Siadam obok niego i mocno szarpię go za ramię. Nie robi się tak z osobami, które zemdlały, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy. Jego klatka piersiowa porusza się wolno, ociężale, jakby miała zaraz przestać. Zanoszę się tak histerycznym płaczem, że też chyba zaraz stracę przytomność. Wielkie, ciepłe łzy spływają mi policzkach, prosto na koszulę Peety, w którą wsiąkają. Co Finnick robił? Trzydzieści razy... Och, to bez sensu! Nie umiem reanimować ludzi. Stracę go, tak jak wszystkich. Bujam się na wszystkie strony, płacząc.
-Nie odchodź, nie...
Błagam. Nie mogę nawet przełknąć śliny, mam wielką gulę w gardle. Otwieram szeroko buzię, próbując zaczerpnąć powietrze. Wszystkie moje rany ponownie się otwierają, nie próbuję powstrzymać krwawienia.
Tuż przy głowie Peety dostrzegam strużkę krwi. Jeszcze tego mi brakowało! Ujmuję jego twarz w dłonie i lekko unoszę. Podkładam rękę, tam, gdzie zakładam, że jest rana. Czuję, jak ciepła substancja oblepia mi palce.
Kładę się na nim, owijam ręce wokół jego szyi, być może blokując dostęp powietrza, ale tak bardzo chcę mieć go przy sobie, a jestem kompletnie bezradna. Rzucają mną tak potworne skurcze, że mam wrażenie, iż straciłam panowanie nad ciałem.
Wtedy silne uderzenie w tył głowy odbiera mi przytomność.
Coś szorstkiego chłosta mnie po twarzy. Boję się otworzyć oczy. Co właściwie się stało? Czy Peeta już umarł? Ja z pewnością nie, bo boli mnie każda część ciała. Czuję, że mam nienaturalnie wygięte nogi, co sprawiło, że nie mogę nimi poruszać. Ostrożnie podnoszę dłoń, ale w czymś mi utknęła, a przynajmniej tak mi się wydaje, ponieważ nic nie czuję.
Z obawą uchylam jedną powiekę. Coś ociera się o moje oko, więc od razu je zamykam. Nie mam możliwość przetrzeć go ręką, więc wciskam twarz w coś, co najprawdopodobniej jest kocem. Ktoś szarpie mnie za kostkę, więc odwracam głowę.
-Och, nareszcie!
Buczy Johanna. Kompletnie o niej zapomniałam.
-Nawet nie wiesz ile przez Ciebie mieliśmy kłopotów.
-Mieliśmy?
Pytam.
-Po tym, jak Peeta zemdlał, a Ty wpadłaś w jakiś szał, po utracie ukochanego, musiałam Cię ogłuszyć, bo nie dało się do Ciebie dojść. Strasznie...
-A gdzie on...
Przerywam jej, ale nieskutecznie.
-Strasznie się rzucałaś. Nie wiem co Cię opętało, ale do rzeczy. Jakoś udało mi się Was dociągnąć do mojego domu, a wtedy...
W świetle słabo tlącej się świecy dostrzegam jedynie jej oczy. Spogląda z wyrzutem na sufit i wzdycha.
-A wtedy przeleciały samoloty i zalały kawałek Dystryktu. Jako że prawie wszystko mamy z drewna, a ta substancja była chyba dodatkowo wzmocniona jakimś cholerstwem, to wszystko zaczęło gnić. Nie ceniłam mojego domu, bo... zresztą, wiesz o co mi chodzi, ale jednak był mój.
Denerwuje się.
-Nieważne. W każdym razie, musiałam Was stamtąd wydostać, co też nie było najłatwiejszym zadaniem. Drewno pod nogami się uginało, wręcz w nim tonęłam, lecz chyba jestem coś Tobie winna, Kosogłosie.
Mówi z przekąsem, ale po chwili ciągnie dalej.
-Władowałam Was na jakiś pojazd i dowieźliśmy Was do sklepu mojego kuzynostwa. Zawołałam lekarza, bo Peeta tak bardzo krwawił, że miałam wrażenie, iż mogłabym napełnić wannę jego krwią. Doktor chwilami myślał, że nie żyjesz- tak mocno trzymałaś Peetę. Próbowaliśmy na wszystkie sposoby Cię od niego odciągnąć, lecz nic nie skutkowało, po prostu się zaklinowałaś. Na szczęście jakoś udało mu się zbadać obrażenia i Was opatrzeć.
Przekręca się na stołku i nachyla w moim kierunku.
-A teraz słuchaj, bo nie będę dwa razy powtarzać.
Kiwam głową, przełykając głośno ślinę. Mój wzrok powoli przyzwyczaja się do ciemności. Jestem otoczona, a zarazem przykryta, przez miliony ubrań, na wieszakach. Jak mniemam, jesteśmy na zapleczu sklepu odzieżowego. Skupiam wzrok na płomyku świecy.
-Nie odchodź, nie...
Błagam. Nie mogę nawet przełknąć śliny, mam wielką gulę w gardle. Otwieram szeroko buzię, próbując zaczerpnąć powietrze. Wszystkie moje rany ponownie się otwierają, nie próbuję powstrzymać krwawienia.
Tuż przy głowie Peety dostrzegam strużkę krwi. Jeszcze tego mi brakowało! Ujmuję jego twarz w dłonie i lekko unoszę. Podkładam rękę, tam, gdzie zakładam, że jest rana. Czuję, jak ciepła substancja oblepia mi palce.
Kładę się na nim, owijam ręce wokół jego szyi, być może blokując dostęp powietrza, ale tak bardzo chcę mieć go przy sobie, a jestem kompletnie bezradna. Rzucają mną tak potworne skurcze, że mam wrażenie, iż straciłam panowanie nad ciałem.
Wtedy silne uderzenie w tył głowy odbiera mi przytomność.
Coś szorstkiego chłosta mnie po twarzy. Boję się otworzyć oczy. Co właściwie się stało? Czy Peeta już umarł? Ja z pewnością nie, bo boli mnie każda część ciała. Czuję, że mam nienaturalnie wygięte nogi, co sprawiło, że nie mogę nimi poruszać. Ostrożnie podnoszę dłoń, ale w czymś mi utknęła, a przynajmniej tak mi się wydaje, ponieważ nic nie czuję.
Z obawą uchylam jedną powiekę. Coś ociera się o moje oko, więc od razu je zamykam. Nie mam możliwość przetrzeć go ręką, więc wciskam twarz w coś, co najprawdopodobniej jest kocem. Ktoś szarpie mnie za kostkę, więc odwracam głowę.
-Och, nareszcie!
Buczy Johanna. Kompletnie o niej zapomniałam.
-Nawet nie wiesz ile przez Ciebie mieliśmy kłopotów.
-Mieliśmy?
Pytam.
-Po tym, jak Peeta zemdlał, a Ty wpadłaś w jakiś szał, po utracie ukochanego, musiałam Cię ogłuszyć, bo nie dało się do Ciebie dojść. Strasznie...
-A gdzie on...
Przerywam jej, ale nieskutecznie.
-Strasznie się rzucałaś. Nie wiem co Cię opętało, ale do rzeczy. Jakoś udało mi się Was dociągnąć do mojego domu, a wtedy...
W świetle słabo tlącej się świecy dostrzegam jedynie jej oczy. Spogląda z wyrzutem na sufit i wzdycha.
-A wtedy przeleciały samoloty i zalały kawałek Dystryktu. Jako że prawie wszystko mamy z drewna, a ta substancja była chyba dodatkowo wzmocniona jakimś cholerstwem, to wszystko zaczęło gnić. Nie ceniłam mojego domu, bo... zresztą, wiesz o co mi chodzi, ale jednak był mój.
Denerwuje się.
-Nieważne. W każdym razie, musiałam Was stamtąd wydostać, co też nie było najłatwiejszym zadaniem. Drewno pod nogami się uginało, wręcz w nim tonęłam, lecz chyba jestem coś Tobie winna, Kosogłosie.
Mówi z przekąsem, ale po chwili ciągnie dalej.
-Władowałam Was na jakiś pojazd i dowieźliśmy Was do sklepu mojego kuzynostwa. Zawołałam lekarza, bo Peeta tak bardzo krwawił, że miałam wrażenie, iż mogłabym napełnić wannę jego krwią. Doktor chwilami myślał, że nie żyjesz- tak mocno trzymałaś Peetę. Próbowaliśmy na wszystkie sposoby Cię od niego odciągnąć, lecz nic nie skutkowało, po prostu się zaklinowałaś. Na szczęście jakoś udało mu się zbadać obrażenia i Was opatrzeć.
Przekręca się na stołku i nachyla w moim kierunku.
-A teraz słuchaj, bo nie będę dwa razy powtarzać.
Kiwam głową, przełykając głośno ślinę. Mój wzrok powoli przyzwyczaja się do ciemności. Jestem otoczona, a zarazem przykryta, przez miliony ubrań, na wieszakach. Jak mniemam, jesteśmy na zapleczu sklepu odzieżowego. Skupiam wzrok na płomyku świecy.
-Masz zwichniętą nogę. Założono Ci jakiś but usztywniający, którego masz nie zdejmować przez najbliższy tydzień. Lekarz zastanawia się jakim cudem udało Ci się przejść tak długą drogę, ponieważ masz uszkodzone mięśnie, w prawej łydce. Rana na udzie, mimo że jest niezasklepiona, to nie trzeba było jej szyć. Posmarowano ją jakąś maścią, żeby sama się zrosła. Co do Peety, to nie ma uszkodzonych organów wewnętrznych, mimo że kula przebiła go na wylot. Ma się nie przesilać.
Z trudem powstrzymuję się od zasypania jej pytaniami. Przetwarzam wszystkie informacje jeszcze raz, a ponieważ większość mnie nie obchodziła, bo dotyczyła mnie, to mam ułatwione zadanie.
-Gdzie on jest?Przez długotrwałą ciszę, po części pomagającą mi strawić wiadomości, a po części trzymającej mnie w niepewności, nie wytrzymuję i pytam.
-Leżysz obok niego od jakiś... ech... czterech godzin?!
Mówi z ogromnym wyrzutem. Pewnie przez cały ten czas, siedziała w tym zatęchłym składziku i nas pilnowała. Marszczę czoło. Mój wolny tok myślenia można usprawiedliwić, tym, że nie do końca się dobudziłam, albo jestem zszokowana. Nagle dociera do mnie to, co oczywiste. Skoro Johanna mówiła, że przez cały ten czas nie chciałam puścić Peety, to musi być obok mnie. Nadal nie odzyskałam czucia w lewej części ciała, ale pomarańczowy płomyczek odbija się od jego blond włosów. Jestem wokół niego owinięta i musiałam być w naprawdę wielkim szoku, żeby tego nie zauważyć.
-Peeta!
Szepczę.
-Peeta!
Wtóruje z ironią w głosie Johanna. Nie zważając na jej opryskliwość ostrożnie wyjmuję nogę zza Peety, a potem staram się wyplątać dłoń, żelaznego uścisku mojej drugiej ręki. Odgarniam mu włosy z czoła i zaczynam na coś wyczekiwać. Nie wiem na co. Nie wiem też, po co, ale czekam. Nieruchomieję na moment, by się przekonać, że oddycha. Przed oczami ukazuje mi się inny obraz, sprzed laty. Jest dla mnie tak odległy, jakby było to wieki temu. Nie sądziłam, iż te parę lat może wnieść tyle zmian, ran, non-stop ucierających się, na mnie, na stałe. Zarówno na ciele, jak i na umyśle. Niektóre są nieodwracalne, jednych żałuję, drugie chciałabym przywołać jeszcze raz, a inne kompletnie nie mają dla mnie sensu. Teraz widzę nas w jaskini, na Igrzyskach. Przemoczonych, chorych, głodnych, zziębniętych, a jednak na swój sposób szczęśliwych. Pilnowaliśmy się nawzajem podczas snu. Chroniliśmy. Tylko tak udało nam się przeżyć, a teraz mimo różnych niedogodności trwamy w miłości. Moje nieudane próby flirtu, w grocie, które miały miejsce tylko dlatego, że starałam się utrzymać nas przy życiu narodziły nowe uczucie, a te z kolei stało się tak silne, że niemal nie do przełamania. Czasem mam wrażenie, że tylko miłość jest w stanie nas uratować. Uśmiecham się, na myśl spokojniejszego czasu, w naszym życiu.
Pochylam głowę, by pocałować Peetę w usta. Wiem, że śpi i nic nie czuje, lecz mimo wszystko mam nadzieję, że dzięki temu się obudzi. Głaszczę zewnętrzną stroną dłoni jego policzek.
Mam wrażenie, iż ta chwila trwa w nieskończoność. Moje powieki są tak ciężkie, że co chwilę muszę gwałtownie i szybko mrugać, żeby nie zasnąć. Świeca powoli zaczyna się wypalać, co jeszcze bardziej pogrąża mnie w pół śnie, z którego staram się uciec. Z czasem jednak przestaję mieć siłę na ruch dłonią, a potem na otwieranie oczu. Próbuję myśleć o najokropniejszych rzeczach, jakie mnie spotkały, żeby wyrwać umysł, ze stanu odrętwienia, lecz niestety nie daję rady i po krótkim czasie zapadam w sen.
Wydaje mi się, że co jakiś czas uchylam powieki, żeby sprawdzić, czy przypadkiem Peeta się nie obudził, ale równie dobrze to może być wytwór umysłu, pętla czasoprzestrzenna. Gdy w końcu czas ciągłego sprawdzania mija, przenoszę się w istny koszmar.
Zaginione dzieci. Zgubione, stracone. Zmiechy rozszarpujące moich bliskich. Tej nocy dołączają do nich także Kosogłosy, które przestają śpiewać, cichną. Piękna melodia, ułożona specjalnie dla Rue, kończy się piskliwym skrzeczeniem ptaków, które dławią się własną pieśnią i wkrótce umierają. Ponieważ czuję, jak moja- do tej pory- nieruchoma część ciała się odciąża, frunę w przestworza, żeby im pomóc, lecz napotykam barierę. Wpadam w sidła, które z każdym moim następnym ruchem się coraz bardziej zakleszczają.
Z przerażeniem wyrywam się z nietypowego koszmaru, ale tu czeka mnie następny. Na ręce mam szkarłatną posokę. Palce oblepia krew, bez wątpienia. Wymysł, czy to się dzieje naprawdę?
Rozglądam się po pomieszczeniu, a ponieważ w międzyczasie wyczuwam na twarzy filc, to domyślam się, że nadal siedzimy na zapleczu. Wpatruje się we mnie uważnie para oczu i czuję czyjś oddech na karku. Przyglądam się posoce i zastanawiam się, czy osoba, która bacznie mnie obserwuje ma z tym jakiś związek. Potem dostrzegam charakterystyczny błysk złości i wszystko sobie przypominam. W krótkim czasie zaczynam wszystko widzieć dokładniej. Ewidentnie coś żuje, więc chyba przyniosła jedzenie. Próbuję się oprzeć o ścianę, lecz gdy tylko zmieniam pozycję słyszę przygłuszony krzyk. Odwracam głowę i zauważam Peetę. Ma przesiąknięty bandaż. Pewnie na nim leżałam i krew przesiąkła na moją rękę. Momentalnie schodzę z niego, z obawy, że jeszcze coś mu zrobię. Peeta jak gdyby nigdy nic wyciąga rękę w moją stronę i przykłada do policzka.
-Cześć, Katniss.
Uśmiecha się lekko. Widać, że jest bardzo osłabiony. Wpatruję się w jasne punkty, które są jego oczami.
-Cześć.
Odpowiadam szeptem.
-Jak się czujesz?
Pytam, choć wiem, że źle.
-Całkiem dobrze.
Przyznaje.
-Jestem trochę poobijany i zostałem postrzelony, ale zawsze mogło być gorzej.
Ukazuje w uśmiechu białe zęby. Delikatnie przysuwam się bliżej, by mógł na mnie popatrzeć. Zbiera mi się na płacz, ale wykrzywiam usta, żeby odwzajemnić uśmiech. Zważając na to, iż zaraz potem zaczynam płakać, mogło to wyglądać bardziej na paskudny grymas. Myślę, że i tak tego nie zauważył, bo jest ciemno.
-Chodź tu.
Mówi. Chcę się przytulić, ale pamiętam, jak przed chwilą sprawiłam, że rana na brzuchu go zabolała, więc z trudem się powstrzymuje.
-Będzie Cię boleć.
Uprzedzam.
-Teraz mnie boli. Chodź.
Chyba wiem, co ma na myśli. Podkurczam nogę w kolanie i kładę ją na jego brzuchu, tak jak kiedyś, przed całą aferą z Igrzyskami dla kapitolińczyków. Dopiero teraz dostrzegam mosiężny but usztywniający. Wygląda, jakby był na mnie za duży o trzy rozmiary. Jestem przyzwyczajona do noszenia niepasujących rzeczy, ale to jest o tyle dziwne, że tylko wydaje się być większe.
Peeta nie pozwala położyć mi głowy na jego ramieniu, ponieważ od razu przyciąga mnie na długi pocałunek. Po raz pierwszy od dłuższego czasu ani jedno z nas nie jest zmożone chorobą, czy też nie mamy spierzchniętych ust, z odwodnienia. Peeta całuje mnie bardzo mocno, ale zarazem czule. Przez chwilę czuję się jak w domu.
-Jecie, czy nie?
Dobiega do nas głos Johanny. Jakby przestraszeni odwracamy głowy. Gdy układam usta, by jej odpowiedzieć, mała żaróweczka, tuż nad naszymi głowami wydaje przerażający dźwięk, po czym zaczyna słabo świecić. Gwałtownie podskakuje, a Johanna parska śmiechem.
-Naprawili elektrownię.
Podsuwa nam talerz z dwoma kanapkami. Pomagam Peecie usiąść i podkładam mu pod głowę coś, co przed chwilą zdjęłam z wieszaka. Łapczywie zjadamy posiłek, po którym okazuje się, że mamy jeszcze garnek z ciepłą zupą. Gdy wypijam swoją porcję, oddaję Peecie garczek i zagaduję Johannę, żeby rozluźnić dziwnie spięta atmosferę.
-Kiedy będziemy mogli wyjść?
-Niedługo. Zaraz Cher, moja kuzynka, przyniesie Wam ubrania. Wolałam, żebyśmy tutaj poczekali, póki się nie obudzicie.
Kiwam głową. Liczyłam na dłuższą i bardziej kwiecistą wypowiedź, by można było rozwinąć temat, ale czego ja się spodziewałam po Johannie?!
Układam się obok Peety, a on okrywa nas kocem i splątuje nasze dłonie. Johanna zaś cały czas tkwi na stołku gapiąc się w nicość.
Światło co jakiś czas ciemnieje, by po paru minutach znów zaświecić. Peeta głaszcze kciukiem moją dłoń. Siedzimy tak może z dwie godziny, aż w końcu słyszymy pukanie do drzwi. Wraz z ich otwarciem, wpada do nas tyle światła, że wszyscy zostajemy na chwilę oślepieni.
-Ojej, przepraszam. Powinnam była... Peeta?!
Jej! Jej! Jej! Tak się cieszę że jednak Peeta nie jest w tak złym stanie jak się wydawało ale mimo wszystko jest mi zarówno jego jak i Katniss naprawde szkoda... Wycierpieli juz tyle ze powinni móc wieść spokojne życie ale jednak jest w tym coś takiego ze te wszystkie przygody które ich spotykają są naprawdę fascynujące i nie chce się przestać o nich czytac! Naprawdę dziękuję że stworzylas tego bloga i tak wytrwale dodajesz rozdzialy i dzielisz się z nami wszystkimi swoim talentem pisarskim :)
OdpowiedzUsuńJesteś cudowną! Czekam na kolejny rozdział bo to sprawia ze codziennie rano wstaje z myślą że coraz bliżej do piątku a co się z tym wiąże do nowego rozdziału :)
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za te wszystkie rozdziały
Milly
Tak, to prawda- niby powinni wieść spokojne życie, a jednak los ich cały czas prześladuje. Mimo wszystko uważam, że te wszystkie okropności ich połączyły i dzięki temu dają sobie z nimi radę.
UsuńTo ja powinnam dziękować Wam, że jesteście i dajecie mi motywacje do dalszego pisania! :D
Jest mi niezmiernie miło czytać takie komentarze, bo one naprawdę sprawiają wielką radość, tym bardziej, iż wkładam w rozdziały bardzo dużo serca. :D
Nigdy nie sądziłam, że zgromadzę jakąś grupkę ludzi, którym w tak prosty sposób będę sprawiać radość, a teraz mogę spokojnie powiedzieć, że jest to najlepsza nagroda. :D
Również pozdrawiam i dziękuję. :)
Dawno nie zaglądam na Twojego bloga ale od razu mówię , że się poprawie. =)
OdpowiedzUsuńJak do tej pory historia jest bardzo ciekawa ale moim skromnym zdaniem może warto już dać spokój z ucieczkami Katniss i Peety i trochę radości dodać do tego ich już po Igrzyskach nie łatwego życia ? (Nie to ,że mówię jak masz prowadzić bloga . Uznaj to poprostu jako sugestię )
I chciałabym dodać , że twożysz niesamowitą historię . Dzięki Twojemu blogowi zaczęłam czytać dalsze losy =) (był to pierwszy blog o Katniss I Peecie jaki przeczytałam )
Dziękuję za to , że piszesz
Oleverd
Bardzo mi miło. :D
UsuńTia... Można powiedzieć, że Cię usprawiedliwiam, ponieważ dawno tu nie zaglądałaś. :D Otóż w pewnym poście wspomniałam, iż będzie tylko/aż 40 rozdziałów, więc akcja utrzyma się jeszcze przez 3. :D :/
Bardzo dziękuję! :D Cieszę się, że zaczęłam nowy rozdział w Twoim życiu- jak myślę- obecnie pełnym fanfiction. :D
To ja Ci dziękuję, że jesteś, czytasz, komentujesz i motywujesz!
PiŻW! :D
Co prawda to prawda , że pełnym fanfika bo czytam sporą liczbę blogów i sama też staram się coś skleić na swojego ^^ Jak byś kideyś zechciała wpaść i go ocenić to link : http://alwaysbeliveformockingjay.blogspot.com
UsuńTak, już tam zaglądałam, ale nie miałam okazji w pełni zapoznać się z Twoją historią, ponieważ Twój szablon jest bardzo mylny i nie za bardzo wiem, gdzie jest jaki post. XD
UsuńJak będę miała czas, to oczywiście dokończę czytanie. :D
Yhhh... planuję zamach na mój internet i prąd? Pomożesz? XD
OdpowiedzUsuńNie ma to jak pisać komentarz, który później się skasuje, bo:
a) najdroższy internet postanowi, że zrobi Ci żart i nagle się wyłącza...
b) klikniesz coś (oczywiście przez pomyłkę...) i Ci się wyłącza, ale myślisz, że udało Ci się dodać komentarz...
c) w trakcie pisania komentarza wyłączą Ci prąd i wszystko, czego jeszcze nie zapisałaś (chociażby prace graficzne) Ci się usuwa... WSZYSTKO!!
Zgadnij co przydarzyło się tym razem...
Ooo... FINNICK!! (co z tego, że tylko wspomniane jego imię?? Ważne, że w ogóle jest :D)
Peeta i Katniss wreszcie razem!! CZEKAŁAM NA TO, WIĘC PO PROTU MUSZĘ...
HURRRA!!!!! WRESZCIE!!!! NIECH NAM ŻYJĄ KATNISS I PEETA!!! HURRA!!
Tak się cieszę, że są nareszcie razem i są cali i... no dobra może nie do końca zdrowi, ale cali XD!! Naprawdę się cieszę i... nawet nie narzekam tak dużo na szkołę jak zwykle!! (Na całe DWA dni szkoły narzekałam zaledwie... pięć razy... to jakieś... cztery razy mniej niż zwykle... :D) Powinnaś być z siebie dumna! Sprawiłaś, że uwielbiająca narzekać love dream nie narzeka tak dużo jak zwykle!! :D
Ej... co ta za końcówka?? Może bardziej pasowałoby tu pytanie:
DLACZEGO TY MI TO ROBISZ?? YHHH... NO KURCZE!!! JA MUSZĘ WIEDZIEĆ CO JEST DALEJ!!! MUSZĘ!! MUSZĘ!! PO PROSTU MUSZĘ!!! NO I ODLICZAM DNI DO PIĄTKU... ZNOWU... :D
No cóż... życzę Ci duuuuużo weny (bo jak wiesz czekam na tą książkę... tak tylko się przypominam :D)
Pozdrawiam
(zakochana w Finnicku, nieogarnięta, miłośniczka niemiłosiernie długich komentarzy) love dream
Nie ma jak złośliwość rzeczy martwych =)
UsuńAleż oczywiście. Mam bardzo ładny worek, na pewno się zmieszczą. XDD
UsuńTak, tak, wiem. Piszesz to za każdym razem, gdy choćby o nim wspomnę. :D Skoro o Finnicku mowa... wybierasz się na ten nowy supermegahiper film Me Before You? :D
Cali w sumie też nie są- nie zapominajmy o tym, że Peeta ma tylko jedną nogę. XD
Okey, będę z siebie dumna! :D Na przyszłość wiesz gdzie wpaść, gdy zaczniesz narzekać! :D
I tu Cię zmartwię, ponieważ przez dwa tygodnie nie będzie rozdziałów...! XD :') Mam ferie, a zgodnie z odwieczną zasadą- w wolne dni nie wstawiam rozdziałów. :D Mogę zaspoilerować, że w tym tygodniu pojawi się opis Cressidy. :'D
Dziękuję! :D Jestem na 6 rozdziale, więc jakby 1/5 książki, ale nie jest źle. :') A jak tam u Ciebie? :D
PiŻW! :D
Ooo...!! To świetnie!! Dziękuję!! :D
UsuńWiem XD Ale po prostu muszę o tym pisać... to silniejsze ode mnie :D
Jasne, że idę!!! Chociaż... prawdopodobnie w kinie (o ile to coś w ogóle kinem nazwać można...), które jest najbliżej mojego domu prawdopodobnie Me Before You nie będzie i albo będę musiała czekać, aż film będzie w internecie, albo pojadę do jakiejś innej miejscowości... ale ja to muszę obejrzeć!! No i oczywiście jak już wyjdzie książka z okładką filmową to i książkę kupię :D
Hahaha... tak... przypomniało mi się o tym dopiero po dodaniu komentarza XD
Taaak... już wiem co robić z narzekaniem :D
Ooo... no ale jakoś muszę sobie poradzić :)
To dobrze!! U mnie jest znacznie gorzej, bo znów mam problem z czasem wolnym... yhh... udało mi się przeprosić z weną, ale czas wolny się ze mną pokłócił... i znów uciekł :(
Oj, no tak :/ Trzymam kciuki, żeby puścili w Twoim kinie :D
UsuńJa zakupiłam audiobook, który obecnie czyta moja rodzicielka, ponieważ ja spędzam czas z Rywalkami. :D (SERDECZNIE POLECAM! :D Ale! Maxon jest mój i nikomu go nie oddam! XD)
Wal, jak w dym! :D
Dasz radę, na pewno masz biblioteczkę pełną cudownych książek, które umilą Ci ten dwutygodniowy czas bez moich jakże rozwiniętych rozdziałów XD :D
Jak mogłaś go puścić?! Trzeba było go złapać, albo przywiązać skakanką do szafy! :') :/
Świetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję :D
UsuńPiŻW! :D