale jestem zbyt zdenerwowana, żeby rozmawiać. Otwieram klapę.
Czuję na twarzy powiew zimnego wiatru. Widzę ludzi, którzy swobodnie chodzą po ulicach i sprzątają ciała zmiechów. Zaczynam żałować tego, co zrobiłam. Nie potrzebnie tak na niego nawrzeszczałam. To nie miało sensu. Peeta jest dla mnie dobry i nigdy by nie zrobił nic, co mogłoby mnie zranić. Moje zdenerwowanie było bezpodstawne. To pewnie od braku tlenu, albo od głodu tak się zachowuję.
Spoglądam za siebie. Peeta wyszedł i zamyka schron. Jego noga wygląda źle, więc mówię do niego, spokojniejszym tonem.
- Pomóc ci dojść do domu?
- Którego?- warczy.
- Jak to którego?- nie mam pojęcia, o czym mówi.
- Mojego, czy twojego?
- Do którego wolisz pójść?- teraz ja warczę. Nagle jego złość zamienia się w smutek.
- Nie musisz mi pomagać, Katniss.
- Chcę.- Oznajmiam.
- Idź do domu, zobacz co u Haymitcha i Sae.
- Nie zostawię cię samego na ulicy.- Widzę w jego oczach błysk, jednak nadal jest smutny.- Peeta, chodź.- Spogląda się na mnie, jakby na coś czekał. Błyskawicznie dopowiadam- Przepraszam. Po prostu źle się czuję.- Próbuję się usprawiedliwić.
Już wiem, że bardzo zraniłam Peetę, bo napływają mu łzy do oczu, odwraca się i kuśtyka w kierunku domu sam. Beze mnie.