piątek, 5 lutego 2016

Rozdział XXXIII

Duszę się. Nie mogę złapać powietrza. To chyba mój rychły koniec. Mam problem z ruszaniem kończynami. Po chwili zaczynam się krztusić, jednak żelazny uścisk na ramieniu nie puszcza. Zaczyna piec mnie w gardle, oczy mnie bolą, a w dodatku nie mogę się ruszyć, do góry ciągnie mnie dziwna siła. Próbuję zaczerpnąć powietrza, przez co jeszcze bardziej pogarszam swoją sytuację. Czuję, że kostka w coś mi się wplątała. Macki wciągają mnie w bezkresną otchłań, jednak widmo nadal próbuje mnie podratować. W momencie, gdy zaczynam myśleć, że zaraz umrę, chłodny wiatr przywraca mnie do rzeczywistości. Mięśnie mi tężeją na zimnie. Otwieram usta i łapczywie wdycham powietrze. Szybko mrugam oczami, by dać mózgowi znak, że już koniec zmyślania. Mimo tego czuję, że substancja ścieka po moich włosach, a ja nie mam nawet pojęcia o co chodzi. Ktoś szarpie mnie mocno za rękę, a za chwilę coś bardzo szorstkiego ociera się o moje uda. Uderzam głową o kamień, ale nie tracę przytomności.
Dziewczyna chwyta mnie za ręce i potrząsa mną z całej siły.
-Hej, ciemna maso! Nie pora na spanie!
Otwieram usta, by coś powiedzieć, ale przyciska moje nadgarstki do ściany.
-Siedź cicho.
Warczy. Słyszę parę plusków i zaczyna do mnie docierać co się dzieje. Przede wszystkim zastanawiam się skąd wzięła się tu Johanna. Czy to możliwe, że coś o tym wszystkim wiedziała i przyczyniła się do wydostania się z Kapitolu? Woda napływa mi do oczu, a nie mam jak ich przetrzeć, ponieważ ona wszystko blokuje.
-Jo...
-Zamknij się i chodź.
Komenderuje. Od razu milknę. Wyślizguje się za skałę, a ja za nią. Utykam na jedną nogę, jednak ona nie ma skrupułów i każe się podnieść. Słyszę krzyk, potem drugi, trzeci i czwarty. Odwracam się, lecz Johanna szarpie mnie za ręce.
-Nie mamy czasu!
Niemal się na mnie wydziera. Zbieram się na odwagę i choć ręce mi drżą, ciągnę ją w swoją stronę, by się na mnie spojrzała.
-Co się dzieje? Skąd Ty się tu wzięłaś?!
Wyrzucam chrapliwym głosem.
-Potem...padnij!
Nie wiem po co to mówi, bo nim zdążę zareagować, rzuca mną w krzaki. Siada obok i przyciska dłoń do ust. Korzystając z chwili wytchnienia, rozcieram biodro, na które z impetem upadłam. 
Johanna rzuca mi karcące spojrzenie. Momentalnie przestaję, choć w rzeczywistości zwijam się z bólu. Ni stąd, ni zowąd zaczynam czuć mocne drapanie w gardle. Z trudnością przełykam ślinę i uspokajam się, tym, że to na pewno przez zachłyśnięcie się wodą. Johanna wyskakuje z krzaków, wciągając w nie jakiegoś mężczyznę. Wyjmuje z kieszeni strzałkę i wbija ją w jego ramie, nim ten zdąży się zorientować w sytuacji. Na wszelki wypadek skręca mu kark, po czym zaczyna zdejmować opancerzenie. Dostaję ochronę na przedramiona i kolana, a sama zakłada lekko za duży pancerz na tułów. Daje mi do rąk pistolet, po czym wstaje.
-No, ciemna maso, czas się zbierać.
Spoglądam na trupa i bez wahania oddalam się od niego na parę kroków. Kucamy przy skałkach i obserwujemy przegrupowującą się gromadę.
-Lepiej stąd pójdźmy.
Proponuję. Zanim jednak to następuje zaczynam kasłać tak mocno, iż mam wrażenie, że zaraz wypluję płuca.
-Ej, wszystko dobrze?
Dopytuje się. Odsuwam ją od siebie, na znak, że nie jest źle, lecz kolejny atak kaszlu zaprzecza temu. Nerwowo spogląda na mężczyzn, którzy zaczynają zbliżać się do nas.
-Postaraj się nie kasłać.
Niby mówi to ostentacyjnie, lecz w jej głosie wyczuwam nutę troski. Chyba nie wyglądam najlepiej, skoro nawet ją to poruszyło.
Johanna jest tu, razem ze mną. Peeta jest...
-Gdzie Peeta?
Patrzy na mnie z wyrzutem.
-Nic mu nie jest.
Szepcze nerwowo. Kiwam głową, starając skupić się wyłącznie na obecnej sytuacji. Najpierw się wydostanę, potem będę myśleć co dalej. Nie potrafię! Nie umiem! Nie mogę... Ronię łzę, która spływa niczym sopel lodu po moim policzku. Johanna łapie mnie za rękę, a ją ściskam tak mocno, jakbym chciała wyłamać jej palce. Robię to tylko po to, by nie stracić równowagi, gdy wstaniemy, oraz po to, żeby wysiłkiem sprowokować umysł do myślenia o przetrwaniu.
Jesteśmy w niebezpieczeństwie, ścigają nas... Kto? Otrząsam głową, przeszukuję myśli, jednak mam problemy ze skupieniem. Może to przez gorączkę?
-Teraz.
Słyszę. Robię jeden, chwiejny krok do przodu, potem drugi, trzeci, czwarty i omal się nie wywracam. Jęczę z bólu, a zamiast troski i współczucia, natykam się na wepchnięcie szmaty w usta. To chyba jakaś chustka, bo nie jest za duża, ale za to bardzo skuteczna. Od razu się przymykam.
Nie podoba mi się zgrzyt, jaki wydaje moja stopa, ale chyba jestem skazana dotrwanie do końca.
Mało orientuję się w sytuacji, obraz mi się rozmazuje, prawie nic nie słyszę i w dodatku raz mi gorąco, a raz zimno. Johanna oddaje strzał i dopiero teraz zaczyna się porządna krwawa jatka, a przynajmniej tak wnioskuję po jej reakcjach. Każe mi się wycofać i iść przed siebie, mówi, że sobie poradzi, więc oddaję pistolet i ruszam.
Niestety, nie radzę sobie bez niej za dobrze, zważywszy na to, iż nogi mi się plączą. Widząc to wkłada rękę pod moją pachę i próbuje ciągnąć za sobą, lecz to, w połączeniu z samoobroną, unikaniem strzałów przeciwnika skutkuje klęską. Stajemy się łatwym celem, mięsem armatnim i w dodatku. Kula grzęźnie w moim ramieniu, a ja wrzeszczę. Johanna też zostaje ranna, w brzuch. Ledwo udaje nam się schować w jakimś dole, zanim kompletnie nas podziurawią. Cała krew odpływa nam z twarzy, panicznie próbujemy zatamować krwotok. Dzięki pancerzowi, nie doznała poważnych obrażeń, jest jednak bardzo mocno poobijana i ranna. Jak się okazuje, oberwała również w nogę, tuż przy tętnicy udowej. Wystarczy jeden rzut okiem na moją rękę, bym zwymiotowała. Zwracam ostanie resztki jedzenie, jakie zjadłam od paru dni.
-Już niedaleko.
Pokrzepia nas Johanna. Nie wychodzi jej to dobrze, gdyż jednocześnie ledwo powstrzymuje łzy i wbija paznokcie w spód dłoni. Nagle podlatuje do góry, z taką szybkością, że zaczyna kręcić mi się w głowie. Cofam się, by zobaczyć co ją porwało.
Mężczyzna górujący nade mną i wzrostem i siłą trzyma ją niczym szmacianą lalkę. Wierci się, ale nic z tego. Chowam twarz dłoniach, wiedząc, że po nas. Nic nie zdziałam. Ona tym bardziej, ale jest pewna rzecz co mnie dziwi, gdy na chwilę rozchylam palce. Nie jest przerażona i stoi na ziemi. Ostrożnie się przysuwam, kiedy sama zostaję uniesiona. Stawia mnie. Od razu chwytam się ręki Johanny, która wywraca oczami.
-Dopiero teraz?
Mówi z przekąsem.
-Nie mogliśmy pojawić się wcześniej, zostaliśmy poinformowani niedawno.
Przemawia oficjalnym głosem.
-Całe Panem wiedziało, a Wy nie?
Przybiera ironiczny ton.
-Wiele byśmy ryzykowali, gdybyśmy się zapuścili w las, nie znając ich namiarów. Panna Everdeen miała duże szczęście, że się nie zgubiła. To największa i najbardziej zalesiona część Siódemki.
-Panna Everdeen miała duże szczęście, że ją znalazłam.
Odgryza się. Kładzie duży nacisk na ostatnie słowo.
-Oczywiście.
Mówi uprzejmie i zaraz potem drze się na całe gardło:
-Schwytać ich!
Duża grupa żołnierzy w zgniło-brązowych mundurach wyskakuje dosłownie z każdej części lasu. Nowi Strażnicy Pokoju, domyślam się. Po zwycięstwie, wcześniejszych wsadzono do fabryk, gdzie spędzą resztę życia i ustalono nowe zasady, z nowymi ludźmi. Myślę, że walka jest przesądzona, jednak zaczyna się ich pojawiać coraz więcej i więcej, więc wraz z Johanną gwałtownie się odwracamy idziemy w stronę osady.
Nerwowo odwracamy głowy, co jakiś czas, choć i tak nam nic nie grozi. W pewnym momencie padam na ziemię przygnieciona nieziemską siłą.
-Kosogłos przestał latać?
Dociera do mnie chrapliwy głos. Czuję coś mokrego na twarzy, podejrzewam, że to ślina. Rzucam okiem na Johannę. Dźwiga się, ale wystarczy jeden celny cios pięścią w brzuch, by się przewróciła. Słyszę dźwięk metalu, widzę błysk i domyślam się, że to nóż.
-Zaraz już nigdy nie zaśpiewa...
Głos chłopaka wydaje, że jest niemal zadowolony. Ma zafarbowane włosy na bardzo jasny blond i jest na oko, w moim wieku. Z pewnością należy do tamtej ekipy. Zaciskam pięści i z całej siły, mocno uderzam go głową. Chwieje się przez chwilę, lecz nie potrafi złapać równowagi, przez co się wywala. Stara się szybko podnieść, lecz wystarczy sekunda zwłoki, by Johanna go dopadła. Rzuca się na niego, wyrywa nóż, a zanim zdąża poderżnąć mu gardło, chwytam jej rękę tak mocno, jakby od tego zależało moje życie. Może to przez gorączkę, ale nie chcę dopuścić do rozlewu krwi. Choroba lekko mnie ogłuszyła, więc nie wiem co się dzieje niedaleko, przy strażnikach. W końcu, to tylko dziecko, prawda? Tak jak ja nim jestem. Nie dam tej satysfakcji Snowowi.
-Puść go.
Cedzę.
-Zwariowałaś?!
Wybucha.
-Myślisz, że daruję życie jakiejkolwiek osoby z Kapitolu?!
-Johanna, to jeszcze dziecko, takie samo, jakie by trafiło na arenę, chyba o to walczyliśmy, prawda?
Starałam się zachować zimną krew, tak jak Peeta, w takich sytuacjach, ale pod koniec zdania puszczają mi nerwy. Gdy kończę, chrypnę. Próbuję jeszcze coś powiedzieć, ale wydobywa się ze mnie jedynie cichy pisk.
Johanna zdeterminowana rzuca nóż daleko w krzaki i wymierza we mnie oskarżycielsko palec. Zaraz potem jakby zażenowana go opuszcza i każe wstać. Przerażonego chłopaka kopie w brzuch i odwraca głowę.
-Następnym razem go poćwiartuje.
-Nie będzie następnego razu.
Jęczy. Jeszcze trochę zajmie mu dojście do siebie. Już raz dostałam kopniaka od Johanny i wiem, jak to może boleć. Tym bardziej, że to chuchro było kompletnie nieprzygotowane, myślę.
Resztę drogi pokonujemy bez najmniejszego szwanku. W oddali zauważam domy, z dymiącymi się kominami. Przekraczamy pewien próg, który jest wyznacznikiem lasu. Mogłabym stwierdzić, iż cały dystrykt Siódmy, jest porośnięty gęstym lasem, który stopniowo się przerzedza, a w środku jest okrągła wioska, ogrodzona przeróżnymi straganami. Parę gapiów zaczyna się na nas patrzeć, niczym na najgorszych wrogów. Pewna kobieta wypuszcza kolorową szkatułkę. Słyszę okrzyki zdziwienia i oburzenia. Wyglądamy aż tak odrażająco? Ludzie zaczynają coś szeptać i zaraz większość wraca do normalnego trybu życia. Johanna zgrzyta zębami.
-Co się stało?
Pytam.
-Boją się. Z tej strony lasu przychodzą różne dziwne stworzenia i barbarzyńcy. Na skraju Kapitolu chowają się takie wyrzutki. Prawie nikt tu nie przebywa, nikt tędy nie chodzi.
Opowiada.
-To trochę jak Wasz Ćwiek.
Tyle, że tam było odrobinę bezpieczniej, dopowiadam w myślach.
Wchodzimy na drewnianą podłogę. To jest ulica, ale widocznie wykorzystują drewno, zamiast asfaltu, ponieważ jest ono łatwiej dostępnym materiałem. Zmiana podłoża wybija mnie z rytmu i tracę równowagę. Mam nogi i ręce jak z waty, nie potrafię zrobić nic. Johanna stara się mnie podnieść, jednak jestem jak szmaciana lalka- nic nie potrafię ze sobą zrobić. Straciłam kontrolę nad ciałem. Ktoś mnie podnosi i sadza na pobliskim straganie. Bezzębna kobieta dokłada mi rękę do czoła.
-Ma gorączkę.
Oznajmia.
-Katniss, omdlałaś już parę razy, nie jesteś przypadkiem w ciąży?
Wtrąca się Johanna.
-Co? Nie! Nie...
Mruży oczy.
-Na pewno?
Dopytuje się.
-Jestem chora...
Dukam. Język wysechł mi na wiór. Johanna jeszcze przez moment bacznie się we mnie wpatruje i zabiera z pierwszego lepszego stoiska picie, jakby czytała mi w myślach. Może to przez sposób przełykania?
Nie zważając na to, iż chyba to ukradła, wypijam łapczywie parę łyków.
-Marzniesz dziecino.
Jakiś pan nakłada mi na ramiona ciepły koc. Potem wraca do bezzębnej staruszki, żeby pomóc jej w prowadzeniu marnego biznesu. Właśnie ktoś podszedł, by kupić świece. To pewnie małżeństwo. Wyglądają na szczęśliwych. Czy kiedyś będziemy tak wyglądać? Ja i Peeta?, zastanawiam się. Peeta!
Nagle dostaję energii, żeby pójść dalej. Najostrożniej jak potrafię odkładam butelkę i koc, choć trzęsą mi się ręce z zimna, i z gorączki.
-Co jest? Już Ci lepiej? Może serio jesteś w ciąży?
-Johanna, nie! To nie możliwe. Muszę znaleźć Peetę.
Odwracam się na pięcie, ale Johanna chwyta mnie za przegub. Widzę w jej oczach zmieszanie i- co dziwne- lęk. Otrząsa się pcha mnie w kierunku wioski zwycięzców, która leży podejrzanie blisko lasu. Z daleka widać wielki napis, oznajmiający, iż tu powinni mieszkać zwycięzcy, a raczej- zwycięzca. Trudno mi powstrzymać krzyk bólu, po stąpnięciu na chorą nogę, ale ostatecznie gryzę się w rękę, tłumiąc jęk.
Johanna jak gdyby nigdy nic, idzie sobie swobodnie obok mnie, a ja tymczasem ledwo brnę przed siebie na złamanej stopie.
-Johanna?
Słyszę. Momentalnie się odwraca.
-Katniss!
Chłopak podbiega do mnie z drugiej strony. Mocno przyciska czerwoną rękę, do brzucha. Na początku nie wiem co się dzieje, więc wpadam w panikę, ale nikt nie ma równie błękitnych oczu. Chwyta mnie w pasie i unosi. Próbuję objąć go wokół szyi, ale wiotczeją mi ręce. Znowu to samo. Peeta świdruje mnie wzrokiem i stawia z powrotem. Dopiero teraz zauważam, że jest zapłakany. Stoimy przez chwilę, wpatrując się w siebie nawzajem i napawając się tym widokiem. Oddech Peety jest dziwnie niespokojny. Oglądam go od stóp, do głów. Mój wzrok zatrzymuje się na ranie, na brzuchu, która ciągle krwawi. Dotykam tego miejsca, żeby się przekonać, że nie ma tam kuli.
-Boże...
Szepczę. Spoglądam na niego. Zaczął płakać. Czy na prawdę myśli, że nie ma już ratunku? Ratunek jest. Musi być.
Staję na palcach jednej nogi i podtrzymuję się ramienia Peety.
-Zostań przy mnie.
Unosi mnie, tak żebym miała twarz na tym samym poziomie, co on. Owijam nogi wokół jego bioder i wplątuję palce we włosy. Czuję, że więcej nie zniosę.
-Katniss, ja...
Delikatnie całuję go w usta, żeby przestał mówić. Nie to chciałam usłyszeć. Nie może się ze mną pożegnać. Po dłuższej chwili odsuwa się ode mnie. Zaciska wargi i patrzy mi się w oczy.
-Pamiętaj, że zawsze przy Tobie będę.
Całuję go po raz ostatni, a Peeta traci równowagę i przewala się, razem ze mną, do tyłu.

7 komentarzy:

  1. JOHANNA I PEETA!! WRESZCIE!!
    Końcówka była strasznie słodka... aż się wzruszyłam, kiedy to czytałam!!
    Kurcze... to naprawdę było strasznie urocze!!! :D
    A Johanna to po prostu Johanna! (Yyyy... co?) Uwielbiam ją i te jej "ciemna maso"! Czasem nawet mówię tak do moich koleżanek, ale tylko jedna ogarnia o co chodzi XD Chociaż reszcie też tłumaczyłam... yhhh... ale one nie są fangirl...
    No nieważne... rozdział jest świetny tak jak zwykle :D
    Chyba daruję sobie dziś pisanie tego niemiłosiernie długiego komentarza (spokojnie... pod następnym rozdziałem sobie nie daruję i komentarz będzie niemiłosiernie długi :D) i napiszę tylko, że czekam na kolejny piątkowy rozdział (chociaż niestety w przyszły piątek kończą mi się ferie, więc mam mieszane uczucia co do wyczekiwania tego piątku...) i życzę Ci duuuuuuuuuuuuuuużo weny :)

    Pozdrawiam
    (zakochana w Finnicku, nieogarnięta, miłośniczka niemiłosiernie długich komentarzy) love dream

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :D Dziękuję :D
      Ja też tak mówię do koleżanki! Co więcej- nie jest fangirl, a ogarnia! XD
      O nie! Miałaś ferie i dopiero teraz wstawiłaś rozdział?! Jak mogłaś pozwolić uciec czasowi i wenie na ferie! :O :P
      PiŻW! :D

      Usuń
    2. To fajnie!! Moje koleżanki nie ogarniają nic co jest związane z książkami i byciem fangirl... jak coś jest związane z filmami to tak w miarę ogarniają, ale też nie do końca... a książek nawet nie czytają... znaczy z wyjątkiem jednej koleżanki, która akurat jest fangirl :D
      Ciągle mam ferie... do szkoły wracam 15. lutego, ale w zasadzie kończą się już w kolejny piątek, bo sobota i niedziela to zawsze jest wolna... Najgorsze jest to, że czas wolny i wena tylko mnie odwiedzili i zaraz znów wyjechali, ale obiecali, że jeszcze do mnie wpadną w te ferie :D

      Usuń
    3. Na szczęście również zostałam obdarzona fangirl u boku. :D No i na szczęście moje koleżanki w miarę pojmują, o co chodzi. XD
      To bardzo dobrze! Musisz ich wspaniale przywitać, to może nie wyjadą! :D

      Usuń
    4. W takim razie Ci zazdroszczę, bo moim koleżankom to można tłumaczyć i tłumaczyć, a one i tak nie zawsze zrozumieją...
      Właśnie mam plan i myślę, że jak uda mi się go zrealizować to nie wyjadą... trzymaj kciuki!! :D

      Usuń
  2. No, no, no!! XD
    Fajnie by było gdyby Kotna zaszła w ciążę ;D
    Rozdział jak zwykle super c:
    JOHANNA , JOHANNA JEJ!! XD
    Co tu więcej pisać? Życzę duuużo weny!
    ~kochanka Finnicka i BFF Johanny (Igrzyskomaniczka)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :D
      Nie, niefajnie, bo musiałabym to opisywać, a według mnie na takie sceny nie powinno być miejsca w książkach. XD
      PiŻW!

      Usuń

Wiem, że Wam się nie chce komentować moich postów, ale tylko i wyłącznie dzięki temu mogę się dowiedzieć co o nich sądzicie, proszę poświęćcie tę chwilę.
Doceniam to, iż w ogóle to jesteś, jednak proszę zastosuj się do poniższych reguł:
**Czytasz- komentujesz, :D
**Jeżeli chcesz coś skrytykować, to podaj argumenty,
**Nie maskuj głupoty wulgaryzmami,
**Baw się dobrze!